Burmistrz Helu Mirosław Wądołowski, zamieszany w aferę Beaty Sawickiej, chce ponad ćwierć miliona odszkodowania od państwa
Burmistrz Helu Mirosław Wądołowski, zamieszany w aferę Beaty Sawickiej, chce ponad ćwierć miliona odszkodowania od państwa Fot. Sławomir Kamiński / AG
Reklama.
Sprawa Sawickiej i agenta Tomka ciągnęła się latami i podzieliła społeczeństwo. Jedni uważali, że takie prowokacje są obrzydliwe, a państwu nie wypada sięgać po takie środki. Inni twierdzili, że być może faktycznie metody nie były najlepsze, ale pokazały "prawdziwą", korupcyjną twarz zamieszanych osób. Ostatecznie jednak Sąd Najwyższy uniewinnił Sawicką i Wądołowskiego, uznając, że państwo nie może w ten sposób testować obywateli.
Po tym wyroku burmistrz Helu chce powalczyć o odszkodowanie. Jak ujawnia "Gazeta Wyborcza" - będzie żądał ponad ćwierć miliona złotych, między innymi za przebywanie w areszcie.
W rozmowie z Krzysztofem Katką Wądołowski stwierdza jednak, że w Polsce mówienie o pieniądzach "to najgorsza rzecz". - Bo dla jednego kwota będzie śmieszna, a dla innego niewyobrażalnie duża. I człowiek tylko wrogów sobie narobi. Ale trudno - mówi Wądołowski.
Burmistrz zaznacza, że mógłby pozywać nie państwo polskie, a konkretne osoby: ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego czy obecnego posła PiS Tomasza Kaczmarka. - Ale pan Kamiński był wówczas szefem CBA, a pan Kaczmarek jego agentem, więc oni jako funkcjonariusze publiczni reprezentowali państwo polskie. Dlatego teraz za ich czyny odpowiada państwo polskie - wyjaśnia Wądołowski w rozmowie z Katką.
Wądołowski dodaje, że "nie da się opisać tej traumy po zatrzymaniu, kiedy człowiek nie wie, o co chodzi, a w mediach pokazywany jest jako złodziej". - Nie wiedziałem dokładnie, o co chodzi. Słuchałem z głośnika w celi, w co mnie wrobili, a potem w telewizji pokazali ustawiony obrazek z pieniędzmi - mówi w wywiadzie dla "Wyborczej".
Mirosław Wądołowski
Burmistrz Helu, wypowiedź dla "Gazety Wyborczej" z 07.04.2014

Gdy zostałem zatrzymany przez CBA, przez godzinę nie mówili mi, o co chodzi. Dopiero gdy sprowadzili kamerzystę, kazali podejść mi do samochodu i popatrzeć na siedzenie pasażera. Otworzyli wtedy teczkę, którą wcisnął mi agent, i pokazali pieniądze. "O mój Boże", powiedziałem. Wtedy agenci zapytali filmowca, czy jest OK. On potwierdził. To ten obrazek pokazały telewizje. Zastanawiałem się potem, czy jest ktoś w Polsce oprócz mojej rodziny, kto mi uwierzy, że jestem niewinny.


W rozmowie z "Wyborczą" Wądołowski opowiada też, między innymi, o warunkach pobytu w więzieniu i przebiegu całej afery z CBA. Na koniec zaś zdradza, że wystartuje w kolejnych wyborach samorządowych - i stwierdza, że to byłaby już jego piąta kadencja.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"