Ostra krytyka spadła na mieszkańców Krakowa, którzy zdaniem kardynała Stanisława Dziwisza, nie zdali wielkopiątkowego egzaminu. Ci bowiem, zamiast przyjść do nieco pustawych kościołów, zapełnili knajpy oraz miejsca, które "kusiły czerwonym światłem" w oknach. Kardynał obawia się, że jak tak dalej pójdzie, to Kraków stanie się "miastem sklepów alkoholowych i czerwonych okien". – Biskupi krakowscy zawsze byli surowi dla swoich owieczek – mówi Konrad Myslik, miłośnik Krakowa.
– Drogie niewiasty królewskiego Krakowa, podejmijcie i wy to szlachetne zadanie głoszenia Chrystusa Zmartwychwstałego. Przeciwstawiajcie się wszelkim próbom wprowadzania pogańskich obyczajów w mieście błogosławionego wkrótce świętego papieża Jana Pawła II – apelował kardynał Stanisław Dziwisz, wyraźnie zaniepokojony sytuacją w Krakowie.
Słowa te nie dziwią Konrada Myślika, rzecznika Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa. Jak mówi, biskupi krakowscy zawsze napominali mieszkańców, a szczególnie w okresie Wielkiego Tygodnia. – Zawsze byli surowi dla swoich owieczek. To nie dotyczy tylko księdza arcybiskupa Stanisława Dziwisza. Wielu jego poprzedników potrafiło pogrozić palcem krakowianom, jeśli nie umieli się zachować tak, jakby tego etyka chrześcijańska w Wielkim Tygodniu wymagała – mówi Myślik.
"Miasto grzechu"
Z obrazu, jaki nakreślił kardynał dziwisz, Kraków jawi się jako "miasto grzechu". Czy coś jest na rzeczy? – Hierarchowie kościelni żyją w zamkniętych gettach i zdają się nie zauważać, że następuje laicyzacja społeczeństwa – uważa Maciej Prus, pisarz i współwłaściciel klubu "Piękny pies" w Krakowie. Jego zdaniem, zamykanie lokali w Wielki Piątek może dotyczyć wierzących właścicieli, którzy zresztą zamknęli swoje biznesy, a reszta nie musiała tego robić. Jego zdaniem, nie ma w tym nic dziwnego.
– Kraków nie jest "miastem grzechu", a raczej miejscem, w którym niewiele można robić. Głównym źródłem zarobku są turyści, a oni zostawiają pieniądze w hostelach i restauracjach. Na tym Kraków stoi. Oznacza to, że Kraków jest miastem turystycznym, a nie miastem grzechu – mówi Maciej Prus.
Konrad Myślik uważa zaś, że Kardynał Stanisław Dziwisz miał wiele racji. Jak mówi, on także nie chciałby, aby Kraków stał się "republiką lokali z wyszynkiem", do czego, jak twierdzi, miasto w tej chwili zmierza. – Bardzo byśmy też nie chcieli, aby stał się Reeperbahnem (centralna ulica hamburskiej dzielnicy czerwonych latarni) w skali makro, a taki los może spotkać dzielnicę staromiejską. Zgadzam się zatem z księdzem kardynałem, który reprezentuje wielowiekową mądrość Kościoła – mówi miłośnik Krakowa.
Krakowianie obrażeni?
Media szeroko opisały słowa kardynała Stanisława Dziwisza, a czytelnicy równie szeroko je komentowali. Wiele z tych osób wyraziło sprzeciw wobec krytyki z ust kościelnego hierarchy. Niektórzy poczuli się wręcz urażeni, ale nie Maciej Prus. – Ten pan nie jest już w stanie nas obrazić – stwierdza. Mój rozmówca zwraca uwagę, że Dziwiszowi zapewne chodziło o otwarcie nowego klubu go-go "Cocomo". Z tym problemem zmaga się dziś jednak wiele miast, a nie tylko stolica Małopolski.
Nie tylko dla zagranicznych turystów, ale również dla wielu osób spoza Krakowa jest to miasto "z duszą", które prowadzi nocne życie. Miejsce to od zawsze uznawane było za siedlisko bohemy, która toczyła "kawiarniano-alkoholowo-narkotyczne życie", szczególnie po zmroku, dziś obraz ten jest już raczej nieaktualny. – Bohema krakowska to sztucznie nadmuchany balon. Kraków jest miastem studenckim, więc życie nocne jest z tego powodu bardziej bogate, ale bez przesady – mówi pisarz Maciej Prus.
Według Konrada Myślika, puste kościoły w Wielki Piątek, to efekt między innymi bogacenia się mieszkańców stolicy Małopolski, którzy "przedsionek świąt" potraktowali jako okazję do wyjazdu z miasta. – Prawdziwym zmartwieniem jest rozwój lokali z panienkami, który się dokonuje w dzielnicy staromiejskiej. Kardynał Dziwisz przechadza się ulicą Grodzką, jedną z najstarszych ulic w Krakowie, a tam ktoś sobie otworzył lokal z panienkami i nazwał klubem go-go. Tymczasem to jest dom uciech służący do obrabiania młodych, najaranych facetów z pieniędzy, które ciężko zarobili – mówi miłośnik Krakowa.
Kraków - miasto zamknięte
– Moim zdaniem, słowa Dziwisza były obraźliwie – mówi Katarzyna Śmigielska, krakowianka. Jej zdaniem, Kraków nie jest miastem czerwonych okien i sklepów alkoholowych. Jest ich oczywiście dużo, ale nie więcej niż w innych miastach. – Metropolita powinien raczej zastanowić się, co zrobić, aby przyciągnąć krakowian i krakowianki do świątyni, bo jak na razie, "czerwone okna" wygrywają. Jesteśmy miastem turystycznym, a nie religijnym – odpowiada moja rozmówczyni.
Kraków od czasów Stańczyków postrzegany jest jako miasto konserwatywne. I choć niektórzy twierdzą, że miano to z roku na rok traci na aktualności, z pewnością nadal można dostrzec konserwatywnego ducha stolicy Małopolski.
– Kraków absolutnie nie jest miastem grzechu, raczej "zamkniętym miastem", co widać choćby na przykładzie kultury krakowskiej. Wielu tutejszych artystów wyprowadziło się, a do miasta wracają jedynie w weekendy. Na co dzień ciężko byłoby im tutaj pracować, bo jak mówią, miasto jest bardzo zatęchłe, konserwatywne i nietolerancyjne – mówi mieszkanka Krakowa, miłośniczka kultury.
Czy zatem kardynał Stanisław Dziwisz miał rację, ostrzegając Krakowian przed upadkiem, w którego stronę zmierza miasto? Każdy znajdzie tu taką odpowiedź, jaka jest dla niego wygodna lub odpowiada przekonaniom religijnym. Kraków z pewnością zaś jest miastem, w którym niemal każdy będzie mógł się odnaleźć. Ten, który będzie chciał dostrzec w nim stolicę zbiorowej pamięci Polaków, jak i ten, który będzie chciał sobie co nieco nagrzeszyć...