Dziennikarze sportowi nie spodziewali się, że uderzając z grubej rury w Jerzego Janowicza, broń wystrzeli w nich samych. Internauci zamiast krytykować tenisistę za jego wybuch na konferencji, zaczęli go bronić. A bronić jest przed czym – przed głupimi pytaniami, którymi męczy się sportowców. Mariusz Czerkawski, Tomasz Iwan i Przemysław Saleta mówią nam, co ich najbardziej denerwuje oraz dlaczego pytanie "czego zabrakło" nie powinno padać kilka sekund po porażce.
Janowicz miał rację krytykując dziennikarzy sportowych – tak uważa "internetowa opinia publiczna". Wystarczy zajrzeć w komentarze. Panuje przekonanie, że młody tenisista na dziennikarzy się nie obraził, a jedynie powiedział, jak jest. Sama sprawa Janowicza jednak trochę na bok, ciekawy jest tu inny wątek.
Prawda jest taka, że sportowcy zdecydowanie zbyt często muszą mierzyć się z – nazwijmy to – nietypowymi pytaniami. Bo kto z nas nie słyszał wręcz kultowego już "czego zabrakło", które dziennikarze wypowiadają już kilkanaście sekund po porażce. Mało kto potrafi wcielić się wtedy w sportowca, który musi przełknąć nie tylko gorycz przegranej, ale i gorycz głupiego pytania.
Denerwujące pytania
– Mamy niewielką grupę profesjonalnych dziennikarzy sportowych. Zresztą wystarczy, że ktoś ma portalik i już siebie określa mianem żurnalisty – twierdzi Tomasz Iwan, były reprezentant Polski w piłce nożnej. – Tu wiele osób nie przestrzega kodeksu dziennikarskiego. Kilka razy się na tym przejechałem. Potrafiłem z kimś prywatnie porozmawiać, np. w przerwie podczas nagrania programu. Wymieniałem się swoimi spostrzeżeniami na jakieś ogólne tematy. Na następny dzień patrzę, a tu okazuje się, że cała nasza prywatna rozmowa została opublikowana jako wywiad. Zupełnie inaczej pracują dziennikarze sportowi za granicą – opowiada nam Iwan.
Pytam się dwukrotnego mistrza Holandii o to, czy poza wspomnianymi incydentami są pytania, które szczególnie drażnią sportowca. – Załóżmy, że przegrywamy mecz – zaczyna opowiadać. – Mijając dziennikarzy słyszymy takie pytania jak: „Dlaczego tak słabo?”, albo „co się stało?”. Nie są to pytania, na które jesteśmy w stanie odpowiedzieć od razu po meczu. Bo wiadomo, że na porażkę może się złożyć wiele czynników. Poza tym trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że rywal po prostu mógł zagrać rewelacyjnie. W sporcie potknięcia po prostu się zdarzają. Mimo to trzeba odpowiadać nawet na te najbardziej idiotyczne pytania, taki jest nasz, sportowców, obowiązek – uważa Iwan.
Z kolei Przemysław Saleta, były pięściarz zawodowy, nie uważa, że są głupie pytania. Jego zdaniem są tylko głupie odpowiedzi. Sam stara się rozumieć dziennikarzy sportowych i zadanie jakie pełnią. Nie oznacza to, że czasami nie zdarzają się drażliwe sytuacje. Irytujący dla niego są ci dziennikarze, którzy umawiają się z nim na wywiad, a pojawiają się na nim zupełnie nieprzygotowani. Tacy też się zdarzają. Poza tym szczególnie denerwujące potrafią być komentarze tuż po walce.
– Boks to taka dyscyplina, w której jeden cios potrafi zadecydować o przebiegu walki – opowiada Saleta. – Swego czasu pamiętam, że broniłem tytułu mistrza świata w boksie. Byłem faworytem, wygrywałem wszystkie rundy, ale przytrafiła się chwila słabości. Mój rywal, Holender (Fred Westgeest), który wcześniej nie miał poważniejszych walk, to wykorzystał. Przegrałem przez nokaut techniczny. Następnie musiałem odpowiadać na pytania dziennikarzy: „jak mogłem do tego dopuścić”, albo „czemu zlekceważyłem przeciwnika?”. Jednak ja wcale nie zlekceważyłem rywala. Oni nie widzieli, że ja naprawdę ciężko trenowałem do tej walki. Gdyby widzieli jak haruję, to nie powiedzieliby tych słów. Ich komentarze nie były sprawiedliwe – wspomina Saleta.
Dziennikarskie gdybanie
Mariusz Czerkawski przez sporą część swojej kariery występował w NHL. Jako lider naszej reprezentacji wielokrotnie musiał jako pierwszy tłumaczyć się z porażek, odpowiadać na niewygodne pytania. Z tych najbardziej irytujących wymienia znane większości kibiców: „co by było gdyby...”.
