Ośrodek Caritas
Ośrodek Caritas fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Jednym z pierwszych punktów wyjazdu posła Artura Dębskiego do Wielkiej Brytanii była wizyta w ośrodku dla bezdomnych. Parlamentarzysta opisał, jakie warunki tam panują i na co mogą liczyć osoby, które tam przebywają. By mieć punkt odniesienia do wizyty Dębskiego, wybraliśmy się do polskiego odpowiednika – Ośrodka Charytatywnego „Tylko z Darów Miłosierdzia” prowadzonego przez Caritas Archidiecezji Warszawskiej w Warszawie.

REKLAMA
W cieniu wieżowców na warszawskiej Woli znajduje się ulica Żytnia. Miejsce szczególne w sercach Warszawiaków, wystarczy przypomnieć powstańczą piosenkę o „Pałacyku Michla”. Jednak nie o ten, a o inny budynek nam chodzi. Na początku ulicy Żytniej, parędziesiąt metrów od skrzyżowania z Żelazną mieści się schronisko dla bezdomnych Caritasu.
W Warszawie przebywa około 3 tysiące osób bezdomnych. Ich perypetie są różne. Część z nich straciła dach nad głową z powodu choroby alkoholowej czy zadłużenia, ale są też tacy, którzy są bezdomni z powodu działań swoich bliskich. – Mieszkałem w 110-metrowym apartamencie na Ursynowie, ale przepisałem go na córkę. Teraz jestem bezdomny, nie z mojej, ale z winy osoby, która kiedyś była mi bliska. Mam emeryturę, ale nie wystarczy, bym mógł bez problemów mieszkać w innym miejscu – opowiada Zbyszek, który wydaje się być pogodzony ze swoim losem.
logo
Przy stole siedzi pan Zbyszek fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

– Ten pan po prostu miał pecha. Nie jest ani alkoholikiem, ani osobą upośledzoną. Tak się czasami układa życie, wiele osób, które tu spotkamy ma podobne historie – opowiada pracowniczka Caritasu, która oprowadza mnie po budynku. Tu, na Żytniej, mieszka ponad 160 bezdomnych. Są to różne osoby: z jednej strony emeryci, których nie stać na samodzielne utrzymanie, z drugiej osoby, które walczą z uzależnieniem.
Start w nowe życie
– Chcemy, by ludzie wrócili do społeczeństwa. Robimy wszystko, co możemy, by zapewnić im nowy start w życiu – opowiada Mariusz Olszak, kierownik ośrodka. – Wszystko trzeba stworzyć od podstaw. Zapewniamy osobom meldunek, by mogły zarejestrować się w urzędzie pracy i ubezpieczyć zdrowotnie. Pomagamy ubiegać się o pomoc socjalną w Ośrodku Pomocy Społecznej. Nasz prawnik doradzi jak np. wyjść z długów, bo część mężczyzn ma długi alimentacyjne. Namawiamy ich, by zaczęli to zadłużenie spłacać i na nowo nawiązać więzi z rodziną. Oprócz tego te osoby mogą liczyć na wsparcie psychologów, terapeuty uzależnień, czy skorzystać z pomocy doradców zawodowych, którzy pomogą napisać CV lub przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej – opowiada Olszak.
logo
Mieszkańcy ośrodka mają możliwość korzystania z komputerów fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Są też osoby, które straciły pracę i nie mogą znaleźć nowej. – Mamy tu np. lekarza, który został pozbawiony prawa wykonywania zawodu. Chcemy mu pomóc znaleźć nową drogę zawodową – mówi Olszak. Oprócz tego zdradza, że w ośrodku pojawiają się osoby, które zmagają się z chorobami psychicznymi. Tych próbuje się skierować do specjalistycznych zakładów na leczenie.
W ośrodku panuje zasada: zero tolerancji dla alkoholu. – Nie można ich kusić. Tacy ludzie są bardzo wyczuleni. Wystarczy, że poczują od kogoś zapach alkoholu i powrócą do nałogu, chcemy uniknąć takich sytuacji. Prowadzimy kółko AA, mają w końcu wyjść na prostą – mówi Olszak.
Weryfikacja, kto jest bezdomnym, a kto nie...
Warszawa, jak mówią nam w ośrodku,, jest mekką dla bezdomnych. Dlatego pojawiają się tu osoby z całego kraju. Jeśli ktoś jest spoza stolicy, stara się go odesłać do miasta, z którego pochodzi. W przypadku obcokrajowców ośrodek kontaktuje się z ich ambasadami i stara się pomóc w powrocie do ojczyzny. Oprócz tego pracownicy sprawdzają, czy osoby, które do nich przychodzą naprawdę są bezdomne i potrzebują pomocy. Najczęściej weryfikując ich opowieści z rodzimymi ośrodkami pomocy społecznej.
logo
Na dyżurkę zgłaszają się bezdomne osoby fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Caritas próbuje stworzyć zalążki prawdziwego domu. Mieszkańcy ośrodka mogą tu podejmować bliskich czy znajomych, którzy chcą ich odwiedzić. Ale można to robić tylko do godziny 19:00, później ośrodek jest zamykany. Jest możliwość korzystania także z świetlicy, biblioteki. Obok budynku mieści się także taras ze stoliczkami. Akurat w chwili naszych odwiedzin zapełnił się osobami, które korzystając ze słonecznej pogody wyszły na papierosa. W ośrodku jest też możliwość korzystania z komputerów z internetem, a w pokojach, czy salach mieszkalnych są telewizory.
