
Trąbią, wyklinają, złośliwie zajeżdżają drogę. Dopóki nie spadnie śnieg. Ot, warszawscy kierowcy.
REKLAMA
Dzisiejszy poranek nie zaczął się dobrze. Po raz drugi w karierze mieszkanki Warszawy nie udało mi się znaleźć wolnego miejsca w autobusie. To nie pozwoliło wykorzystać moich umiejętności przeprowadzania drzemki w każdej sytuacji, kiedy moje pośladki dotykają płaskiej powierzchni i skróciło noc o jakieś pół godziny. A dziś mogłoby to być nawet 60 minut. Powód? Spadł śnieg. Gigantyczna ilość śniegu, 20 centymetrów! Warstwa białego puchu, która mieszkańcom Zakopanego, Karpacza, a nawet Krakowa, nie robi różnicy. A warszawiaków wprawia w stan odrętwienia.
Po nieudanych próbach zaśnięcia opierając się się o żółtą poręcz, i rozpaczliwych poszukiwaniach w torbie chociażby skrawka przeterminowanej gazety, która umiliłaby mi dłużącą się podróż, zaczęłam tępo wpatrywać się w krajobraz za oknem. Nagle, za oblepioną śniegiem szybą zobaczyłam... dwie pięciozłotówki. Z niedowierzaniem spojrzałam jeszcze raz. Okazało się, że to para oczu kierowcy opla, który wykonując skomplikowany manewr hamowania, coraz mocniej zaciskał palce na kierownicy i coraz szybciej wyrzucał z siebie słowa. W jego uchu nie było słuchawki Bluetooth. Nie rozmawiał więc przez telefon. Przyjrzałam się uważniej. Z ruchu warg można było wyczytać tekst popularnej w kryzysowych sytuacjach zdrowaśki.
20 centymetrów śniegu zaniża umiejętności warszawskich kierowców do poziomu kursanta starającego się o prawo jazdy, który pierwszy raz wyjeżdża z placyku do miasta. Przyprawia ich o panikę, wywołuje stany lękowe. Zasada ograniczonego zaufania nie tyczy się już jedynie pozostałych użytkowników drogi. Upada wiara w ABS, wspomaganie kierownicy, najlepsze opony michelin i wszystkie gadżety, którymi przy piwie można pochwalić się przed znajomymi. Podczas każdego hamowania, którego droga niemiłosiernie się wydłuża, ścieżka życia przebiega z prędkością światła. Czarne myśli mieszają się z marzeniami o czarnej nawierzchni.
Po nieudanych próbach zaśnięcia opierając się się o żółtą poręcz, i rozpaczliwych poszukiwaniach w torbie chociażby skrawka przeterminowanej gazety, która umiliłaby mi dłużącą się podróż, zaczęłam tępo wpatrywać się w krajobraz za oknem. Nagle, za oblepioną śniegiem szybą zobaczyłam... dwie pięciozłotówki. Z niedowierzaniem spojrzałam jeszcze raz. Okazało się, że to para oczu kierowcy opla, który wykonując skomplikowany manewr hamowania, coraz mocniej zaciskał palce na kierownicy i coraz szybciej wyrzucał z siebie słowa. W jego uchu nie było słuchawki Bluetooth. Nie rozmawiał więc przez telefon. Przyjrzałam się uważniej. Z ruchu warg można było wyczytać tekst popularnej w kryzysowych sytuacjach zdrowaśki.
20 centymetrów śniegu zaniża umiejętności warszawskich kierowców do poziomu kursanta starającego się o prawo jazdy, który pierwszy raz wyjeżdża z placyku do miasta. Przyprawia ich o panikę, wywołuje stany lękowe. Zasada ograniczonego zaufania nie tyczy się już jedynie pozostałych użytkowników drogi. Upada wiara w ABS, wspomaganie kierownicy, najlepsze opony michelin i wszystkie gadżety, którymi przy piwie można pochwalić się przed znajomymi. Podczas każdego hamowania, którego droga niemiłosiernie się wydłuża, ścieżka życia przebiega z prędkością światła. Czarne myśli mieszają się z marzeniami o czarnej nawierzchni.
Z doniesień medialnych wynika, że zima znów nas zaskoczyła po raz pierwszy :) CZYTAJ WIĘCEJ
Na prowincji mówi się, że warszawiacy potrafią jeździć jedynie po trasach swojego miasta. Poprawka! Warszawiacy potrafią jeździć po suchych, pozbawionych śniegu trasach swojego miasta.
A na razie są przestraszeni. Później zaczną narzekać. A ja, może trochę mniej wyspana i bardziej spóźniona niż zwykle, narzekać nie będę. Bo śnieg zwiastuje wyższą temperaturę, która przyda się podczas beztroskiego pokonywania trasy przystanek - praca.
A was śnieg zaskoczył? Może widziałeś kogoś, kogo zaskoczył?
