Grają covery Maanamu, po śmierci Kory wokalistka dostała pogróżki. Skąd się wziął "Złoty Maanam"?

Sylwia Wamej
Fani muzyki znają Maanam, ale nie wszyscy wiedzą, że istnieje Złoty Maanam. To grupa, której trzon tworzą byli muzycy z oryginalnego składu - Ryszard Olesiński i Paweł Markowski, razem z wokalistką Karoliną Leszko, którą Marek Jackowski odkrył w "Szansie na sukces". Koncertują od czterech lat i właśnie teraz, po śmierci Kory, będą pielęgnować pamięć i dorobek muzyczny Maanamu.
Złoty Maanam razem z wokalistką Karoliną Leszko Fot. zlotymaanam.com.pl
Nie ma już z nami liderów Maanamu - Kory i Marka Jackowskiego, jednak artyści z zespołu Złoty Maanam kontynuują dzieła legendarnej polskiej grupy. Sporo osób o nich nie wie, bo działają na obrzeżach show-biznesu. Grają głównie covery Maanamu, co nie znaczy, że nie tworzą autorskiego materiału. Na razie mają na swoim koncie dwie piosenki: "Gdy nadciąga burza" i "Miasto miłości".

Skąd się wziął Złoty Maanam?
Wszystko zaczęło się we wrześniu 2003 roku, gdy w składzie Maanamu zaszły znaczne zmiany. Gitarzysta Ryszard Olesiński, gitarzysta basowy Krzysztof Olesiński i perkusista Paweł Markowski związani od dwóch dekad z zespołem i stanowiący trzon zespołu, opuścili go za obopólną zgodą.
https://www.youtube.com/watch?v=zvwE_PQwpko
W Maanamie zostali Kora i Marek Jackowski, który po kilku latach koncertowania z nowymi muzykami zrezygnował z dalszej współpracy z zespołem. Razem z Milo Kurtisem, współzałożycielem grupy i współtwórcą nazwy Maanam, nie wyraził zgody na to, aby zespół muzyków z Korą na czele nazywał się Maanam.


Jackowski zadzwonił do starego składu grupy, by zaproponować muzykom współpracę. Razem z nową wokalistką wyłonioną w telewizyjnej "Szansie na sukces" na nowo reaktywowali zespół pod nazwą Złoty Maanam. – To jest kontynuacja pomysłu Marka Jackowskiego, żeby grać piosenki Maanamu, ale już bez Kory. Karolinę Leszko znalazł w programie "Szansa na sukces". Choć nie wygrała, Marek stwierdził, że ta dziewczyna ma prostu ogień w sobie i będzie pasowała do naszego złotego składu – opowiada w rozmowie naTemat gitarzysta Ryszard Olesiński i dodaje:

– Marek nagle zmarł i zawiesiło się w to wszystko w takiej próżni. Trudno było myśleć zaraz po jego śmierci o reaktywacji zespołu. Po roku od tego tragicznego zdarzenia odtworzyliśmy jego pomysł.
Karolina Leszko na scenieFot.Zlotymaanam.com.pl / Natalia Mitera
Fatalny początek działalności Złotego Maanamu
Niestety, na początku działalności Złotego Manaamu pojawił się konflikt z managementem Kory, który nie zgadzał się na to, żeby na rynku muzycznym pojawiły się dwa oddziały Maanamu. Zresztą problemem był nie tylko management, ale też zagorzały fan club Kory, który nie wyobrażał sobie, że może jej nie być na scenie.

– Zagorzali fanatycy Kory hejtowali nas, nawet utworzyli jakąś stronę, na której napisali, że nie dopuszczą, żebyśmy grali koncerty – opowiada Olesiński. Zresztą nie tylko "starzy wyjadacze" Maanamu musieli zmierzyć się z krytyką ze strony fanów, ale też nowa wokalistka zespołu - Karolina Leszko.Wielbiciele grupy oraz Kory nie mogli się pogodzić z tym, że teraz to ona ma "zastąpić" Korę.

