Za nami trzecia edycja warszawskiego festiwalu filmów poświęconych modzie Warsaw Fashion Film Festival. Gościem imprezy była Diane Pernet, jedna z najbardziej wpływowych postaci świata mody, która za sprawą festiwalu ASVOFF wyznacza trendy w filmie modowym (fashion film). Udało mi się z nią chwilę porozmawiać w cztery oczy, choć jak zwykle jej schowane były za czarnymi okularami przecisłonecznymi.
Diane Pernet pochodzi z Nowego Jorku, gdzie pod koniec lat 70. zaczynała karierą jako projektantka mody, obecnie mieszka i pracuje w Paryżu. Jest prekursorką dokumentowania mody i twórczynią uznanego festiwalu filmów o modzie A Shaded View on Fashion Film (ASVOFF).
Była jedną z pierwszych ikon mody, które dostrzegły, jaki potencjał ma internet. Na platformie www.ashadedviewonfashion.com prowadzi opiniotwórczego bloga. Od lat wierna czerni.
Diane Pernet w Warszawie
W świecie mody takich dam wymienić można kilka - wszystkie mają swoje lata i niepowtarzalny styl. Anna Wintour (zawsze uczesana w charakterystycznego boba), jej prawa ręka Grace Coddington (rudowłosa - do niedawna był to także znak firmowy Vivienne Westwood, ale projektantka ścieła włosy), również ruda Nina Ricci, Franca Sozzani (wierna swoim blond lokom), Donatella Versace (nawet jeśli jej mocno opaloną skórę i platynowe włosy nazwać należy raczej antystylem niż stylem) i najmroczniejsza z nich wszystkich: Diane Pernet. Morticia Adams świata mody.
Diane Pernet zaczynała jako projektantka mody w Nowym Jorku, zajmowała się też tworzeniem kostiumów do filmów, pracowała jako redaktor mody dla magazynu „Joyce” oraz dla portali Elle.com i Vogue.fr. Prowadzi bloga A Shaded Viev of Fashion (ASVOFF) oraz ceniony festiwal filmów o modzie A Shaded View on Fashion Film (ASVOFF). Filmy zaprezentowane przez Pernet w Paryżu, pokazywane są następnie na innych tego typu imprezach.
Zobaczyć ją na zdjęciach w internecie to jedno, ale na własne oczy podczas 3. Warsaw Fashion Film Festival, to zupełnie inne doświadczenie. Diane Pernet naprawdę od stóp do głów owienięta jest w czarną kreację, a na głowie ma wysoki turban z welonem, w który powpinane są broszki - ni to pająki, ni kwiaty. Mimo że konferencja odbywa się w pomieszczeniu, ani przez chwilę nie zdejmuje czarnych okularów przeciwsłonecznych. Wrażenie potęguje też jej niski, trochę chropowaty i zanikający głos. I choć trudno w to uwierzyć, powiedziała: – Uwielbiam kolory, po prostu ich nie noszę. Zapytana dlaczego kocha modę wyraża zaskoczenie: – To jakby pytać, dlaczego kocha się słońce.
Fashion film
Pernet jest prekursorką filmów modowych, dziedziny, która powstała u styku filmu oraz mody i rozwija się dzięki wzajemnemu oddziaływaniu tych sztuk. Jej zdaniem w gatunku tym więcej powinno być historii i narracji niż ubrań czy pięknych „zamrożonych” zdjęć, które ktoś wprost z magazynów modowych przeniósł do filmu.
– Naprawdę lubię, kiedy film opowiada historię: ma początek, środek, zakończenie. I ma bohatera. Za filmy o modzie zwykle biorą się fotografowie mody. Wiedzą, jak robić piękne zdjęcia i przenoszą je do filmów, ale to, czego potem brakuje to historie. W film trzeba tchnąć emocje. Robiąc selekcję filmów do ASVOFF szukam takich z narracją.
Dodała, że brakuje jej także wesołych filmów o modzie, która zbyt często pokazywana jest poprzez smutne obrazy. Jako przykład doskonałego połączenia emocji i dobrej fotografii z narracją, Pernet wymieniła pochodzący z Indii „Holi Holy” (reżyseria Bharat Sikka), obraz nagrodzony Grand Prix podczas ostatniej, szóstej edycji jej festiwalu. Naprawdę wart obejrzenia i… posłuchania.
Rozmowa z Diane Pernet
W trakcie Warsaw Fashion Film Festival Pernet znalazła czas, żeby porozmawiać z mediami. Podczas przeprowadzanych wywiadów siedziała na środku białej sali, przy małym stoliku - cała w czerni. Trudno było uniknąć skojarzenia z Mariną Abramovic i jej performancem „The artist is present”.
Dlaczego nosisz tylko czerń, jaka filozofia za tym stoi?
