Duża część komentatorów i polityków żyła dzisiaj tematem mebla. Nie, to nie kolejna rocznica podpisania porozumień Okrągłego Stołu. Ten, o którym dzisiaj się debatuje, jest większy – ma 80 m długości, może pomieścić 124 osoby. No i kosztował 174 tys. zł. Na naszą prezydencję w UE kupiło go Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Były rzecznik prezydencji uzasadniał cenę nazwiskiem cenionego projektanta Tomka Rygalika. Problem w tym, że to nie on zaprojektował stół.
"Skandal", "Rozrzutność", "Bezsens", "Bizancjum" – to tylko kilka z komentarzy po tym, jak "Rzeczpospolita" ujawniła wydatki Ministerstwa Spraw Zagranicznych na meble. Tylko w 2012 roku resort wydał na meble ponad milion złotych. Ale nic tak nie działa na wyobraźnię jak konkretny przypadek. Został nim ogromny stół, który za 174 tys. zł kupiono na potrzeby polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.
Meble Ministerstwa Spraw Zagranicznych były rano jednym z najgoręcej komentowanych na Twitterze tematów.
MSZ wydało na meble 4,4 mln zł.Czyżby Sikorski pozazdrościł Janukowyczowi wystroju wnętrz;-))
Do tablicy został wywołany Konrad Niklewicz, który był rzecznikiem prezydencji, a teraz pracuje w Centrum Informacyjnym Rządu. Na Twitterze zwracał uwagę na rozmiary stołu. Wskazywał, że mebel został zamówiony u znanego projektanta Tomka Rygalika, co ma dodatkowy atut – promuje polski design.
Kiedy dzwonię do Tomka Rygalika i zaczynam wypytywać o szczegóły projektu, ten reaguje zdziwieniem. Mówi zdziwiony, że nie projektował żadnego ogromnego stołu na potrzeby prezydencji. Dopiero po chwili udaje nam się uporządkować dyskusję. Rygalik projektował tylko część mebli dla prezydencji, ale odpowiadał za wybór pozostałych, które pochodziły od innych polskich projektantów.
– Zostałem wybrany do realizacji projektu na drodze przetargu – wyjaśnia Tomek Rygalik. – MSZ wsparty ekspertami dokonał dogłębnej analizy, potrzebnej do przeprowadzenia przetargu i wybrania osoby, która ma możliwości realizacji tego trudnego zadania. Nie ukrywam, że z entuzjazmem i poczuciem dumy przystąpiłem do jego realizacji ľ zapewnia.
A praca nie była łatwa. – Moje zadanie składało się z dwóch części. Bo to nie tylko zestaw mebli, które będą przykładem dobrego polskiego projektowania i będą nawiązywały do tradycji polskiego meblarstwa. Druga rzecz to wielokrotna aranżacja tych mebli pod kątem spotkań na najwyższym szczeblu – relacjonuje projektant. – Częścią zadania było wypracowanie wzornictwa, które jednocześnie spełnia funkcje potrzebne prezydencji i wpisuje się w bardzo różne wnętrza, we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Warszawie, w Sopocie czy Brukseli – tłumaczy.
– System stołów nie był częścią mojego zadania, ale myślę że to nie jest za wysoka cena. Wysokiej jakości stół do domu może kosztować do 20 tys. zł, a tutaj mamy do czynienia ze stołem modułowym składającym się z ponad pięćdziesięciu stołów. Można go różnie konfigurować – moduły łączą się, mają system zarządzania okablowaniem, płyty, które zasłaniają nogi itd. To wszystko bardzo zaawansowane – opisuje Tomek Rygalik.
Trudno było znaleźć taki mebel, który spełniałby wyśrubowane normy. – Takich mebli jest mało na rynku. Szczególnie tych z wysokie półki, bo przecież to nie mogą być ławki ze szkoły, tylko coś, co będzie adekwatne do rangi tych spotkań. Chcąc promować polskie wzornictwo, trzeba było wybrać dobry model. System stołów nie był częścią mojego zadania, ale z tego co wiem, spełniał te założenia – wyjaśnia nasz rozmówca.
A tym, którzy uważają, że stół był zbyt drogi proponuje zadanie: – Proszę spróbować wycenić stoły systemowe w tej samej ilości do biur klasy A i zapewniam, że jeśli on będzie zaawansowany wzorniczo, jakościowo i technologicznie, to będzie kosztował więcej niż ten. Poza tym specjalny dział wyceniał koszty mebli a nie wymyślił jej producent czy projektant, tylko wycenę opracowano na podstawie tego, co jest na rynku – zapewnia Rygalik.
