Panika w PiS po słowach Kaczyńskiego. Wierni działacze obawiają się najgorszego

Rafał Badowski
Jarosław Kaczyński ogłosił, że osoby, które zarabiają dużo pieniędzy w spółkach Skarbu Państwa, nie znajdą się na listach wyborczych PiS. W partii zapanował po tych słowach "ogromny ferment". Trwają próby zmiękczenia prezesa. Przeciwnicy zmian przedstawiają mocne argumenty – donosi "Fakt".
Słowa Jarosława Kaczyńskiego o zakazie łączenia wysokich pensji w spółkach skarbu państwa z kandydowaniem w wyborach samorządowych, wywołały ferment w partii. fot. Jakub Porzycki/Agencja Gazeta
– Ci, którzy mają ważnych protektorów przy prezesie, ostaną się, a innych dla przykładu pozbawi się zarabiania – powiedział "Faktowi" polityk partii rządzącej, który dotychczas nie pełnił eksponowanych funkcji.

Słowa te powtórzyła w środę rzeczniczka PiS Beata Mazurek. – Komitet Polityczny PiS podjął decyzję, iż na listach kandydatów w wyborach samorządowych na radnych wszystkich szczebli nie zostaną umieszczone osoby, które są zatrudnione na wysokopłatnych stanowiskach kierowniczych i doradczych w spółkach Skarbu Państwa i samorządu terytorialnego – powiedziała.


Jednak jest poważny problem. Komitet polityczny PiS miał od piątku w ogóle się nie zbierać. Kolejne jego posiedzenie dopiero w przyszłym tygodniu. W partii wrze, w komitecie politycznym są podejrzenia, że ma to posłużyć Kaczyńskiemu do czystek. O tym, że w partii planowane są "wycinki" ludzi związanych z tzw. zakonem PC, wcześniej donosiły media.

Jarosław Kaczyński ogłosił w piątek, że osoby mające "wysokie pensje w spółkach Skarbu Państwa" nie znajdą się na listach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Opozycja kpiła z tych słów prezesa.