Kłody pod startupy. Ich twórcy skarżą się na uczelnie
Rafał Tomański
14 kwietnia 2014, 12:35·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 14 kwietnia 2014, 12:35
Polskie jednostki badawcze kuleją, centra technologii zajmują się wyszukiwaniem problemów, a ostatni Polak z UW dostał nobla w 1938 roku. Z czym musi zmierzyć się startupowiec, który wie, że dysponuje dobrym produktem?
Reklama.
Polscy innowatorzy nie mają się czego wstydzić. Nie ma co zastanawiać się, dlaczego jeszcze nie było polskiego Steve’a Jobsa, albo dlaczego technologia z polski nie podbiła światowych rynków. W kraju mamy bardzo wielu startupowców, którzy i tak robią znakomitą robotę przebijając się przez meandry mało przychylnej dla nich biurokracji.
Patryk Strzelewicz z firmy Game Technologies S.A., jeden z pomysłodawców kostki DICE+, która podbiła serca międzynarodowych graczy, mówi:
- Największe zastrzeżenia biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatnich trzech lat, kiedy DICE+ powstawał od ZERA, miałbym do ,,Parków Technologicznych”. Jak okazało się po kilku spotkaniach, nie mają one nic związanego z technologią a wyłącznie z przestrzenią biurową pod wynajem. W jednym z parków zaproponowano nam wynajem powierzchni pod ustawienie maszyn wtryskowych (średni rozmiar 4-8 m długości) i linii produkcyjnej do SMT (15-20 m długie), dodam, że oczywiście naszych własnych maszyn, bo park nie dysponował i nie dysponuje żadnymi, na uwaga… pierwszym piętrze, do którego prowadziła standardowa klatka schodowa.
Przeczytaj co naTemat pisze o uwłaszczeniu naukowców
Wyposażenie i zakres wsparcia parków technologicznych pozostawia wiele do życzenia, przedsiębiorca próbujący stworzyć innowacyjny produkt jest pozostawiony sam sobie i jest zmuszony szukać finansowania na cały obszar prac. Próba uzyskania pomocy przy finansowaniu wydruków 3D, próbnych partii elektroniki, prototypowych form wtryskowych - pomimo wielu spotkań spełzła na niczym.
Lech Kaniuk z PizzaPortal.pl, lidera rynku zamawiania jedzenia online w Polsce,
uważa, że najbardziej hamujące jest czas i energia poświęcona na przekonanie inwestorów lub nawet organizacji które mają wspierać innowatorów w rozwoju swojego produktu, do tego, żeby wsparli. W przypadku PizzaPortal to nikt nie wierzył w to, że można robić biznes na pizzy przez internet. Inna rzecz jest przekonanie ludzi do innowacji. Trzeba szukać tzw. early adopters.
Przemysław Kuśmierek, szef migam.pl, innowacyjnego tłumacza języka migowego, który zainteresował samego Richarda Bransona, a nie znalazł poparcia w Polsce, twierdzi:
W przypadku migam.pl od samego początku byliśmy nastawieni na „innowacyjność” jednak przez pierwszy rok mimo dobrych chęci wszystko co robiliśmy... było niezrozumiałe dla osób głuchych. Naszym głównym hamulcem rozwoju był brak odpowiednich osób w zespole. Zmieniło się to gdy dołączyła do nas osoba głucha. Dziś Sławek Łuczywek jest dziś u nas dyrektorem oraz wspólnikiem. Kolejna barykada – dostęp do zasobów serwerowych – nasz projekt potrafi konsumować po parę tysięcy euro miesięcznie w serwerach, tu z pomocą przyszedł Microsoft i program BizSpark Plus. Dużym wyzwaniem jest ściągnięcie do zespołu odpowiednich osób – mam odczucia że ciężko jest nawiązać prawdziwą współprace z uczelniami… problemem są prawa autorskie. Na szczęście udało mi się zaangażować Kamila – dziś jest naszym wspólnikiem i ma udziały – jest doktorantem na PJWST - oraz Marcina, Uniwersytet Warszawski, który ma opcje na akcje. Obaj panowie pracują u nas jednak jako osoby prywatne, a nie jako przedstawiciele uczelni.
Równie ważna według mnie jest gotowość do zmian, dziś pracuję z trzecim zespołem, który dopiero teraz daje radę. W międzyczasie odchodzili wspólnicy, kilka razy dokonywaliśmy dużych zmian w produktach i technologii i jestem przekonany że kolejne zmiany jeszcze przed nami. Według mnie hamulcem rozwoju innowacyjności nie są problemy natur administracyjnej, podatki, zusy i prawo. One po prostu są i trzeba sobie z nimi radzić.
Marek Przystaś produkuje w firmie Duckie Deck gry dla dzieci, odniósł sukces w USA i dostarcza sprzęt nawet do szkół w Tajlandii.