– W Polsce większości ludzi design kojarzy się z czymś drogim, z czymś dziwnym, a to nie znaczy nic innego niż projektowanie. To nie synonim wyglądu, tylko szukanie optymalnego rozwiązania od strony technicznej, materiałowej, funkcjonalnej i wreszcie wizerunkowej. I myślę, że w przypadku prezydencji udało się to znaleźć i możliwie najlepiej pokazać Polskę – podsumowuje.
Wydaje się, że całe zamieszanie wywołał były rzecznik prezydencji Konrad Niklewicz, który na wyrost przypisał Rygalikowi projekt systemu stołów. Pomimo to broni wydanych przez MSZ pieniędzy.
– Słyszeliśmy wiele ciepłych słów na temat tego, jak nasza prezydencja się prezentuje – relacjonuje Konrad Niklewicz, rzecznik prasowy naszego przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej. – Oczywiście to nie był najważniejszy aspekt prezydencji, ale pomógł stworzyć dobry wizerunek Polski. Przy wielu okazjach, szczególnie w rozmowach kuluarowych, podkreślaliśmy, że to polscy projektanci, polskie materiały i polskie technologie – zaznacza.
Bo w dzisiejszym kształcie prezydencje w UE coraz bardziej są okazją do promocji własnego kraju, coraz mniej do załatwiania konkretnych spraw. – Podczas prezydencji odwiedziły nas tysiące gości, wielu z nich, z reguły opiniotwórczych, mogło siedzieć przy tym stole i podziwiać polski design. Wyjechali bogatsi o wiedzę na temat polskiej szkoły designu – przekonuje wiceszef Centrum Informacyjnego Rządu. – Przypominam, że część wystroju prezydencji francuskiej projektował Philippe Starck. My poszliśmy tą samą drogą – dodaje Niklewicz.
Poza tym pieniądze wydane na meble nie zostały (dosłownie) spalone.– Kupiono meble najwyższej jakości, które do dzisiaj służą w ministerstwie czy w placówkach dyplomatycznych – zapewnia Niklewicz. – Tak samo jest z tym stołem. Oczywiście nie używa się go na co dzień, bo nie ma tylu okazji. Ale na pewno nie leży bezczynnie – przekonuje były rzecznik prezydencji.
Tomek Rygalik, który współpracuje z żoną Gosią to uznana marka nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Wszechstronnie wykształcony (zaczynał na politechnice, skończył w Royal College of Art w Londynie), z doświadczeniem w międzynarodowych firmach, obsypany deszczem nagród. Meble, które zaprojektował dla naszego rządu nie są robione masowo, ale wymyślono je i wyprodukowano specjalnie na pół roku prezydencji. A to powoduje, że cała impreza staje się droższa.
Ale cały zamysł wyposażenia prezydencji w Polskie meble oceniany jest dobrze. – Uważam, że promowanie polskiego designu w Europie, czy na świecie, ma sens, ponieważ w ten sposób pokazujemy się jako kraj twórczy i nowoczesny, a nie sztampowy i archaiczny. Świadczy to też o naszym dużym potencjale i kapitale ludzkim – mówi Patryk Kaczanowski, projektant, absolwent ASP w Warszawie.
Stół – jak udało nam się ustalić – to projekt cenionego designera Piotra Kuchcińskiego. – Za to cena mnie nie zadziwia. stół jest potężnych rozmiarów, mają się przy nim zmieścić 124 osoby, a poza tym za nazwisko również się płaci. stoły do jadalni dla 6 osób potrafią kosztować 20 tys. zł. Ale jeżeli stół wykonał jakiś stolarz, to cena jest wysoka – dodaje Kaczanowski.
Niezależnie od tego, kto stworzył projekt stołu, a kto wybrał go do obsługi polskiej prezydencji należy pamiętać, że to nie cena powinna być głównym kryterium wyboru. Chociaż pozornie może się wydawać, że oszczędzamy, w krótkim okresie czasu może zaistnieć konieczność napraw czy wymiany kupionych mebli. Dlatego należy uznać za zwrot w kierunku normalności plany dodania kryterium jakości do nowelizacji ustawy o zamówieniach publicznych.