Pomieszczenia mieszkalne
Większość bezdomnych mieszkańców śpi w olbrzymich salach na których rozstawione są łóżka piętrowe. Nie ma sal koedukacyjnych. Na jednym piętrze mieszkają kobiety, na drugim mężczyźni. Jednak w ciągu dnia mieszkańcy spotykają się ze sobą podczas wspólnych posiłków – po trzy każdego dnia.
logo
Sala kobiet fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Trafiłem do ośrodka w okresie porządków przedświątecznych, więc każdy sprząta swoje miejsce noclegowe. – Tylko ogarnę te rzeczy, bo jeszcze ktoś patrząc na zdjęcia powie, że tu bałagan jest – mówi jeden z mężczyzn przesuwając stosik ubrań. Mieszkańcy ośrodka są zobowiązani do dbania o porządek.
logo
Sala mężczyzn fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Bezdomni, których spotkałem są życzliwi. Niektórzy, widząc mnie z aparatem zasłaniają twarze, inni się uśmiechają, ale pozują tylko z profilu. Wiadomo, chcą zachować anonimowość. Sytuacja życiowa, w jakiej się znaleźli nie jest komfortowa. Mimo to zachowują pogodę ducha. Twarze na zdjęciach zamazałem, ale zapewniam, że na większości się uśmiechają.
Mieszkania treningowe
logo
Mieszkanie treningowe fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Poza samymi salami noclegowymi na jednym piętrze mieszczą się mieszkania treningowe. Są przeznaczone dla osób, które mają otrzymać od miasta mieszkania socjalne. – Mamy 20 takich lokali. Osoby, które w nich przebywają przygotowują się do samodzielnego życia i biorą udział w programie „Na własny rachunek”. Staramy się im pomóc, ucząc między innymi, jak przygotowywać budżet domowy, oszczędzać pieniądze. Do tego organizowane są zajęcia z kucharzem, który pokazuje jak przyrządzać posiłki – opowiada nam Olszak.
logo
Uczestnik programu "Na własny rachunek" przygotowuje posiłek fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Kończę odwiedzać pomieszczenia mieszkalne. Schodzę do podziemi budynku. Tu mieści się jadłodajnia oraz kuchnie spółdzielni. W tym miejscu część mieszkańców znajduje zatrudnienie. Gotują obiady, które później są sprzedawane Ośrodkowi Pomocy Społecznej Dzielnicy Wola. – Dzięki temu dajemy naszym mieszkańcom okazję, by zarobić. Jednak chcielibyśmy się rozwijać i sprzedawać posiłki ugotowane przez naszą spółdzielnię do innych miejsc – opowiada nam Olszak.
logo
W spółdzielni przygotowywane są posiłki, które Caritas przekazuje innym ośrodkom pomocy społecznej fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Pomoc dla świata zewnętrznego
Poza samą pomocą dla mieszkańców, Caritas pomaga także innym bezdomnym czy ubogim z tzw. ulicy. W ośrodku znajdują się łaźnie, w których każdy może się umyć (korzysta z nich około 40 osób dziennie. Jest też stołówka, gdzie można dostać ciepły posiłek (wydają około 150-200 posiłków dziennie). Jedyny warunek, to bycie trzeźwym. – Ta zasada się sprawdza, bo osoby pijące po prostu się nie pojawiają. Wiedzą, że ich tu nie wpuścimy.
Kierownik ośrodka mówi nam, że oczywiście zmagają się z innymi problemami. W Warszawie jest mała liczba mieszkań socjalnych dla usamodzielnionych bezdomnych. Inną sprawą jest problem z ofertami pracy dla jego podopiecznych. Częściowo wynika to z faktu, że ludzie są często uprzedzeni wobec bezdomnych. Dlatego oni często muszą przed potencjalnymi pracodawcami ukryć swój status.
logo
Osoby bezdomne czekają, by skorzystać z łaźni fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Osoby potrzebujące mogą także skorzystać z banków odzieży, gdzie mają możliwość wymienienia brudnych ubrań czy bielizny. – Mamy problem, jeśli chodzi o odzież męską, bo często są niedobory. Potrzebne są nie tylko ciepłe ubrania, ale także takie, dzięki którym nasi podopieczni mogą pójść schludnie ubrani na rozmowę o pracę – mówi Olszak.
I jak wrażenia? Wygląda na to, że poseł Dębski, który sprawdza londyńskie standardy, nie wiedział, że te polskie nie są wcale gorsze.