– Załóżmy, że przegraliśmy mecz w rzutach karnych, a tu dziennikarze pytają się, dlaczego nie wyszło. Zastanawiają się, czy trener źle wybrał zawodników. Zadają mnóstwo pytań, które mogłyby im wyjaśnić, co się stało. Prawda jest taka, że w tym momencie my sami nie mamy na nie odpowiedzi. Nie raz zdarzało się też, że dziennikarze mówili, iż widzą na moim miejscu kogoś innego – wyjaśnia.
Zaznacza jednak, że nie chce krytykować wszystkich dziennikarzy sportowych. Jego zdaniem trzeba zadać sobie pytanie, kogo należy do tego grona zaliczyć.
– Bo są ci, którzy są rzetelni, pracowici i merytorycznie ocenią przebieg spotkania. Ale są też tacy, którzy mają kompleksy i potrafią wyłącznie krytykować. Wiadomo, że ci potrafią wyprowadzić z równowagi – mówi Mariusz Czerkawski.
Należy wyjaśnić sprawy tak, by następne pytania były mądrzejsze
Inaczej do sprawy stara się podejść Andrzej Niemczyk, były szkoleniowiec reprezentacji Polski kobiet w siatkówkę. Trener "Złotek" uważa, że w takich kwestiach należy być dla wszystkich wyrozumiałym.
– Oczywiście zdarza się, że dziennikarz zadaje pytanie „z czapy”. Jednak trzeba szanować rozmówcę, nawet jeśli pytanie nie wydaje się odpowiednie. Prawdopodobnie taka osoba na pewne sprawy ma mniejszą wiedzę od nas. Kiedy dziennikarz zadaje pytanie, które moim zdaniem jest głupie, to mimo wszystko staram się na nie odpowiedzieć. Nie obrażę rozmówcy, bo to nie na tym to polega. Po prostu powiem mu jak jest i udzielę na tyle szczegółowej odpowiedzi, że następnym razem zada jakieś mądrzejsze, bardziej dociekliwe pytanie – mówi Niemczyk.
Tyle że jest też druga strona medalu, na którą zwracają uwagę nasi rozmówcy, a zapomniał o niej Jerzy Janowicz. – Wiadomo, że dziennikarze mają taką, a nie inną pracę. Często przytrafiały się złośliwe komentarze, czy pytania, na które niekoniecznie chciałem odpowiadać. Jednak wiem, że one wynikają z faktu, że dziennikarzowi zależy na chwytliwym tytule, na tym, by tekst był czytany. Staram się ich rozumieć i nie traktować tego osobiście – mówi Saleta.
Trzeba wiedzieć co komu należy powiedzieć
W czasie swoich występów w Kanadzie Czerkawski poznał brutalny świat dziennikarzy sportowych. – Dzień w dzień gazety publikowały 10 stron na temat naszej drużyny. Wiadomo, że za coś mogło się oberwać. Lokalni, francuskojęzyczni dziennikarze, często inaczej oceniali "swoich" od pozostałych zawodników. Jednak z biegiem czasu każdy z nas wiedział kto kogo lubi, komu można coś powiedzieć, a kto po prostu szuka sensacji. Prawda jest taka, że nieważne, gdzie jesteś, taki jest po prostu sport i trzeba się z tym pogodzić – mówi Czerkawski.
– Jeżeli ktoś występuje z Orzełkiem na piersi, to nie ma pytań, których dziennikarz nie ma prawa zadać – uważa Iwan. – Mamy obowiązek się do nich ustosunkować. Janowicz po prostu nie wytrzymał ciśnienia, musi się nauczyć. Ja wiele razy musiałem zaciskać zęby, by nie powiedzieć jednego słowa za dużo. Wiadomo, ciężko jest się opanować. Jednak Janowicz powinien być bardziej cierpliwy, bo pracą dziennikarza jest właśnie zadawanie pytań. Niezależnie od tego, czy są brutalne, czy nie – mówi nam Iwan.
Janowiczowi nie powinny puścić nerwy
Saleta rozumie, czemu zadawano Janowiczowi takie a nie inne pytanie. Nie rozumie natomiast dlaczego puściły mu nerwy. – Wiadomo, że w tenisie, tak jak w boksie, jesteś sam. Wygrywasz, to ojców sukcesów jest wielu. Przegrywasz, to winę za porażkę ponosisz tylko i wyłącznie ty. Jednak nie ma powodów, by przez frustrację wylewać pomyje na dziennikarzy. Po prostu należy uznać, że zdarzają się gorsze mecze – twierdzi Saleta, który uważa, że niektórzy sportowcy powinni być bardziej wyrozumiali. – 90 procent dziennikarzy nie ma pojęcia o walce, o meczu i tym, jak to się przeżywa. My musimy to zrozumieć. – dodaje.
Mariusz Czerkawski zwraca uwagę na jedną rzecz, o której zapomnieli internauci, a który rzuca zupełnie inne światło na wypowiedź Janowicza. Odnosi się ona do presji, którą rzekomo dziennikarze nałożyli na naszych kadrowiczów. – Przecież oni sami siebie stawiali w roli faworyta. Zapowiadali, że będzie 3:0. Tak więc dziennikarze mieli prawo mieć większe oczekiwania od reprezentacji, a Janowicz nie miał prawa się obrazić – kwituje polski hokeista.