Po prostu lubię czarny kolor, dobrze się w nim czuję. Czerń sprawia, że czuję się silna.
Czarne przeciwsłoneczne okulary to również mocny akcent w twoim wizerunku, chowasz się przed światem?
Nie, nie ukrywam się, ale lubię zachować trochę dystansu. Również w świecie mody jestem osobą, która jest w jego centrum, a jednocześnie jest outsiderem. Krajobraz świata mody jest mi doskonale znany, ale nie chcę być częścią jego brudów. Lubię mieć dystans. Takie równoczesne bycie w środku i na zewnątrz i zachowanie w tym siebie nie jest łatwe, ale już od dawna mi się udaje.
Jak wyglądały twoje początki w branży modowej?
Studiowałam film. Pod koniec lat 70. zaprojektowałam swoją własną kolekcję mody. Zresztą modę kochałam od najmłodszych lat. Może nie uwierzysz, ale wtedy ubierałam się cała na różowo. Już w wieku 10 lat marzyłam, żeby zostać projektantką, ale rysunek nie był moją najmocniejszą stroną, więc nie byłam przekonana, że to marzenie się spełni. Ale z czasem zrozumiałam, że w modzie bardziej chodzi o wizje i pomysły niż o to, jak się rysuje. Oczywiście, im więcej się ma technicznych umiejętności, tym lepiej.
Nie pamiętam, jakie było moje pierwsze doświadczenie ze światem mody. Próbowałam wielu rzeczy i każda z nich jakoś związana była z modą, czy to było prowadzenie bloga czy festiwalu filmowego. Jestem typem pioniera, po prostu działam w jakimś kierunku i uczę się rzeczy w praktyce. Jeśli człowiek zgromadzi zbyt dużą wiedzę, to może nigdy nie zacząć działać. Taka wiedza go przytłoczy. Czasem lepiej jest po prostu zacząć. To akurat u mnie bardzo amerykańskie, wychodzę z założenia, że jeśli chce się coś zrobić, to po prostu trzeba to robić. Ale jeśli ci coś nie wyjdzie, to po prostu zaczniesz robić coś innego. To nie jest typowo fancuskie myślenie. Francuzi uważają, że najpierw trzeba spełnić różne kryteria, że jeśli nie osiągnie się odpowiedniego poziomu na starcie, to nie ma co w ogóle zaczynać. We Francji raczej się twórców zniechęca niż zachęca.
Jak to jest być Amerykanką w Paryżu?
To w ogóle nie było łatwe. Pierwsze trzy lata były koszmarne. Francuzi nie znoszą obcokrajowców. A w Nowym Jorku uwielbialiśmy obcokrajowców, byli egzotyczni, chcieliśmy się od nich uczyć, chłonąć inne kultury. Z Francją jest ponoć tak, że jeśli przetrwasz trzy lata i dalej nie masz ochoty wyjeżdżać, wówczas Francuzi zaczynają cię akceptować. A ja tam jestem już 23 lata...
I zdecydowanie cię zaakceptowali, jesteś tam ikoną, nie wypuszczą cię nawet gdybyś bardzo chciała.
Chyba masz rację, chociaż wciąż są ludzie, którzy patrzą na mnie jakbym była z Marsa. Ale w branży mody mam swoje miejsce.
Co uważasz o blogach i blogerach modowych. W tej chwili w Polsce jest o nich bardzo głośno, ale czy taki trend się utrzyma. Jaka jest przyszłość modowej blogosfery?
Najlepsze z najlepszych blogów odniosą sukces i wybiją się na sam szczyt, a inne – po tym jak blogerzy na nich zarobią – znikną. Wiesz o tym, że niektórzy blogerzy modowi np. Bryanboy dostają 45 tys euro za sam fakt, że pójdą w Singapurze na zakupy, płacą mu za samą obecność. Nigdy nie byłam w stanie tego zrozumieć. Prowadziłam swojego bloga po to, żeby mieć platformę komunikacji z ludźmi, a nie żeby na nim zarabiać. Nie przyszło mi to do głowy, a wcale nie jestem przeciwko zarabianiu pieniędzy. Ale w prowadzeniu bloga w ogóle nie było finansowej motywacji.
Czy moda sprawia, że kobiety są silniejsze czy raczej je zniewala?
Myślałam o tym często, kiedy byłam projektantką. Zależało mi, żeby sprawiać, że kobiety będą się czuły piękne i pełne nadziei. Projektanci, których dzisiaj podziwiam, to twórcy, którzy nie redukują kobiety do wieszaka czy obiektu seksualnego. Starają się podkreślać ich siłę. Lubię silne kobiety. Zwłaszcza, że bycie silną wcale nie polega na zaprzeczeniu swojej kobiecości czy zanegowaniu mody.