Poruszająca relacja Sipowicza na pogrzebie Kory. "Nie była tylko kochana i słodka"

redakcja naTemat
– Ta miłość nie była prosta. Nasze życie było bardzo burzliwe, pełne rozstań, powrotów, tęsknoty – mówił na pogrzebie Kory jej mąż Kamil Sipowicz.
Kamil Sipowicz na pogrzebie Kory Fot. Sławomir Kamiński / AG
– W tym miejscu i takiej sytuacji właściwie żaden człowiek nie chciałby stanąć. Ponad 40 lat wspólnego życia i tak silny związek wszystkiego: ciał, dusz, świadomości, poglądów. Wydawało nam się, że jesteśmy jedną istotą – zaczął swoje przemówienie Sipowicz.

Z trudem wspominał Korę. – Porozumiewaliśmy się właściwie bez słów. Żadne z nas nie przypuszczało, że zostanie samo. Z drugiej strony cały czas mam wrażenie, że ona tutaj jest – mówił.

Dalej relacjonował, jak wyglądał ich związek. Jak stwierdził, po latach burzliwego życia od 1989 roku stworzyli stabilną rodzinę. – Kora nie była tylko osobą słodką, kochaną. Czasami bardzo była zaborcza, miała bardzo zdecydowane poglądy na różne rzeczy – podkreślał.


Padły też słowa o chorobie Kory (artystka walczyła z nowotworem). Sipowicz mówił, że najgorsze było, gdy otrzymywała wyniki badań.

– Kora przeszła piekło. Ta choroba była czymś niszczącym, ale nie widziałem w życiu nikogo, kto miałby taką siłę życia. Ona była kwintesencją życia. W ostatnim okresie robiła wszystko, żeby pokazać, że jest.

Na pogrzebie głos zabrał także m.in. Wojciech Mann. – Żyła w czasach komunizmu, potem demokracji i wreszcie parodii demokracji – podsumował.