Niektórzy przekonują, iż w dzisiejszych czasach wszystkie wielkie konflikty toczą się o cenne złoża. Niezbyt pasuje to do sytuacji na Ukrainie, ale w jej tle Rosjanie szykują się właśnie do innego starcia, którego stawka jest znacznie wyższa. Chodzi o arktyczną ropę i prawa do sporego fragmentu Morza Arktycznego, gdzie się one znajdują.
- Powinno się wzmocnić infrastrukturę wojskową, a w szczególności chodzi o utworzenie w naszej części Arktyki jednolitego systemu bazowania okrętów nawodnych i okrętów podwodnych nowej generacji - poinformował właśnie prezydent Rosji Władimir Putin. Rosyjska militaryzacja obszarów arktycznych przykuwa uwagę mediów jednak dużo słabiej niż gra, którą Kreml toczy z Zachodem na granicy z Ukrainą.
Tymczasem także w przypadku Arktyki Władimir Putin już ostrzega przed terrorystami i "innymi potencjalnymi zagrożeniami" dla rosyjskich interesów. Stanowcze słowa na temat planów wysłania do Arktyki znacznej liczby żołnierzy car XXI wieku wygłosił podczas Rady Bezpieczeństwa Rosji. Jego zdaniem, rosyjska infrastruktura służąca do wydobycia ropy i gazu, a także rurociągi muszą być dzisiaj znacznie skuteczniej chronione.
W przeciwieństwie do Krymu i wschodniej Ukrainy, w obszarze arktycznym "terroryści i potencjalne zagrożenia" to nie osławieni przez Kreml "banderowcy", a przede wszystkim... Kanada. To właśnie władze w Ottawie najostrzej spierają się z Moskwą o bogate w surowce akweny Morza Arktycznego.
Od lat w tej sprawie toczą się postępowania przed instytucjami międzynarodowymi, ale wygląda na to, że w świetle nowej zimnej wojny Władimir Putin także ten problem chce rozwiązać szybko i wypróbowanymi metodami. Pytanie, czy i w tej sytuacji Zachód poprzestanie tylko na rozwiązaniach dyplomatycznych.