Odkąd w telewizji zaczęły pojawiać się reality show o chirurgii plastycznej, liczba pacjentów poddających się zabiegom upiększającym wzrosła trzykrotnie. Powiększamy, wygładzamy i odsysamy na potęgę. Jeden z czołowych chirurgów przyznaje, że czasami na ulicy zaczepiają go ludzie z pytaniem, czy da się ich upiększyć. Rynek może być już warty ponad miliard złotych.
Aby umówić się na konsultację w sprawie powiększenia piersi, operacji nosa czy liposukcji brzucha u dr. Marka Szczyta, trzeba poczekać aż do września 2016 roku. Sama konsultacja kosztuje 350 zł gotówką, ale kolejka jest dłuższa niż do najbardziej obleganych specjalistów w NFZ. To efekt uboczny programu „Sekrety chirurgii”, pierwszego reality show o operacjach plastycznych jakie we współpracy z TVN zorganizował ten lekarz. Pacjenci mogli w nim za darmo poddać się operacji pod warunkiem, że zgodzą się otwarcie opowiedzieć o swoim problemie przed kamerami.
– Chirurgia plastyczna to nie głaskanie po głowie, ale poprawianie ludzkiego ciała. Operacje pomagają zwalczać kompleksy i leczą dusze pacjenta – zapowiadał program dr. Szczyt
Na castingi przychodziło ponad 4,5 tys. osób, a emitowane odcinki miały milionową widownię. Efekt marketingowy był piorunujący. Po trzeciej edycji dr Szczyt zwierzał się dziennikarzom, że ludzie zaczepiają go na ulicy, chcą umówić się na wizytę, a czasem nawet pokazują swoje mankamenty i pytają, co można z nimi zrobić.
Dyktatorzy kanonów piękna
„Fabryka piękna” na antenie Polsat Cafe wypromowała na gwiazdę dr Monikę Jachnę-Grzesiak. Z kolei w telewizji śniadaniowej TVN bryluje dr Marcin Ambroziak, szef Estederm Klinika Ambroziak. Ekspert od estetyki twarzy opowiadał tam, że zastrzyki botoksu są równie niegroźne jak wypicie porannej kawy. Aby to udowodnić, sam wstrzyknął sobie toksynę przed kamerami. Przyznaje się do regularnego stosowania botoxu. Potwierdza to gładka i pozbawiona zmarszczek twarz 43-letniego lekarza.
Od 2010 roku, kiedy w polskich telewizjach zaczęły się pojawiać rodzime reality show o chirurgii plastycznej, liczba pacjentów poddających się zabiegom upiększającym wzrosła trzykrotnie – wynika z ankiety Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anty-ageing, które zrzesza 1100 lekarzy. – Przełamano intymne tabu, fora internetowe aż kipią od dyskusji, a nowe gabinety wyrastają na osiedlach obok banków, kawiarenek i sklepów spożywczych – uzasadnia ten boom Andrzej Ignaciuk, szef PTME.
Od lekarza do biznesmena
Wróćmy na moment do dr Szczyta. Jego metamorfoza z lekarza do biznesmena jest równie piorunująca jak u bohaterów jego programu. Wydział lekarski Akademii Medycznej ukończył w 1987 roku. Potem przez kilka lat pracował jako zwykły chirurg ogólny. Następne 7 lat spędził w Szpitalu Chirurgii Plastycznej w Polanicy Zdroju, jednym z najlepszych w Polsce. Tam stwierdził, że zawodowe cięcie nosów i biustów to świetny biznes. Liftingował, powiększał i odsysał w renomowanych szpitalach, wreszcie w grudniu 2011 roku rozpoczął biznes na własną rękę. Relacje z otwarcia kliniki zamieściły tytuły takie jak: Twój Styl, Pani, Show, Viva, Party, Flesz, Gala, Uroda, Hot, Eden i wiele innych tytułów. Pod względem liczby wycinków prasowych z powodzeniem może konkurować z popularnymi aktorami.
