Im słabszy złoty, tym lepiej dla polskiej gospodarki - z tego założenia wychodzi ministerstwo finansów i zapowiada, że nie będzie interweniować na rynku walutowym. Tak szybko, jak przychody firm eksportujących swoje towary za granicę, w górę mogą pójść ceny. Bo słaby złoty oznacza wyższą inflację.
Masowe wykupowanie cukru ze sklepów odeszło już w zapomnienie - rok temu w wyniku słodkiej, narodowej paniki z półek sklepowych znikały ogromne ilości tego surowca, aż nie interweniowało ministerstwo rolnictwa. Interwencje były w zeszłym roku popularnym sposobem na radzenie sobie z przeciwnościami rynku.
Brak interwencji to też interwencja
Ministerstwo Finansów ma już dość umacniania złotego – Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego powiedział dziś, że resort w drugim i trzecim kwartale nie będzie sprzedawał na rynku środków z funduszy unijnych, czyli sprzedawał euro i kupował złotego. Wymiana unijnej kasy odbywać się będzie w NBP. Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, głównego analityka Xelion. Doradcy Finansowi w ten sposób panowie Belka i Rostowski ustnie interweniowali na rynku – powiedzieli inwestorom, że nie muszą bać się interwencji i „ręcznego” umacniania złotego.
Rządowi może zależeć na podtrzymaniu wysokiego poziomu eksportu – a do tego potrzebny jest niezbyt silny złoty – Zrównoważony, nie za wysoki kurs złotego to lepsza konkurencyjność, a lepsza konkurencyjność, to lepsze wiadomości dla gospodarki - mówi Kuczyński. Polska wysłała dzisiaj jasny komunikat do rynku – rynek zrobi resztę. Jeżeli światowa gospodarka będzie się rozwijać, w Stanach Zjednoczonych nastroje się poprawią, to złoty i tak będzie się umacniał – A jeżeli Grecja zbankrutuje, złoty i tak pójdzie w dół.
Tańszy złoty to niższe ceny dla zagranicznych firm, które robią zakupy w Polsce. Szczególnie w czasach kryzysu, czy znacznego spowolnienia w krajach strefy euro, tanie zakupy nad Wisłą mogą, podobnie jak podczas ostatniego kryzysu, pomóc firmom ograniczać koszty. A Polsce utrzymać wysoki wzrost gospodarczy.
Cel, pal
Resort finansów przyzwyczaił inwestorów do interwencji, w zeszłym roku, szczególnie pod jego koniec, dzięki nim złoty nie osiągnął jeszcze wyższych poziomów. Już wtedy ekonomiści zwracali jednak uwagę, że Polska to nie Narodowy Bank Szwajcarii i zwyczajnie nie ma tyle amunicji, by codziennie toczyć walkę ze spekulantami, którzy na polskiej i europejskiej walucie chcą szybko zarobić.
Olej rzepakowy - uprawy rzepaku zrobiły się ciemnozielone, co jest oznaką przemarznięcia
Jabłka, gruszki, śliwki - mróz niszczy sady
Miód - ciężka zima zabija roje pszczół
Odwrót od interwencji może, oczywiście, podtrzymać polski eksport, trzeba jednak pamiętać o czynniku, który zdecydowanie podtrzymywania nie potrzebuje. O utrzymującym się szybkim wzroście cen. Według analityków ankietowanych przez agencję Reutera, inflacja w styczniu wyniosła 4,6 procent w ujęciu rocznym - tyle samo, co w grudniu 2011 – i to mimo podniesienia przez Radę Polityki Pieniężnej stóp procentowych w sumie o jeden punkt procentowy w zeszłym roku. Podniesienie stóp sprawia, że wzrasta oprocentowanie kredytów i między innymi lokat bankowych, bardziej opłaca się lokować pieniądze, co pośrednio powinno też umacniać złotego i ograniczać wzrost cen.
Bardziej optymistyczni są eksperci ministerstwa gospodarki, zdaniem których w styczniu ceny wzrosły w ujęciu rocznym o 4,4-4,5 procent - Ceny żywności powinny rosnąć wolniej niż przed rokiem, wówczas mieliśmy efekty podwyżki stawek VAT. Wciąż pozostają ryzyka wynikające z sytuacji na rynkach towarowych i słabego złotego, choć tu mieliśmy pewne umocnienie. Znaczący wkład we wzrost cen będzie ze strony wydatków związanych z mieszkaniami. Spadki cen należy się spodziewać w zakresie odzieży i obuwia, ale ich wpływ na ogólny wskaźnik będzie zrównoważony.
Inflacja w Polsce jest wyższa niż wzrost wynagrodzeń, przez co, mimo otrzymania podwyżki, w portfelu może zostać tyle samo, albo i mniej. Dane o inflacji poda w środę o 14:00 Główny Urząd Statystyczny.