Mówi: jako pierwsi w Polsce zaczęliśmy tworzyć gry dla przedszkolaków na szeroką skalę. Dostęp do gier przez internet nie był naturalną sprawą dla rodziców i pedagogów. Musiało minąć sporo czasu, aby rodzice świadomie zaczęli korzystać z naszych produktów i przestali się ich obawiać. Każda innowacja budzi naturalne bariery u ludzi, obawiają się nowego, nie ufają. Tak więc, tworząc innowacyjne rozwiązania, sporo trzeba również zainwestować w edukowanie przyszłych klientów i przekonywanie ich, że nasze rozwiązanie jest bezpieczne i łatwe w obsłudze. Od samego początku tworzenia gier dla dzieci próbowaliśmy nawiązywać współpracę z uczelniami. Muszę przyznać, że współpraca szła jak po grudzie, jednak z upływem czasu na uczelniach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób, które chcą angażować się w projekty poza uczelniane i realizować się podczas ich współtworzenia. Oby więcej takich osób. Potrzebujemy ich.
Michał Sadowski, twórca Brand24.pl komentuje sytuację w następujący sposób:
Problem z innowacyjnością w Polsce jest na pewno wielopoziomowy. Z jednej strony innowacji przeszkadza pokusa wdrażania polskich wersji, kopii sprawdzonych i udanych projektów z zagranicy (np: Groupon, czy Pinterest). Z drugiej strony, znaczna część młodych przedsiębiorców traktuje potrzebę innowacji jako przykaz, aby ich projekt był czymś absolutnie nowym - czymś czego nikt na świecie nie widział nawet w przybliżeniu. Czasami jednak, wystarczy rozwiązać problem odrobinę lepiej od istniejących podmiotów. Innowacja niekoniecznie musi być adresowaniem problemu, którego nikt do tej pory nie adresował. Innowacja to coś, co może wyróżnić egzekucję pomysłu na usługę, jakich jest już wiele. Historia zna wiele przedsiębiorstw, które adresowały problem, który zdawałoby się od dawna miał już szereg rozwiązań. Wystarczy przytoczyć przykład Zapposa jako sklepu z obuwiem.
Zappos powstał w 1999 roku, gdy wydawało się, że niewiele jest do ugrania w temacie sprzedaży obuwia. Innowacyjne podejście do obsługi klienta i logistyki pozwoliło mu jednak stać się globalnym liderem w swojej kategorii, co ostatecznie doprowadziło do przejęcia tej firmy przez Amazona za 1,2 miliarda dolarów.
Paweł Jarmołkowicz stworzył startup Harimata, który pracuje nad ulepszeniem diagnostyki dziecięcych zaburzeń.
Według niego największym hamulcem polskiej innowacyjności jest fakt, że uczelnie, a startupy czy w ogóle biznes to dwa różne światy, w których czas postrzegany jest zupełnie inaczej. Lubi mówić, że na uczelniach czas płynie wolniej, a do tego dostosowany jest do roku akademickiego. Załatwienie czegoś np. w trakcie sesji lub przerwy wakacyjnej graniczy z cudem. Większość pracowników nie ma czasu w ciągu roku na urlopowanie, przez co w wakacje znikają na jeden czy dwa miesiące. Startup musi działać szybko, szybko walidować pomysły, korygować kierunek i iść do przodu. To stoi w sprzeczności z interesem uczelni i pracowników naukowych. Walutą w świecie naukowym są publikacje i punkciki jakie można za nie otrzymać. Mimo tego, że pracownicy naukowi rozliczani są z osiągnięć naukowych, czyli tych publikacji i punkcików, na pracę naukową mają 20% swojego czasu, a 80% czasu muszą poświęcić na dydaktykę. W efekcie projekty trwają w nieskończoność, wiele nie powalczy taka osoba mając 20% na badania.
Według Jarmołkowicza na uczelniach nie ma także żadnego nacisku na wdrażanie wyników badań. Dzieje się to z przypadku, kiedy zbierze się odpowiednia mieszanka ludzi biznesu i nauki. - Przykład pierwszy, polska renomowana uczelnia techniczna, rozmowa z doktorem z niezłym dorobkiem i fajnymi projektami, mówi mi, że robił wiele fajnych rzeczy ale nigdy nie zajął się komercjalizacją bo nie miał na to czasu… Drugi przykład z zagranicy - grupa naukowców pracuje nad wykrywaniem autyzmu u dzieci na podstawie analizy dynamiki/motoryki ruchu. Nawet nie pomyśleli o komercjalizacji, to nie jest ich celem. Robią badania, mają opublikować wyniki najlepiej w jak najbardziej renomowanym czasopiśmie, zyskują oni sami na renomie. Do tego zyskuje ich uczelnia. W naszym przypadku – mówi Jarmołkowicz - przygotowanie wniosku o grant zajęło półtora miesiąca pracy dwóch naukowców z uczelni oraz trzech osób z mojego zespołu. Rozumiem, dlaczego jest to tak skonstruowane, ale przecież to samo zadanie można zrobić etapami w bardziej przystępny i elastyczny sposób.
Polska innowacyjność ma przed sobą jeszcze wiele problemów do rozwiązania, ale nie można myśleć, że brak nam talentów na światową skalę. Na każdą ze wspomnianych w tekście firm można śmiało stawiać wiele i być pewnym zwrotu z takiej inwestycji. Może po prostu Polska wymaga trochę bardziej dalekosiężnego planowania. Takiego w rodzaju myślenia szefa Amazonu, Jeffa Bezosa, który słynie z myślenia dekady do przodu.