– Karolina dopiero zaczynała z nami grać. To był jej początek z nami na scenie, ale już na tym etapie dostawała smsy, maile z pogróżkami, że jak wyjdzie na scenę, to ją potną żyletkami, że będą w nią rzucać butelkami – opowiada Olesiński.

Nic dziwnego, że pierwszy koncert Złotego Maanamu nowa wokalistka przypłaciła olbrzymim stresem. Z każdym występem było jednak coraz lepiej, a publiczność powoli zaczęła się do niej przekonywać.

Karolina, oprócz tego, że wyglądem fizycznym może przypominać Korę z lat młodości, ma zupełnie inny głos i energię na scenie. – Marek miał ogromną intuicję, jeżeli chodzi o Karolinę. Niedawno graliśmy duży koncert Tarnowie. Ona zrobiła wielki show. Ja jestem bardzo dumny, bo będzie z niej wielka pociecha. To artystka, która na pewno będzie sławna i do czegoś dojdzie. Bardzo się sprawdza. Potrafi rozmawiać z ludźmi, a po koncercie dostaje olbrzymie owacje – mówi były gitarzysta Maanamu.

Tak słodko do końca nie jest, bo po śmierci Kory Karolina musiała zmierzyć się z przykrymi słowami na jej temat w social mediach. – Dostała przykre wiadomości na swoim Facebooku. No ale tak było i tak będzie zawsze. Jak ktoś jest medialny, musi liczyć się z tym, że będą osoby, które pochwalą i wbiją szpilę.

Są spadkobiercami po liderach Maanamu?
Choć nie wszystkim to się może podobać, Ryszard Olesiński planuje razem z pozostałymi członkami zespołu i wokalistką w dalszym ciągu grać na koncertach piosenki Maanamu. – Ja mam pełne moralne prawo, ponieważ grałem w Maanam prawie ćwierć wieku, więc coś do powiedzenia mam. Współtworzyłem z Markiem, a on był takim kompozytorem, który nam pozwalał wykazać się twórczo i dodać coś od siebie. To wszystko było powodem tego, że my tak długo razem pracowaliśmy – wyjaśnia Olesiński.

Zdaniem muzyka właśnie teraz, po śmierci Kory, artyści Maanamu powinni pielęgnować pamięć po liderach grupy. – Pani sobie nie wyobraża, jak bardzo ludzie od nas oczekują, żeby grać utwory Maanamu. Na koncertach nawet bardzo młodzi ludzie znają niemal wszystkie piosenki.

Promują się na śmierci?
Artysta nie boi się zarzutów o to, że Złoty Maanam będzie próbował wypromować się na śmierci Kory. – My już to przerabialiśmy po śmierci Marka Jackowskiego. Jak już nie było żadnego argumentu, to wtedy zaczęto mówić o nas, że jesteśmy hienami. Ja ciągle powtarzam, że Złoty Maanam to nie był nasz pomysł, tylko Marka. Gdyby Marek żył, gralibyśmy dziś koncerty i nikt by złego słowa nie powiedział. Zresztą wdowa po Marku Jackowskim, Ewa bardzo nas popiera i cieszy się, że robimy to, co Marek chciał – tłumaczy.
Złoty Maanam na koncercieFot. Złotymaanam.com.pl/ Natalia Mitera
Według Olesińskiego cały hejt publiczności skierowany w stronę Złotego Maanamu nieco się uspokoi. Podobnie jak sceptyczne nastawienie Kamila Sipowicza. – Przeczytałem jeden z wywiadów z Kamilem Sipowiczem, w którym mówił o nas. Powiedział w nim: "niech ich publiczność zweryfikuje" – zaznacza.

Póki co zespół planuje koncertować i grać covery Maanamu. – Chcemy, żeby materiał brzmiał jak z tamtych lat. Markowi bardzo zależało na tym i mówił, że eksperymenty nie sprawdzają się. Jak żył, powtarzał, że czad gitary jest najlepszy.