"Oskarżyć tego zbira". To Lech Kaczyński jako prokurator generalny miał naciskać na oskarżenie Tomasza Komendy
Mateusz Marchwicki
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" ustalili, że nacisk na prokuraturę, która oskarżyła Tomasza Komendę i doprowadziła do skazania go na karę więzienia, wywierał ówczesny prokurator generalny Lech Kaczyński. To on miał ściągnąć akta sprawy do Warszawy i "dociskać" wrocławskich prokuratorów.
– Brutalnie zgwałcono, a później zamordowano 15-letnią dziewczynkę, właściwie jeszcze dziecko. Znaleziono jej ciało z rozerwanymi narządami rodnymi. I prokurator powiada pełnomocnikowi rodziny, że co najwyżej może jednemu ze sprawców postawić zarzut gwałtu. Są ślady zębów tego zbira, ślady DNA, wszelkie możliwe znaki – i nie można postawić zarzutu. Taki sposób interpretacji praw człowieka, które czynią przestępców bezkarnymi, a ofiary bezbronnymi, stanowi zagrożenie dla porządku społecznego – tak w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej" w 2000 roku mówił ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Lech Kaczyński. Oburzał się w nim także na "liberalne podejście" oskarżycieli i sądów do przestępców. Przykładem na to miała być właśnie sprawa zabójstwa 15-letniej Małgosi z Miłoszyc.