– Ci, którzy kradną w hipermarketach dzielą się na trzy grupy. Jedni robią to z głodu, inni z czystego kombinatorstwa. Są oczywiście też profesjonaliści, którzy przychodzą spróbować zawinąć coś, co ktoś u nich po prostu zamówił – mówią w rozmowie z naTemat ochroniarze. I podkreślają, że wbrew wszelkim pozorom, to nie bieda jest najczęstszą motywacją sklepowych złodziei.
– Gdybym miał oceniać po moich prywatnych statystykach, to naprawdę biedni ludzie, których zatrzymaliśmy na gorącym uczynku stanowią może jedną trzecią wszystkich - mówi Adam, 27-letni ochroniarz w jednym z najpopularniejszych centrów handlowych w Trójmieście. Na co dzień monitoruje halę hipermarketu i podkreśla, że mało komu udaje się umknąć obiektywom dobrze skonstruowanego systemu kamer. – A wśród tych, których wychwytujemy bez wątpienia dominują zwykli cwaniacy, kombinatorzy – przekonuje.
Wszyscy kradną...
Zwykle motywacja złodzieja rzuca się po prostu w oczy lub wynika z tłumaczeń schwytanego na kradzieży człowieka. Jednak czasami naprawdę trudno ją zrozumieć.
-– Zaledwie przed dwoma miesiącami miałem najbardziej kuriozalną sytuację. Na kradzieży markowych słodyczy wrzuconych do wnętrza taniego czajnika elektrycznego złapaliśmy elegancką damę w średnim wieku. Pani wiedziała o co nam chodzi, gdy podeszliśmy. Po zatrzymaniu oznajmiła od razu, że dzwoni po swojego prawnika. Tak zrobiła, ten pojawił się dużo szybciej niż patrol policji i... okazało się, że to jej mąż. No i zarazem jeden z bardziej wziętych adwokatów w mieście. My byliśmy chyba dość nieustępliwi wobec nich, ale policjanci wydawali się już bardziej ulegli – wspomina Adam.
W ciągu trzech lat, które przepracował w ochronie sklepów wielkopowierzchniowych podobnych przypadków było znacznie więcej.
– W hipermarketach wyłapuje się nawet kilka osób dziennie. Absolutna większość nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego posunęła się do kradzieży. Mówią, że "była okazja". Zatrważające, że często kradną młode, wyglądające na dobrze sytuowane dziewczyny: licealistki i studentki. Potem twierdzą, że ukradziona butelka wina, kosmetyki to było dla zabawy albo dreszczyku emocji – dodaje ochroniarz.
Dreszczyk emocji i kara "w naturze"
W tej ocenie zgadza się z nim 32-letni Mariusz, który odpowiada za ochronę hipermarketu w Gdyni. Nieśmiało dodaje, że tego typu przypadki bywają czasami moralnie dwuznaczne dla pracowników ochrony. W firmach, które odpowiadają za ochronę największych sieci handlowych procedury są ściśle określone i nikt nie ma szans łaskę ochroniarza, który go przyłapał. Inaczej jest na przykład w butikach w centrach handlowych, gdzie ochroniarz wraz obsługą mogą stać się natychmiastowym sądem. Z takiego wymiaru sprawiedliwości postanowiła skorzystać jedna ze złodziejek z butiku, który Mariusz ochraniał w poprzedniej pracy.
– Dziewczyna próbowała ukraść kilka dość tanich ciuchów. Zaprowadzona za zaplecze z wielkim uśmiechem wprost powiedziała, że zrobiła to dla zabawy, dla podniesienia sobie adrenaliny. I zasugerowała, że chętnie zapłaci za rzeczy, a z "ochroną rozliczy się w naturze". Byłem zaskoczony i przez głowę mi nie przeszło, by na to przystać. Jednak mocno podjudzać tę dziewczyną zaczęły koleżanki z obsługi. No i rzeczywiście tak to się skończyło. Mnie do dziś jest głupio jakoś, choć dziewczyna sama nalegała, a wszystkie rzeczy wróciły na swoje miejsce. Są jednak koledzy, którzy takich sytuacji po prostu szukają i łatwo znajdują – opowiada.
Komputer na wynos
Obaj moi rozmówcy podkreślają jednak, że drugą najliczniejszą grupą złodziei w polskich centrach handlowych są po prostu zawodowi przestępcy. Z nimi ochroniarze mają największe problemy, bo to specjaliści, którzy w biały dzień potrafią wynieść z hipermarketu nawet zestaw komputerowy z monitorem. – Tego typu złodzieje zwykle korzystają z dwóch metod, które utrudniają nam monitorowanie sytuacji w sklepie. Robią sztuczny tłok i wykorzystują bagaże sprzedawane na hali – tłumaczy Mariusz.
O co chodzi? W jednym miejscu zorganizowana grupa rozbija na przykład słoiki z przetworami, albo butelki z alkoholem. Zgodnie z procedurami w to miejsce kieruje się większość kamer i wysyła ochroniarzy z sali. Tymczasem kilku innych w drugiej części sklepu szybko pakuje do walizki drogi sprzęt. Teraz pozostaje tylko umiejętnie odwrócić uwagę kasjerki, która powinna jedynie zeskanować kod z walizki za 49 zł i nie zaglądać do jej wnętrza, gdzie skryto łup nawet za kilka tysięcy. Niektórzy z nich posługują się także specjalnym sprzętem, który w ciągu kilku sekund pozwala odczepić klipsy zabezpieczające.
– Kradzieże z ewidentnej biedy to na szczęście najrzadsze sytuacje. Mówi się, że ludzie ubodzy są najbardziej przyzwoici i to może dlatego – stwierdza Adam. – W tych sytuacjach czasem serce się kraja, gdy musimy wzywać policję do zatrzymanej babci, której widać, że się nie przelewa, a schowała pod płaszcz drożdżówkę. No ale takie są procedury, że w dużych sklepach nikomu nie można odpuścić – dodaje Mariusz.
Bieda potrafi zaskoczyć
Jego kolega po fachu przywołuje jednak historię, w której wstydliwa sytuacja ujęła szefa ochrony tak bardzo, że pozwolił jednemu z zatrzymanych mężczyzn odejść bez konsekwencji, a nawet dał mu kilkadziesiąt złotych na podstawowe zakupy. – To była kolejna z najbardziej zaskakujących historii, które przeżyłem w tej pracy. Świetnie ubrany, elegancki facet przy kasie spakował wszystkie zakupy i nagle zaczął uciekać. Szybko go złapaliśmy przy drzwiach, a on wtedy rozbeczał się jak dziecko – wspomina ochroniarz.
Okazało się bowiem, że ten elegancki mężczyzna niedawno nagle stracił pracę, a w obawie o nerwy rodziny, nie przyznał się do tego i wydawał oszczędności. Gdy te się skończyły, a żona poprosiła o zrobienie zakupów, on postanowił je ukraść. - Dla wielu to nie byłyby przekonujące powody, ale my tak często patrzymy na zwykłą głupotę, że nikt nie protestował, gdy widząc tego załamanego mężczyznę szef uznał, że o sytuacji zapominany i zrobił mu część zakupów - wspomina mój rozmówca.