
Amerykańska konstytucja zakazuje dziedziczenia władzy. Dlatego zrozumiałe jest, czemu Amerykanie bardziej od Brytyjczyków wielbią tamtejszą rodzinę królewską: brakuje im monarchy, arystokracji. Jednak nie można powiedzieć, że potężnych rodów nie ma w amerykańskiej polityce. Może i nie noszą tytułów, nie posiadają herbów, ale Amerykanie swoją arystokrację mają: tworzą ją rodziny polityczne. Wśród nich najpotężniejsi są Bushowie.
REKLAMA
W amerykańskiej historii zdarzało się, że przedstawiciele tej samej rodziny dochodzili do najwyższych urzędów w państwie. W ślady Johna Adamsa, drugiego prezydenta USA poszedł jego syn John Quincy. Ten sam urząd pełnił William Harrison oraz jego wnuk Benjamin. Pojawiały się także potężne klany – np. Rooseveltów, którzy wydali na świat dwóch prezydentów. Jest też potężny ród Kennedych, z którego to wywodził się prezydent John Fitzgerald. Każdy z nich zajmuje zaszczytne miejsce w amerykańskiej historii. Jednak najbardziej „utytułowanym” rodem Ameryki jest rodzina Bushów. To z tej rodziny wywodzi się dwóch prezydentów, senator, a także gubernator Florydy Jeb Bush. Ten ostatni może pójść w ślady ojca i brata i zostać 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Może i Jeb Bush jeszcze nie ogłosił oficjalnie, że zamierza ubiegać się o nominację republikańską, jednak sam fakt, że zdradził dziennikarzom, jak wyglądałaby jego kampania wyborcza, mówi co innego. Pora poznać najpotężniejszą, według politologa Instytutu Hoovera Petera Schreibera, dynastię polityczną Ameryki.
Polityczny protoplasta rodu
Bushowie są na ogół kojarzeni z Teksasem. To dlatego, że tam właśnie George Senior dorobił się milionów na przemyśle naftowym. Jednak historia Bushów zaczyna się w zupełnie innym miejscu i od zupełnie innej osoby. Zanim obecny nestor wkroczył na scenę polityczną, działał na niej jego ojciec – Prescott – senator ze stanu Connecticut. To jego można uważać za politycznego protoplastę rodu Bushów.
Bushowie są na ogół kojarzeni z Teksasem. To dlatego, że tam właśnie George Senior dorobił się milionów na przemyśle naftowym. Jednak historia Bushów zaczyna się w zupełnie innym miejscu i od zupełnie innej osoby. Zanim obecny nestor wkroczył na scenę polityczną, działał na niej jego ojciec – Prescott – senator ze stanu Connecticut. To jego można uważać za politycznego protoplastę rodu Bushów.
Wiele słyszeliśmy o wyczynach „Dubyi” (jak nazywano od pierwszej litery jego imienia – „W” – George'a Busha Juniora). Stało się tak głównie za sprawą filmu Olivera Stone'a „W”, który przedstawiał 43. prezydenta w niekorzystnym świetle. Chodziło o epizody, o których Bush wolałby nie wspominać: od czasów studenckich przyszły prezydent nadużywał bowiem alkoholu. Miał z nim problem do tego stopnia, że w 1976 roku został przyłapany na prowadzeniu auta "na podwójnym gazie". Z picia Bush zrezygnował dopiero dekadę później, kiedy po imprezie z okazji czterdziestych urodzin obudził się z potężnym kacem.
Ale patrząc na to, co wyprawiał dziadek Dubyii – Prescott, można zrozumieć, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Protoplasta rodu podczas studiów na Yale był członkiem bractwa Zeta Psi, a także sekretnej organizacji „Skull and Bones” (Czaszka i Kości). Podczas swoich lat akademickich Prescott miał wraz z kolegami wykopać kości legendarnego wodza Indian – Geronimo. Po szkole trafił do wojska i walczył jako oficer w I wojnie światowej.
Jednak dopiero po II wojnie światowej Prescott rozpoczął karierę polityczną. Wcześniej pełnił różne kierownicze stanowiska w dużych przedsiębiorstwach i bankach. Był także zagorzałym golfistą, który pełnił funkcję szefa amerykańskiego związku golfowego. Jednak w latach czterdziestych coraz częściej zaczął udzielać się społecznie. Był członkiem rady nadzorczej uczelni Yale. Działał w fundacji na rzecz „Amerykańskiej Ligi Kontroli Narodzin”, której założeniem było dbanie o to, by dzieci rodziły się z woli matki, poczęte z miłości i w pełni zdrowia. Oprócz tego przekazywał pieniądze na rzecz funduszu afroamerykańskiego. W tym samym czasie zaczął działać w partii Republikańskiej.
