
Wydarzenia na Krymie sprzyjają pojawianiu się teorii spiskowych oraz domysłom na temat mobilizacji polskiej armii. Po tym, jak ujawniono zdjęcia sprzętu wojskowego przewożonego w stronę wschodniej granicy, dziś w internecie umieszczane są karty mobilizacyjne, które otrzymują rezerwiści. – Sytuacja na Ukrainie uzasadnia budowę systemu rezerw wojskowych na wypadek zagrożenia. – mówi Edyta Żemła, redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl.
Wracają szkolenia
Rzecznik prasowy Sztabu Generalnego Wojska Polskiego płk Tomasz Szulejko wyjaśnia w rozmowie z naTemat, że Polska wraca do szkoleń rezerwy. – Może się tak zdarzyć, że niektóre osoby mogą otrzymywać dokumenty, które w jakiś sposób porządkują kwestie administracyjne. W bieżącym roku będzie odbywał się cały szereg szkoleń krótkoterminowych, do których żołnierze rezerwy będą powoływani – mówi płk Szulejko.
Dziwię się, że wojsko nie chce tego wyjaśnić dogłębniej, bo w obecnej sytuacji wyobrażam sobie, że byłaby możliwość aby wzywać rezerwistów na szkolenie. Tak jak chcemy samolotami i okrętami pokazać, że jesteśmy silni zwarci i gotowi, tak w tej sytuacji mogłyby odbywać się szkolenia rezerwistów. To nie znaczy, że idziemy na wojnę, ale że doceniamy powagę sytuacji.
Trzeba wykorzystać możliwości
Edyta Żemła, redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl zwraca uwagę, że gdy kilka lat temu armia z poborowej przechodziła na zawodowstwo reformatorzy trochę zapomnieli o rezerwach. Przez te lata powstała luka w tym systemie. – Na szczęście wraca program szkolenia rezerw. Stąd młodzi ludzie dostają karty mobilizacyjne i są wzywani na szkolenia – mówi dziennikarka. – Takie działanie nie jest niczym dziwnym. Wojsko musi po pierwsze wiedzieć, kogo ma do dyspozycji na wypadek wojny. Po drugie ludzie będący w rezerwie muszą być dobrze wyszkoleni, znać podstawy rzemiosła wojskowego – dodaje.
Zdaniem Edyty Żemły, sytuacja na Ukrainie tym bardziej uzasadnia budowę systemu rezerw wojskowych na wypadek zagrożenia. – Profesjonalizacja profesjonalizacją, ale my musimy mieć przeszkolonych ludzi w razie zagrożenia, czyli tzw. rezerwy. Trochę o tym zapomniano gdy budowano armię zawodową. Więcej dobrze przeszkolonych rezerwistów to większe bezpieczeństwo państwa – stwierdza moja rozmówczyni.

