Wydarzenia na Krymie sprzyjają pojawianiu się teorii spiskowych oraz domysłom na temat mobilizacji polskiej armii. Po tym, jak ujawniono zdjęcia sprzętu wojskowego przewożonego w stronę wschodniej granicy, dziś w internecie umieszczane są karty mobilizacyjne, które otrzymują rezerwiści. – Sytuacja na Ukrainie uzasadnia budowę systemu rezerw wojskowych na wypadek zagrożenia. – mówi Edyta Żemła, redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl.
"Wojsko przygotowuje się do ewentualnej obrony granic?", czy "Wojna na Krymie? Pracownicy MON podpisują karty mobilizacyjne" to tylko dwa tytuły artykułów, które ukazały się w ostatnim czasie w internecie. Również w mediach społecznościowych pojawiają się spekulacje odnośnie mobilizacji naszej armii.
Gazetaprawna.pl donosi, że cywilni pracownicy MON podpisują karty mobilizacyjne.
Serwis Elblag.net powołuje się na anonimowego pracownika Wojskowej Komendy Uzupełnień w Elblągu, że zaczęto przygotowywać powiadomienia dla rezerwistów, aby pozostawali w gotowości do ewentualnego wezwania.
– Znam dwie osoby, które ostatnio odebrały karty mobilizacyjną – mówi Tomasz Szymborski, prezes śląskiego oddziału SDP. – Przez kilkanaście lat wydawało im się, że wojsko o nich zapomniało. Mają za sobą przeszkolenie wojskowe w SPR. Szczęśliwi nie są. Ja czekam na swoją kartę mobilizacyjną – mówi z uśmiechem.
Wracają szkolenia
Rzecznik prasowy Sztabu Generalnego Wojska Polskiego płk Tomasz Szulejko wyjaśnia w rozmowie z naTemat, że Polska wraca do szkoleń rezerwy. – Może się tak zdarzyć, że niektóre osoby mogą otrzymywać dokumenty, które w jakiś sposób porządkują kwestie administracyjne. W bieżącym roku będzie odbywał się cały szereg szkoleń krótkoterminowych, do których żołnierze rezerwy będą powoływani – mówi płk Szulejko.
Sztab generalny pracuje przy tym normalnie i planowo. – W ubiegłym roku przeszkoliliśmy prawie 3 tysiące żołnierzy rezerwy, w bieżącym roku będzie to liczba zdecydowanie większa – zapowiada Szulejko który jednocześnie zaznacza, że szkolenia te nie mają związku z wydarzeniami na Ukrainie. Szkolenia rezerwy zostały wznowione już w ubiegłym roku.
– Pamiętajmy, że pobór jest zawieszony a nie zlikwidowany – mówi Marek Sarjusz-Wolski, znawca tematyki wojskowej. – Osoby, które przeszły komisję wojskową przed 2008 rokiem mają do 60. roku życia obowiązek mobilizacyjny. W momencie, gdy zaistnieje potrzeba w postaci zagrożenia bądź też ćwiczenia, muszą się na nie stawić. Absolutnie możliwe, że ci ludzie mogą dostać powołanie do odbycia służby rezerwowej lub na ćwiczenia – stwierdza mój rozmówca.
Trzeba wykorzystać możliwości
Edyta Żemła, redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl zwraca uwagę, że gdy kilka lat temu armia z poborowej przechodziła na zawodowstwo reformatorzy trochę zapomnieli o rezerwach. Przez te lata powstała luka w tym systemie. – Na szczęście wraca program szkolenia rezerw. Stąd młodzi ludzie dostają karty mobilizacyjne i są wzywani na szkolenia – mówi dziennikarka. – Takie działanie nie jest niczym dziwnym. Wojsko musi po pierwsze wiedzieć, kogo ma do dyspozycji na wypadek wojny. Po drugie ludzie będący w rezerwie muszą być dobrze wyszkoleni, znać podstawy rzemiosła wojskowego – dodaje.
Zdaniem Edyty Żemły, sytuacja na Ukrainie tym bardziej uzasadnia budowę systemu rezerw wojskowych na wypadek zagrożenia. – Profesjonalizacja profesjonalizacją, ale my musimy mieć przeszkolonych ludzi w razie zagrożenia, czyli tzw. rezerwy. Trochę o tym zapomniano gdy budowano armię zawodową. Więcej dobrze przeszkolonych rezerwistów to większe bezpieczeństwo państwa – stwierdza moja rozmówczyni.
Redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl twierdzi również, że coraz więcej osób będzie otrzymywało kartę mobilizacyjną. Nie należy się jej obawiać, ani szukać w tym drugiego dnia. – Każdy kraj powinien budując swój potencjał obronny zaczynać od zwiększenia świadomości społecznej w zakresie obronności, a to jest też tego typu działanie – mówi Edyta Żemła.
Dziwię się, że wojsko nie chce tego wyjaśnić dogłębniej, bo w obecnej sytuacji wyobrażam sobie, że byłaby możliwość aby wzywać rezerwistów na szkolenie. Tak jak chcemy samolotami i okrętami pokazać, że jesteśmy silni zwarci i gotowi, tak w tej sytuacji mogłyby odbywać się szkolenia rezerwistów. To nie znaczy, że idziemy na wojnę, ale że doceniamy powagę sytuacji.