Urodzony w 1975 roku Janusz Bujnicki to jeden z najmłodszych i najzdolniejszych polskich profesorów. Pisaliśmy o nim kilka miesięcy temu w akcji "Nie tylko Skłodowska". Bujnicki jest jednym z liderów bioinformatyki. Jego instytut jest liderem innowacyjności, ma najwyższą ocenę Ministerstwa Nauki. Janusz Bujnicki i Akademia Młodych Uczonych PAN włączają się właśnie w walkę o uwłaszczenie naukowców. Tym samym naTemat zyskało bardzo istotnych sojuszników w walce, którą prowadzimy od kilku tygodni.
Sejmowa podkomisja do spraw nauki i szkolnictwa wyższego przełożyła wczoraj dyskusję nad uwłaszczaniem naukowców. Poseł PO Jan Kazimierczak przedstawił nową wersję poprawki do rządowego projektu, swoje sugestie przygotowała też Akademia Młodych Uczonych PAN. Posłowie mają dwa tygodnie, żeby się z nimi zapoznać.
W Sejmie i środowisku naukowym trwa debata nad uwłaszczeniem naukowców. To rozwiązanie, które odniosło wielki sukces m.in. w Szwecji, która jest na czele listy innowacyjnych państw UE. Na czym polega? W skrócie: na przekazaniu naukowcom praw majątkowych do swoich wynalazków. Obecnie 100 proc. zysku należy do uczelni, które nie mają wielkich sukcesów w komercjalizacji nowych odkryć. A właściwie żadnych, bo zazwyczaj ograniczają się do zgłoszenia patentu.
Rządowy projekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym to zmienia. Naukowiec dostanie 75 proc. praw majątkowych do swojego wynalazku. Będzie mógł go skomercjalizować: sprzedać, użyczyć licencji i czerpać z tego zyski. Reszta, czyli 25 proc., zostanie dla uczelni. To uwolni polską przedsiębiorczość i zmotywuje badaczy. Uwłaszczenie naukowców to pomysł Barbary Kudryckiej, byłej minister nauki. W ubiegłym roku przyjęła go Rada Ministrów, teraz musi zrobić to Sejm.
Tu jednak napotyka opór ze strony lobby rektorów uczelni, którzy wolą zachować status quo. Ich postulaty pokrywają się ze zmianami proponowanymi przez Jana Kaźmierczaka, posła PO, profesora i nauczyciela akademickiego. Zgłoszona przez niego poprawka zmienia sens rządowego projektu. Proponuje, żeby uczelnie dostały czas na skomercjalizowanie wynalazku, a dopiero później to prawo przeszłoby na odkrywcę. Tyle, że dopiero po zakończeniu procesu patentowego, które w Polsce mogą ciągnąć się latami. Dodatkowo obciąża naukowców obowiązkiem podatkowym i wyłącza z uwłaszczenia studentów i doktorantów.
- Poprawka w obecnym brzmieniu nie zachęca uczelni do podejmowania szybkich i skutecznych działań, a do tego stawia wynalazcę i uczelnię na wrogich sobie pozycjach - mówi prof. Janusz Bujnicki, jeden z pionierów bioinformatyki w Polsce i członek Akademii Młodych Uczonych PAN.
Wczoraj poseł Jan Kazimierczak zaskoczył i przyniósł na posiedzenie nową wersję poprawki, która nie została nawet w całości odczytana. - Są w niej ważne zapisy, które precyzują pewne kwestie, np. podział potencjalnych zysków z komercjalizacji pomiędzy uczelnię a wynalazcę. Ale równocześnie zapisy tej nowej wersji poprawki powodują przeciągnięcie procesu ustalenia ostatecznego dysponenta prawami do wynalazku, na jeszcze dłuższy okres niż proponowano wcześniej - tłumaczy prof. Janusz Bujnicki. Przewodnicząca, Krystyna Łybacka z SLD, uznała że dyskusję trzeba przełożyć, aż posłowie zapoznają się z dokumentem. Czyli o dwa tygodnie.
Akademia Młodych Uczonych PAN przekazała podkomisji własne sugestie do projektu. Proponuje m.in. żeby uczelnia dostała pół roku na komercjalizację wynalazku. Po tym czasie odkrywca może wyznaczyć swojej instytucji (uczelni lub instytutowi naukowemu) pisemny termin, w którym musi albo podpisać z nim umowę precyzującą plan komercjalizacji albo zrobić to samodzielnie. Jeśli w tym czasie nie nastąpiłaby ani komercjalizacja wynalazku ani instytucja nie doszłaby z wynalazcą do porozumienia, ten dostałby pełne prawo do swojego odkrycia.
- Chcemy rozwiązać dwa podstawowe problemy. Po pierwsze: nie skłócać instytucji badawczej i wynalazcy, tylko promować ich współpracę. Zachęcać do stworzenia wspólnego planu komercjalizacji i podpisania umowy. Po drugie, decyzja instytucji naukowej o komercjalizacji musi zapaść szybko i nie powinna być zamrażana do czasu uzyskania patentu, bo wtedy może być o wiele za późno na efektywną komercjalizację. Jeśli instytucja nie dogada się z naukowcem w ciągu pół roku od zgłoszenia odkrycia, to znaczy, że najprawdopodobniej w ogóle nigdy to nie nastąpi i zwlekanie z decyzją o przyznaniu praw do wynalazku jego autorowi będzie działało na niekorzyść innowacji - mówi prof. Janusz Bujnicki - Ale w obecnej sytuacji musimy zaktualizować nasze sugestie i wypracować kompromis z tym, co zaproponował właśnie poseł prof. Kaźmierczak - dodaje.