Kiedy w 1997 roku Jarosław Rola uległ wypadkowi, zawalił mu się świat. Aktywny student II roku Politechniki Wrocławskiej z nart i roweru przesiadł się na wózek inwalidzki. Obustronna amputacja nóg. Szok, niedowierzanie, frustracja. Później intensywny proces rehabilitacji. A później decyzja: nie poddam się. Mało powiedziane, że się nie poddał. Osiem razy zdobył mistrzostwo Polski w narciarstwie alpejskim dla niepełnosprawnych, a potem, szukając alternatywy treningowej, założył firmę, zbudował sobie górski rower. I wjechał nim na Śnieżkę i Kilimandżaro.
Amputacja. – To zabrzmiało jak wyrok, zwłaszcza dla kogoś kto, jak ja, kocha sport – mówi dziś, 16 lat po wypadku, Jarosław. – Po rehabilitacji zdałem sobie sprawę, że tylko ode mnie zależy, czy zamknę się w domu, czy nadal będę aktywny – dodaje.
Zaczęło się od nart
Pan Jarosław, przed wypadkiem znakomity narciarz, postanowił wrócić do ulubionego sportu. Zaczął uprawiać narciarstwo alpejskie dla osób niepełnosprawnych. Jak jeździć na nartach bez nóg? Korzystając z Mono-Ski, które mają specjalny układ amortyzowanego zawieszenia, do którego przymocowane jest siedzisko, pod którym z kolei znajduje się narta. Tak można, będąc na wózku, jeździć na nartach.
Tak działa Moko-Ski
Intensywne treningi szybko przyniosły rezultat, bo już po trzech latach zdobył pierwsze mistrzostwo Polski. – Przy treningach narciarskich przydaje się każda forma aktywności, pomyślałem więc o rowerze. Tym bardziej, że tęskniłem za górami – oglądanymi nie tylko z perspektywy zjazdu po stoku. Chciałem znowu jeździć po nich na rowerze – opowiada pan Jarosław.
Skąd wziąć rower?
Przeszkoda była jedna: nikt nie robił rowerów górskich dla niepełnosprawnych. Takie zwykłe, do jazdy po dobrej nawierzchni, tak. Nie świecie nie było jednak sprzętu, który pozwalałby ludziom na wózkach znaleźć się w górach i po nich jeździć. – Trzeba go było stworzyć – mówi pan Jarosław.
Zaczął więc projektować. Nie miał warsztatu z prawdziwego zdarzenia, produkcję większości elementów zlecał podwykonawcom, co było i trudne logistycznie, i sporo kosztowało. Prototyp powstał w 2005 roku. Chwila niepewności przed jazdą testową – czy się sprawdzi? Sprawdził się. – Okazało się, że świetnie się spisuje, a poprawki, które trzeba było wprowadzić, były kosmetyczne – mówi Jarosław. I dodaje: – Wtedy do głowy by mi nie przyszło, że będzie z tego firma. Robiłem to tylko dla siebie.
Ludzie, widząc go w górach, nie wierzyli własnym oczom. Facet bez nóg zasuwa tam terenowym rowerem? Zdumienie mieszało się z zachwytem, podziw z niedowierzaniem. – Podczas wypadów w góry zawsze miałem ze sobą kamerę albo aparat. Nagrania wrzucałem do sieci. Moja strona, która dziś jest stroną firmową, działała już wtedy, ale wówczas to był portalik o sporcie dla niepełnosprawnych – mówi Jarosław.
Firma rośnie
Przełom przyszedł w 2006 roku. Rola wjechał swoim rowerem na Śnieżkę, błyskawicznie wzbudzając zainteresowanie mediów. – Coraz więcej osób zaczęło się tym interesować, dostałem wiele telefonów i maili, że ludzie też taki sprzęt chcą. Wtedy pojawił się pomysł stworzenia firmy – opowiada.
Ale od pomysłu do realizacji długa droga. Tym bardziej, że w Polsce sport osób niepełnosprawnych to osobny temat – nie da się z tego wyżyć. To tylko pasja, którą realizować z dużym samozaparciem i wiarą w to, że warto. Rola, przygotowujący się wówczas do Igrzysk w Turynie, wrócił do treningów, międzyczasie projektując kolejne modele.
Między olimpiadą w Turynie w 2006 roku i Vancouver w 2010 roku Rola, dla relaksu, wziął udział w wyprawie na Kilimandżaro. – Wyprawę pozytywnie komentowali ludzie na całym świecie. Wtedy już wiedziałem, że pora otworzyć firmę. Jak każda początkująca firma, zaczynaliśmy w garażu. Pomagał brat, a żona zajmowała się marketingiem i reklamą – wspomina.
Rower dla każdego
Rowery Sport-on sprzedają się głównie za granicą. Zwłaszcza model Explorer, czyli rower górski. Cena, która w zależności od modelu oscyluje między 14 a 30 tysiącami złotych, to nie jedyna przeszkoda. – To prawda, że w Polsce jest mniejsze zainteresowanie, a to dlatego, że u nas jest inne niż na świecie nastawienie do aktywności sportowej niepełnosprawnych. Nie prowadzą tak aktywnego stylu trybu życia, jak za granicą. Powoli to się zmienia, ale po wypadku, który jest często początkiem niepełnosprawności, wiele osób zamyka się w domu, nie chce kontynuować pasji sprzed wypadku – wyjaśnia.
Zamówienia na rowery nadchodzą z całego świata. Dużą popularnością cieszą się w Australii. Rocznie Rola produkuje kilkadziesiąt sztuk. Każdy model jest inny, robiony na indywidualne zamówienie. – Patentu nie ma, bo korzystamy z technologii, która jest dostępna. My połączyliśmy poszczególne elementy w całość. Mamy zastrzeżony wzór użytkowy – mówi.
Jak to działa? Wszystkie modele rowerów – szosowy, cross country i explorer napędza się rękami, ale różnią się konstrukcją. Explorer ma napęd na tylne koło, korba jet odłączona od układu kierowniczego. W momencie napędzania, podjazdu pod górę, kieruje się klatką piersiową przez specjalną poduszkę. Przy zjeździe korzysta się już z kierownicy z hamulcami, przerzutkami.
Rowery to jednak nie wszystko. Jarek Rola intensywnie rozwija firmę i projektuje kolejne urządzenia, która pozwolą niepełnosprawnym aktywnie żyć. Jakie? Na razie nie zdradza szczegółów. A o kolejnych wyprawach mówi tak: Na pewno coś jeszcze wymyślę, gdzieś pojadę. Ale ze mną jest tak, że jednego dnia wymyślam, a drugiego to realizuję.