materiały prasowe

My, trzydziestoletni, dzieci transformacji, jesteśmy pokoleniem przeciętym na pół – uważa autorka "Znaków szczególnych" Paulina Wilk. O dorastaniu swoim i całego pokolenia napisała książkę, która poza nostalgicznymi wspominkami zawiera także unikalną analizę, kim – i dlaczego – są ludzie urodzeni w latach 80.

REKLAMA
Paulina Wilk

Rocznik 1980. Pisarka i publicystka. Pierwsza książka „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” została uznana za jeden z najważniejszych debiutów reporterskich ostatnich lat. Książka otrzymała m.in. nominację do Nagrody Literackiej Nike. Autorka odebrała nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera za najlepszą książkę podróżniczą 2011 roku.

"Znaki szczególne" to autobiograficzna kronika dorastania dzisiejszych trzydziestolatków. Dzieciaków, dla których rozpad ZSRR oznaczał głównie, że trzeba było się nauczyć wielu nowych nazw na lekcje geografii, pożegnanie ze znanym brakiem wszystkiego i nieśmiałe powitanie świata, który oferował abstrakcyjne do tej pory możliwości i atrakcje. Ta książka to zapis zdobywania przez autorkę własnych znaków szczególnych. Paradoksalnie, nie są one takie znowu wyjątkowe. Nie aż takie szczególne. Chyba, że dla całego pokolenia.
Jesteśmy pokoleniem, które pamięta dyndanie na trzepaku, biednych Mikołajów z brodą z waty, którzy na zakładowych mikołajkach rozdawali paczki, i ekscytację z grania na trzeszczącym Comodore 64. Tym pokoleniem, które kochało "Zaczarowany ołówek" i wie, co oznacza ołówek i kaseta magnetofonowa na jednym obrazku.
logo
Fot. Demotywatory

O tym pokoleniu, które jeszcze wyraźnie pamięta PRL, bo oznacza on po prostu błogie dzieciństwo, a w dorosłość weszło już w rozbuchanym kapitalizmie, Paulina Wilk napisała poruszającą książkę. Nie tylko dla tych, których dzieciństwo przypadło na lata 80., ale dla nich szczególnie ważną. Także dlatego, że pokazującą świat, który został już tylko w naszych wspomnieniach.
Ranking cudów. Torcik wedlowski i śliwki w czekoladzie rządzą
"Mieliśmy własny ranking cudów i najwyżej stały w nim wedlowski torcik oraz śliwki w czekoladzie" – pisze Paulina Wilk. Wiadomo. Do obcych przysmaków, przywożonych czasem przez ciotkę z zagranicy albo obrotnego kolegę taty, podchodziliśmy z nabożną czcią, ale i nieufnością. Te śliwki były nam znane. Uwielbialiśmy je, podobnie jak "Zaczarowany ołówek", który "był antidotum na brak, nie różdżką chciwości" – pisze Wilk.
Trudno o lepszą metaforę spełniania nieosiągalnych dla socjalistycznych dzieci marzeń niż chłopiec, który może sobie narysować wszystko, o czym tylko zamarzy. Każdy z nas chciał mieć taki ołówek. Okazało się, że wkrótce zmiany, które się działy, a o których nie mieliśmy pojęcia, co naprawdę oznaczają, podarowały nam nie tyle zaczarowane ołówki, ale całe programy graficzne. Trzeba było tylko nauczyć się je obsługiwać i zrozumieć, że zaczął się wyścig. Staliśmy się "klientami dorastającymi w kapsule przyspieszonej edukacji konsumenckiej". Kapsule, która wciąż leciała szybciej i szybciej.
W "Znakach szczególnych" nostalgii jest dużo. Za pewnością, za znanym światem, za wypełnionym niewinnymi rozrywkami dzieciństwem, kiedy wszyscy "zaliczaliśmy obowiązkowe fikołki na śmierdzących materacach(...), kanapki jedliśmy z tego samego chleba i jabłka takie same". Ale ta książka to fascynująca podróż "od socjalistycznych podwórek do open space i przestrzeni wirtualnej, od pożyczanych rowerów i kapsli, do kupionych na kredyt mieszkań i samochodów, i od baśniowej wizji demokracji, do realnej, gorzkiej polityki".
Trzydziestoletnie dzieci transformacji
"Kulfon, Kulfon, co z ciebie wyrośnie" – retorycznie pytała Żaba Monika w programie, który pamięta każdy trzydziestolatek. Pytanie o to, co wyrosło z dzieci, które dorastały w końcówce PRL-u, stawia sobie także Paulina Wilk. I udaje jej się znaleźć odpowiedź. Jesteśmy nowocześni i otwarci – podróżujemy po świecie, znamy języki, realizujemy pasje. Ale jednocześnie trochę staromodni, pamiętający te czasy, kiedy "Big Mac był relikwią", a podróż za granicę napawała zachwytem, ale i strachem. Bo nie zawsze umieliśmy się odnaleźć.
To także pokolenie, którego tolerancja i umiejętność rozumienia innych, choć głośno deklarowana, jest często iluzoryczna – bo jak inaczej wytłumaczyć "wyższościowe rewanże"?

Po powrocie, podczas pokazu zdjęć dla bliskich i znajomych, w anegdotach bierzemy odwet na "cygańskiej" Rumunii, "zacofanej" Ukrainie, "brudnych" Arabach i "beżowych żebrakach" z Indii.


Bierzemy odwet za te czasy, kiedy to my byliśmy nieśmiałymi podróżnikami ze Wschodu, nieobytymi z automatami ze słodyczami, którym oczy świeciły się na widok puszki Coca-Coli.
Jesteśmy pokoleniem przeciętym na pół – konkluduje Wilk. Pokoleniem, na którego oczach pieniądze stały się niewidzialne, a jednocześnie "udało im się przeniknąć niemal wszystko". To my jesteśmy tym pokoleniem, w którym rodzice ulokowali swoje nadzieje na lepsze jutro. "Nasza edukacja miała zasypać półwieczną wyrwę, nasze powodzenie – stanowić rekompensatę za perspektywy odebrane rodzicom. My nie szliśmy co rano do szkoły – szliśmy na Zachód" – pisze autorka.
Warto sięgnąć po "Znaki szczególne" już choćby z tego powodu, że Paulina Wilk to znakomita reporterka. My, trzydziestoletni, możemy się w tej książce przejrzeć jak w lustrze. Trochę krzywym, bo każdy ma własne wspomnienia. Trochę fenickim, bo widać wszystko jak na dłoni, nawet to, o czym sądziliśmy, że jest dobrze ukryte przed innymi. Że nasze lęki i zachwyty są nasze i tylko nasze, a nie dzielone przez całe pokolenie. Młodsi od nas, urodzeni o te parę lat później, które okazały się przepaścią, znajdą w tej książce swoich starszych braci i siostry z takim samym uczuciem, z jakim my, ci starsi, oglądamy zdjęcia rodziców w dawno niemodnych, zabawnych dziś ubraniach.
logo