W 1950 roku Prescott bez powodzenia startował w wyborach do senatu. Do kongresu trafił dwa lata później. Ponieważ zmarł pewien republikański senator, Bush wystartował w wyborach uzupełniających i wygrał. W senacie urzędował do 1962 roku, kiedy postanowił, że dalej nie będzie się ubiegał o to stanowisko. Jednak długo nie musiał czekać, aż jego miejsce w polityce zajął jego syn George H. W. Bush.
Od senatu do prezydentury
Syn Prescotta swojej kariery nie zaczął w tym samym miejscu co ojciec, czyli w Connecticut. George Bush senior był prominentnym przedsiębiorcą naftowym w Teksasie, który przed czterdziestymi urodzinami został milionerem. Jednak pozycja sekretarza jednego z okręgów w swoim stanie mu nie wystarczyła. Chciał pójść w ślady ojca i zostać senatorem. W 1970 roku dał się namówić Richardowi Nixonowi, by walczyć o fotel senatorski z wewnątrzpartyjnym krytykiem republikańskiego prezydenta. Bush przegrał, i jako nagrodę pocieszenia został ambasadorem USA przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Następnie pełnił rolę szefa misji Stanów Zjednoczonych do Chin, oraz był dyrektorem centrali wywiadowczej.
Syn Prescotta swojej kariery nie zaczął w tym samym miejscu co ojciec, czyli w Connecticut. George Bush senior był prominentnym przedsiębiorcą naftowym w Teksasie, który przed czterdziestymi urodzinami został milionerem. Jednak pozycja sekretarza jednego z okręgów w swoim stanie mu nie wystarczyła. Chciał pójść w ślady ojca i zostać senatorem. W 1970 roku dał się namówić Richardowi Nixonowi, by walczyć o fotel senatorski z wewnątrzpartyjnym krytykiem republikańskiego prezydenta. Bush przegrał, i jako nagrodę pocieszenia został ambasadorem USA przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Następnie pełnił rolę szefa misji Stanów Zjednoczonych do Chin, oraz był dyrektorem centrali wywiadowczej.
Na szersze wody ponownie wypłynął w 1980 r. kiedy postanowił ubiegać się o urząd prezydenta. Jednak w wyścigu o nominację partii Republikańskiej przegrał z Ronaldem Reaganem. Reagan wygrał wybory, a George senior w nagrodę został jego wiceprezydentem. Ten tandem rządził przez dwie kadencje.
Dzięki obecności na świeczniku Bush stał się naturalnym następcą Reagana. Niemniej jednak przez dłuższą część kampanii wyborczej gonił kandydata Demokratów Michaela Dukakisa w sondażach. Ostatecznie Bush wygrał debatę i dzięki temu zdeklasował swojego rywala stosunkiem 426 głosów do 117 członków kolegium elektorów. Tym samym stał się pierwszym urzędującym wiceprezydentem od czasów Martina van Burena, który wygrał wybory. Nie wspominając o tym, że jako pierwszy w historii „utrzymał” Biały Dom w rękach partii poprzedniego prezydenta.
Prezydentura Busha przypadła na ciężki okres. Podczas jego kadencji doszło do wielu ważnych wydarzeń za granicą: zakończyła się zimna wojna, upadł mur berliński, doszło do rozwiązania ZSRR. Oprócz tego USA przystąpiły w 1991 roku do I Wojny w Zatoce Perskiej, której celem było wyzwolenie Kuwejtu z rąk irackiego dyktatora Saddama Husajna.
Mimo przełomowych wydarzeń za granicą Amerykanie źle ocenili prezydenturę Busha. Jednym z czynników był na pewno kryzys ekonomiczny z 1987 roku. Mimo obietnic wyborczych, że nie wprowadzi żadnych nowych podatków, w 1990 roku podwyższył je. To ten fakt w dużej mierze przyczynił się do tego, że w 1993 roku Bush przegrał wybory prezydenckie z kandydatem Demokratów Billem Clintonem.
Drugi z Bushów zostaje prezydentem
Dwie kadencje później George Bush znów zasiadał w Białym Domu. Jednak mowa tu rzecz jasna o jego synu „W”, którego kariera polityczna przebiegała nieco inaczej niż ojca oraz dziadka. Bush junior po ukończeniu uniwersytetów Yale oraz Harvard pod koniec lat siedemdziesiątych nieudanie startował do kongresu. Zrażony tymi doświadczeniami na jakiś czas odsunął się od polityki i skupił na biznesie. Przez jakiś czas syn ówczesnego wiceprezydenta stał się nawet właścicielem drużyny bejsbolowej – Texas Rangers – ale ostatecznie polityczne tradycje ojca i dziadka zwyciężyły. W 1994 r. Bush jr został wybrany gubernatorem Teksasu. W tym samym czasie, ale nieskutecznie, jego brat Jeb, a właściwie John Ellis, ubiegał się o fotel gubernatora Florydy.
