Sąsiad chce zniszczyć restaurację z Warszawy za pomocą... rosyjskiego techno. Właściciele są bezradni
Od niedawna klienci są katowani muzyką, którą niewprawiony słuchacz określiłby mianem łupanki. To nie wszystko - dodatkowo sąsiad emituje komunikat tłumaczący, dlaczego to robi.
Poniżej prezentujemy nagranie, który otrzymaliśmy od właścicieli restauracji. Zostało zarejestrowane w niedzielę, 3 czerwca o 16:20 w ogródku. Wyraźnie słychać jak głośna muzyka może przeszkadzać w zjedzeniu posiłku."Nie jesteśmy fanami rosyjskiego techno, ta muzyka jest naszą reakcją na całkowity brak szacunku dla nas i naszego spokoju. Wiemy, że miło jest posiedzieć w cichym żoliborskim ogrodzie, ale nam to zostało odebrane. Jak wy byście się czuli, gdyby w waszym ogrodzie otwarto restaurację działającą od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu".
Miejsce odwiedziłem we wtorek po południu i byłem zaskoczony z dwóch powodów. Po pierwsze nie słyszałem żadnej muzyki, a po drugie na terenie ogródka kameralnej restauracji już siedziało wielu gości, którzy nie byli zbyt głośni. Okazało się, że hard bassy puszczane są tam głównie w weekendy. Film nagrany z ogródka restauracji • YouTube
Istotnym faktem jest to, że restauracja działa w tym miejscu nie od wczoraj, ale... od ponad 4 lat. Nie jest więc nową firmą, która ni stąd, ni zowąd zakłóciła spokój mieszkańców. – Konflikt zaczął się w kwietniu, gdy po zimie znów otworzyliśmy ogródek. I nagle pojawiły się różne formy wielogodzinnego dręczenia. Kosiarka, która stała tyłem do naszego ogrodzenia, wylewanie substancji o bardzo nieprzyjemnym zapachu, a ostatnio ta muzyka – wylicza w rozmowie z naTemat współwłaścicielka Magda Nowak. Sąsiad próbuje uniemożliwić im prowadzenie działalności w każdy możliwy sposób, choć sam wcześniej często u nich gościł.
Restauracja ma stałe grono zwolenników, które trzymają za nią kciuki."Wiemy, że możemy być uciążliwi, więc postawiliśmy dźwiękoszczelne ogrodzenie wzorem fachowców, którzy stawiali podobne ściany w ogródkach nad Wisłą. Nie puszczamy, muzyki, respektujemy też ciszę nocną i działamy tylko do 22:00. Raz rzeczywiście przydarzyła się nam wpadka, kiedy to pod naszą niewiedzą zorganizowano wieczór panieński, ale od tamtej pory już nie ma u nas takich imprez. W ogóle ograniczyliśmy przyjmowali większych grup, które głośnym śmiechem irytują sąsiadów".
Dzwoniłem do drzwi sąsiada trzy razy i choć słyszałem, że ktoś się krząta w środku, nikt mi ich nie otworzył. Znalazłem jednak na stronie z ogłoszeniami ofertę sprzedaży domu. Został wystawiony za 6,6 mln złotych, a w opisie jest podane: "Wokół cała sieć cenionych żoliborskich restauracji i barów". Zdaniem właścicieli restauracji, sąsiad ma problemy ze sprzedażą nieruchomości, właśnie ze względu na gwar z ogródka. I – jak twierdzą – dlatego też postanowił zniszczyć ich działalność wszelkimi sposobami: muzykę puszcza z balkonu, bo dźwiękoszczelny płot najwyraźniej ją zagłuszał.
Wygląda na to, że nikt tak łatwo nie ustąpi i cały konflikt przeniesie się do sądu. – Wzywamy policję notorycznie, podobnie jak sąsiedzi z okolicy. Wydaje im się, że głośna muzyka pochodzi od nas. Funkcjonariusze są więc bardzo zaskoczeni, gdy przyjeżdżają na miejsce. Jeśli nic się nie zmieni, sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Nawet prowadzący sprawę stwierdził, że niegodności ze strony sąsiada są gorsze od tych, które my generujemy – zapowiada współwłaścicielka.
Obawy gastronomików są uzasadnione. Podobny konflikt miał miejsce w 2014 roku w Podkowie Leśnej. Sąsiadowi przeszkadzały hałasujące dzieciaki, które rodzice zabierali do klubokawiarni. Odpalał więc agregat lub puszczał na okrągło płytę Franka Kimono. Właściciele lokalu zostali zmuszeni do zamknięcia działalności.