Pyton brał udział w… erotycznej sesji na plaży nad Wisłą. Czy to właśnie jego szuka policja?

redakcja naTemat
Historia z zaginionym w Warszawie pytonem tygrysim przybiera coraz bardziej kuriozalny obrót. Okazuje się, że w okolicy, gdzie zaginął wąż, warszawski fotograf regularnie robi erotyczne sesje zdjęciowe kobiet… z pytonami. Czy to jego węża szuka policja? Sam zainteresowany zaprzecza – podaje "Gazeta Wyborcza".
Skóra węża znaleziona w weekend nad Wisłą miała blisko sześć metrów długości. Fot. Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Poland
Informację o fotografie, który wyprowadza węże na plażę nad Wisłą pod Warszawą, stołeczna "Wyborcza" otrzymała od czytelnika. Dziennikarze dostali nawet linka do portfolio fotografa i rzeczywiście – dominują w nim węże, które na przykład oplatają nagie kobiety.

Modelki pozują na piasku lub spękanej suchej ziemi – takiej jak na nadwiślańskich łachach. Są też zdjęcia auta terenowego, którym przewożone są gady. Ze zdjęć wynika, że fotograf ma dwa duże węże i jednego mniejszego. Jeden jest dwa razy dłuższy niż terenówka. Przypomnijmy, że ten poszukiwany może mieć właśnie nawet sześć metrów.


Sam fotograf zaprzecza jednak, że poszukiwany jest jego wąż. – Owszem, zdarza mi się wyprowadzać węża na spacer nad Wisłę w Wilanowie. Ale mi nie uciekł. Jest w domu. To nie mojego szukają – zapewnia. Zgłosił się też na policję i złożył podobne wyjaśnienia.

To jednak właśnie on mógł być widziany przez paralotniarza, który informował, że widział z góry mężczyzn wyładowujących z samochodu pytona nad rzeką. Wtedy szybko ogłoszono, że być może pytona wypuszczono umyślnie nad rzeką. – Czasami parkujemy w pobliżu lotniska paralotniarzy, to mnie mogli widzieć – mówi.

Czy jest zatem możliwe, że to jego wąż zostawił wylinkę i ślady na piasku, a potem bezpiecznie wrócił do domu? Fotograf zaprzecza. – Ja jeździłem na plażę w Wilanowie, a szukają go w Gassach – tłumaczy i dodaje, że wąż nie mógł pokonać takiego dystansu. To około 10 km.

Przypomnijmy, że wąż jest poszukiwany od kilku dni – bez skutku. Wczoraj pojawiły się informacje, że niebezpiecznego gada widział wędkarz. Według jego relacji wąż miał się... rzucić na bobra.

źródło: Gazeta Wyborcza