Dwie kadencje później George Bush znów zasiadał w Białym Domu. Jednak mowa tu rzecz jasna o jego synu „W”, którego kariera polityczna przebiegała nieco inaczej niż ojca oraz dziadka. Bush junior po ukończeniu uniwersytetów Yale oraz Harvard pod koniec lat siedemdziesiątych nieudanie startował do kongresu. Zrażony tymi doświadczeniami na jakiś czas odsunął się od polityki i skupił na biznesie. Przez jakiś czas syn ówczesnego wiceprezydenta stał się nawet właścicielem drużyny bejsbolowej – Texas Rangers – ale ostatecznie polityczne tradycje ojca i dziadka zwyciężyły. W 1994 r. Bush jr został wybrany gubernatorem Teksasu. W tym samym czasie, ale nieskutecznie, jego brat Jeb, a właściwie John Ellis, ubiegał się o fotel gubernatora Florydy.
Po dwóch kadencjach przyszła pora na kolejny krok. Bush postanowił zostać prezydentem, i wygrał, ale nie obeszło się bez kontrowersji. Na Florydzie, gdzie od 1999 roku gubernatorem był Jeb, pojawiły się problemy. To dlatego, że było zbyt wiele nieważnych głosów, które zostały oddane na rywala Busha. Trzykrotnie je przeliczano, i istniały podejrzenia, że wybory zostały sfałszowane. Ostatecznie stanęło na tym, że Bush wygrał różnicą zaledwie 537 głosów. W samych wyborach w kolegium elektorów George W. uzyskał 271 głosów, a Al Gore 266.
Prezydentura Busha zaczęła się i została określona przez jedno wydarzenie, które do dziś odbija się echem. Chodzi rzecz jasna o zamach na World Trade Center z 11 września 2001 roku. To ona stała się powodem trwającej do dziś „wojny z terroryzmem”. W czasie prezydentury Busha wojska amerykańskie wkroczyły do Afganistanu, by obalić rządzących tam Talibów. Następnie za sprawą fałszywych dowodów dostarczonych przez CIA prezydent doprowadził do inwazji na Irak. Trzeba dodać, że choć obalono reżim Saddama Husajna, 11 lat od II wojny w Zatoce Perskiej wciąż jest tam niespokojnie.
W odróżnieniu od swojego ojca George junior skorzystał na konflikcie zbrojnym. Dzięki „wojnie z terroryzmem” Bush zdecydowanie pokonał kandydata republikanów Johna Kerry'ego i został wybrany na drugą kadencję. Ta była zdecydowanie słabsza i doprowadziła do tego, że jego „następca”, czyli John McCain nie zdołał pokonać Baracka Obamy. Również na Busha spadły gromy, że to on jest współodpowiedzialny za obecny kryzys ekonomiczny.
Pora by trzeci z Bushów, przeniósł się do Białego Domu
Mówi się, że Jeb, który chce iść w ślady ojca i brata myślał o starcie w wyborach już w 2012 roku. Jednak były gubernator Florydy, który ukończył uniwersytet Austin w Teksasie wolał nie wychylać się przed szereg i poczekać na odpowiedni moment. W kuluarach mówi się, że Bush przewidział, iż Obama zostanie wybrany na drugą kadencję, jednak Demokraci nie zdołają utrzymać się przy władzy. Dlatego wolał przeczekać i walczyć w kolejnych wyborach.
Mówi się, że Jeb, który chce iść w ślady ojca i brata myślał o starcie w wyborach już w 2012 roku. Jednak były gubernator Florydy, który ukończył uniwersytet Austin w Teksasie wolał nie wychylać się przed szereg i poczekać na odpowiedni moment. W kuluarach mówi się, że Bush przewidział, iż Obama zostanie wybrany na drugą kadencję, jednak Demokraci nie zdołają utrzymać się przy władzy. Dlatego wolał przeczekać i walczyć w kolejnych wyborach.
Jeb miałby spore szanse na sukces. Syn i brat prezydenta w wyborach startowałby z pozycji naturalnego następcy „tronu”, którego Amerykanie nie mają, ale zawsze istnieje w ich wyobraźni. Pytanie tylko, czy Jebowi uda się wygrać. Jego rywalem prawdopodobnie będzie Hillary Clinton, która także będzie się odnosiła do dziedzictwa, w tym przypadku jej męża. Jednak na jej niekorzyść może świadczyć fakt, że pełniąc funkcję amerykańskiego sekretarza stanu była raczej mało efektywna, czego nie można powiedzieć o jej następcy Johnie Kerrym.
Pytanie: czy dorobek polityczny rodziny wystarczy do tego, by rządzić Ameryką? Jeżeli tak, to Jeb zostałby pierwszym w historii bratem prezydenta, który wygra wybory. Tego wyczynu mógł wcześniej dokonać przedstawiciel rodu Kennedych, Robert, jednak w 1968 roku zginął z rąk zamachowca Sirhana Sirhana. Najbliższe wybory prezydenckie odbędą się w 2016 roku. Partyjne kampanie o nominację rozpoczną się jednak już pod koniec tego roku. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że już teraz mówi się o starcie Jeba Busha.
