Dwa razy zastanów się, zanim pójdziesz na horror "Zakonnica". I wcale nie dlatego, że jest przerażający
Spory problem z promowaniem "Zakonnicy" miało studio Warner Bros. Najpierw z serwisu YouTube zniknęła reklama, a potem zwiastun horroru. Były po prostu zbyt przerażające, a co za tym idzie - zachęcające do wybrania się do kina. Miłośnicy podskakiwania na fotelu ze strachu mogą przestać zacierać ręce. Wyczekiwany od wielu tygodni film różni się od naszych wyobrażeń. Uwaga, tekst może zawierać delikatne spoilery.
Nie poskaczemy na fotelach Spot "Zakonnicy" usunięty z YouTube • YouTube
Buszując po internecie, często natrafiam na pytania o jumpscare'owe sceny w horrorach. Usunięta reklama nawiązuje bowiem do trendu sprzed lat, kiedy po sieci krążyły filmiki i animacje, na których człowiek się skupiał, by po chwili spaść z krzesła widząc na ekranie wyskakującą maszkarę. Jumpscare'owe sceny stały się nieodłącznymi filarami współczesnych horrorów.
Nie inaczej jest w "Zakonnicy". Jeśli jakimś cudem się wystraszymy, to przez schematyczną scenę, w której moment ciszy jest brutalnie przerywany przez atak demona. Trudno jednak aż tak się skupić, bo nastrój filmu jest burzony przez... gagi i umiarkowanie zabawne docinki bohaterów. Pierwsza połowa filmu sprawia wrażenie czarnej komedii, a nie zapowiadanego horroru. Czasem jest to zamierzone, a czasem nie.
Filmowcy straszą nas na zasadzie kontrastu, ale w "Zakonnicy" jest za dużo momentów rozładowujących napięcie. Duża w tym wina postaci Francuzika, która jest skonstruowana na podstawie stereotypu - to taki fircyk w zalotach, który nie odmówi sobie bajerowania zakonnicy, a humor nie opuszcza go nawet w starciu z demonami. Jeśli to on byłby głównym bohaterem historii, nikt nie miałby nic przeciwko.
Materiały prasowe
Są też sceny, które bawią, ale twórcy raczej nie mieli tego na myśli. Widać to zwłaszcza w tych podobno przerażających sekwencjach - np. gdy demon-zakonnica telepatycznie przyciąga do ręki strzelbę niczym Jedi miecz świetlny. Takich akcji jest więcej, a finałowy pojedynek to już ostateczny cios poniżej pasa, szufladkujący "Zakonnicę" w horrorach klasy B albo niżej. Lubimy się bać, ale twórcy tego nie wykorzystali.
Materiały prasowe
Pamiętam końcówkę "Obecności", kiedy uderzająca z ekranu ciężka atmosfera wręcz gruchotała kości, a uczucie niepokoju rozsadzało od środka moją klatkę piersiową. W moim prywatnym rankingu plasuje się w TOP 10 najlepszych horrorów XXI wieku. Sequel i spin-offy z lalką Annabelle nie powtórzyły sukcesu oryginału pod względem jakościowym, ale są o poziom wyżej niż "Zakonnica".
"Zakonnica" i jej całe filmowe uniwersum dopadła klątwa horrorowych kontynuacji i prequeli. Ze świetnej pierwszej części przepoczwarzają się w autoparodię, która zamiast wywoływać strach - bawi, a częściej żenuje. Pierwszy lepszy i dobrze znany przykład to cykl "Rec". Niekiedy taka sytuacja wychodzi na dobre, a seria staje się kultowa - tak było np. z "Martwym złem".
Jeśli potraktujemy "Zakonnicę" inaczej niż jest reklamowana - nie zawiedziemy się. To kiczowaty horror klasy B, w którym bohaterowie podejmują idiotyczne decyzje - jeśli słyszą podejrzany dźwięk, to mimo okoliczności idą sprawdzić źródło, zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie. Oczywiście po drodze się rozdzielą, zamiast walczyć w grupie. A po mrożącej krew w żyłach akcji - rzucą bzdurny tekścik.
Materiały prasowe
Szkoda, że twórcy nie mogli się zdecydować na to, czy chcą nakręcić horror czy komedię. Zrobili zatem coś pomiędzy – z mizernym skutkiem. Humorystyczne akcenty prezentują proste żarty rodem z Kwejka, a straszne sekwencje są monotonne - kamera patrzy w prawo, potem w lewo, a potem coś pojawia się po środku.
Wszyscy czekali na jumpscare'owy maraton z przyzwoitą fabułą, a nie mimowolny (?) pastisz, który okazał się o wiele gorszy niż filmiki na YouTube.
Materiały prasowe
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej