Tylko 17 na 100 dorosłych Polaków nie zastanawia się nad emigracją. Wyjeżdżają już nie tylko ci, którzy nie mają co robić w kraju. Nawet praca w Polsce już nie zatrzymuje. „Obserwujemy coś, co można porównać do przewracającego się domina. Ludzie wyjeżdżają, radzą sobie i to działa na innych jak magnes” – tak o zjawisku drugiej fali emigracji mówią „Newsweekowi” eksperci.
Jeszcze niedawno tzw. emigracja zarobkowa wyglądała następująco: tam, czyli w Anglii, Francji czy Norwegii zarabiałeś, a tutaj wydawałeś. Wyjazdy na stałe były raczej rzadkością, a większość wracała do kraju po roku, kilku miesiącach. „Emigranci cyrkulujący” – tak określa tę grupę w rozmowie z „Newsweekiem” socjolog prof. Marek Okólski.
Ten schemat emigracji jest już jednak nieaktualny, bo po pierwszej fali, która nastąpiła tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej, mamy kolejną – nieco inną i nawet bardziej szkodliwą dla państwa. W skrócie: wyjeżdżają wszyscy, nie tylko ci, którzy muszą. I zostają, bo życie w Polsce nie spełnia ich oczekiwań.
„Praca w Polsce przestaje być już podstawowym wyborem. Z najnowszych badań, które instytut Millward Brown przeprowadził na zlecenie Work Service, wynika, że jedynie 17 na 100 dorosłych Polaków nie rozważa emigracji. Myślą o niej już nie tylko ci, którzy ani się nie uczą, ani nie pracują. Także ci, którzy mają etat, a ci, którzy zarabiają powyżej 5 tys. złotych, też nie wykluczają wyjazdu” – opisuje „Newsweek”.
Przykład? Lekarze. Nie tylko ci młodzi, ale również doświadczeni i po latach kariery w kraju. „Emigracja zasadniczo obniża poziom kadry medycznej w Polsce. Bo kto wyjeżdża? Najlepiej wykwalifikowani, znający języki, przebojowi, spełniający wyśrubowane zachodnie kryteria. Takich tracimy” – przyznaje wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej Romuald Krajewski.
Sami emigranci w rozmowach z tygodnikiem zaznaczają, że nie planują już powrotu do kraju. Lekarz nie chce pracować „w nepotycznej, hermetycznej i zawodowo rozleniwionej hierarchii”, studentka zarządzania nie chce być zmuszona utrzymywać się za 1200 zł miesięcznie. Wszyscy chcą po prostu „lepiej” żyć. I nie chodzi tylko o zarobki. „Dominują młodzi, do 35. roku życia. Znajdują tam pierwszą legalną, etatową pracę. Część, jeśli pracowała w Polsce, to dorywczo, najwyżej na umowy-zlecenia. Tam znajdują stabilizację, założą rodzinę i do tamtejszych szkół będą zapisywać swoje dzieci” – analizuje prof. Okólski.
„Dostrzegają zalety systemu świadczeń socjalnych i społecznych” – dodaje prof. Romuald Jończy z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Co z tego ma Polska? "Żadnych zysków. Migracja to strata siły roboczej, wykształconej kadry, zysku PKB" – odpowiada demografka prof. Krystyna Iglicka-Okólska. "Znane jest już zjawisko nazwane moral hazard problem. Osoby, które zarabiają, wysyłają pieniądze krewnym w kraju. Ci, mając poczucie stabilności finansowej, nie rozwijają się, przyzwyczajają się do tych pieniędzy. Stagnacja rośnie" – dodaje.
Cały tekst o drugiej fali emigracji w najnowszym "Newsweeku"