Niemieckie władze chcą zaostrzyć zasady przyznawania obcokrajowcom zasiłków na dzieci. Powód? Pobieranie świadczeń przez osoby, których pociechy nawet nie mieszkają w kraju. Prym w tej kategorii wiodą polscy imigranci.
O planach rządzącej w Niemczech koalicji pisze „Bild”. Dziennik podaje, że zasiłki na dzieci otrzymuje blisko 145 tys. Polaków, ale ponad 40 tys. z nich mieszka za granicą. W sumie świadczenia przysługują ponad 660 tys. dzieci z krajów Unii Europejskiej i w wielu przypadkach pojawiają się podobne podejrzenia nadużyć
Temat zasiłków jest gorąco dyskutowany od początku roku, bo 1 stycznia Niemcy otworzyły rynek pracy dla obywateli Bułgarii i Rumunii. Imigranci z tych krajów, obok Polaków, są wymieniani jako ci, którzy najczęściej wyciągają ręce po pieniądze. Eksperci wyliczyli, że tylko w ciągu jednego miesiąca bułgarskim i rumuńskim rodzicom wypłacono zasiłek dla 32 tys. 579 dzieci.
"11,6 procent rumuńskich dzieci i 4,6 proc. bułgarskich, którym Niemcy wypłacili ten zasiłek, żyje jeszcze w swoich ojczyznach. Ich liczba może wkrótce jeszcze wzrosnąć, ponieważ w przypadku Polski liczba polskich dzieci uprawnionych do pobierania Kindergeld, lecz żyjących nie w Niemczech a w Polsce sięgnęła w międzyczasie 30,65 procent" – zwrócił uwagę "Bild".
W samym obozie rządowym nie ma jednak jednomyślności w kwestii restrykcyjnej polityki wobec imigrantów. Kiedy bawarska CSU zaczęła promować hasło "Kto oszukuje, ten wylatuje", pojawiły się głosy oburzenia. Jak stwierdził wiceprzewodniczący partii Armin Laschet, większość Niemców rozumie, że wobec starzejącego się społeczeństwa i deficytu fachowców migracja jest koniecznością.