Jednak pionierem tego biznesu w Polsce był dr Andrzej Sankowski z Warszawy, który swoją klinikę otworzył w 1992 roku. Wspomina, że moda na operacje plastyczne szybko postępowała, bo już kilka lat później miał pacjentkę zoperowaną „w całości”. – Po kolei zrobiłem jej niemal wszystkie możliwe operacje: powiększyłem oczy, usta, piersi, podciągnąłem brwi, skróciłem nos, zmniejszyłem biodra, pośladki, uda i podudzia. A na zakończenie mój asystent wyciął jej odcisk na stopie, by, jak stwierdził, była zoperowana od czubka głowy po pięty – opowiada.
Sankowskiemu nie brak dystansu i dowcipu. W rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że wchodząc na bankiet rozpoznaje gołym okiem biusty, które wyszły spod jego ręki. Niedawno zasłynął skandalem w programie TVN "Na Językach", gdzie ze zdjęć celebrytów odczytywał jakim zabiegom się poddali. W efekcie pozwała go do sądu projektantka Ewa Minge, która twierdzi, że jej wygląd to efekt wyłącznie działania sił natury. Jego zdaniem to właśnie odróżnia nas od Amerykanów, którzy lubią chwalić się, że nos, podbródek czy piersi zrobił im znany chirurg.
Facelifting zdobi człowieka
Polacy zostawiają w kieszeni chirurgów nawet ponad miliard złotych rocznie. Z czego wartość rynku samych operacji plastycznych szacuje się na 250 mln. Miesięcznik "Forbes" szacuje, że najlepsze kliniki mają roczne przychody rzędu 6-8 mln zł. Inna sprawa, że doktorzy Szczyt, Ambroziak i Grzesiak sporo inwestują. Budżet metamorfozy bohatera telewizyjnego programu to 20-30 tys zł. Oswajanie z wysokimi rachunkami ma jednak sens. Chirurdzy przekonali Polaków, że zadbana twarz i zgrabna sylwetka są dziś tak naturalnym elementem dobrego stylu, jak dobrze skrojony garnitur, markowy zegarek, sukienka i szpilki od znanego projektanta.
Pełny face lifting u dr. Szczyta kosztuje 12-15 tys., u Ambroziaka 10-12 tys zł. Korekcja nosa 10 tys. zł, a korekcja odstających uszu 4-5 tys. zł. Już dawno klientami przestali być tylko celebryci. „Sekrety chirurgii” pokazywały historię przedsiębiorcy, który przeszczepił sobie włosy z karku na czubek czoła. Twierdził, że powiększające się zakola wpływały na jego prezencję i sukcesy w biznesie.
Przykładowe ceny:
– lift czoła: 8-9 tys. zł
– korekcja odstających uszu: 4,5-5 tys. zł
– totalna korekcja nosa: 10-15 tys. zł
– podniesienie brwi: 8-9 tys. zł
– zmniejszenie uszu: 5-6 tys. zł
na podstawie cennika drszczyt.pl
Zmotywowani, ale ubożsi klienci gotowi są zafundować sobie zabiegi na raty. Kliniki współpracują z bankami lub firmami sprzedaży ratalnej. Przykładowo, firma Pragnienia Kobiet bez formalności kredytowych sfinansuje operację za 15 tys. zł, a przy 3-letnim harmonogramie miesięczna rata wyniesie 536 zł (koszt kredytu 4,5 tys. zł jest porównywalny z ofertą banku).
Ekspresem na botox
– Za upiększanie pacjentów zabierają się nawet stomatolodzy, lekarze innych specjalności oraz kosmetyczki, poszerzające paletę tradycyjnych zabiegów kosmetycznych o zastrzyki z botoksu, których wykonywaniem powinni zajmować się uprawnieni lekarze – uważa Andrzej Ignaciuk z PTME, który rozpoczął właśnie krucjatę przeciwko kioskom oferującym szybki botoks.
Takim jak ten w centrum handlowym obok Dworca Centralnego w Warszawie. Jego pracownicy zapewniają, że to „zabieg lunchowy” trwający 15 minut. Potem klient może dalej załatwiać swoje sprawy w centrum, albo wyruszyć w podróż, już z wygładzonymi zmarszczkami.
Trafił z tematem idealnie, bo co chwilę możemy przeczytać o ofiarach polskiego "beauty przemysłu". O innych wiadomo z portali oceniających lekarzy, gdzie zdarzają się opinie: "Jestem niezadowolona, poprawa wyglądu jest nieznaczna, tylko podbródek wygląda lepiej. Tymczasem ja zapłaciłam 15000 za face lift!"