Kaczyński nigdy nie będzie Orbanem. Węgier potrafił przejąć władzę tam, gdzie PiS sromotnie przegrywa
PiS przegrał praktycznie we wszystkich dużych miastach, w niektórych sromotnie i z kretesem już w pierwszej turze. Nie spełnił się sen o przejęciu władzy w Warszawie, Poznaniu, nawet Białymstoku i Lublinie na ścianie wschodniej. Partia robi dobrą minę do złej gry, prezes podobno szuka winnych. A być może ma jeszcze jeden powód do zazdrości. Jego sojusznik na Węgrzech takich problemów nie miał.
Oczywiście w niektórych przypadkach musimy poczekać do drugiej tury. Kraków, Gdańsk – tu jeszcze wszystko może się zdarzyć. Ale już dziś widać, że porażka PiS w dużych miastach jest porażająca. I nawet jeśli gdzieś jeszcze zdarzy się zwycięstwo, to będzie ono bardzo małą kroplą w morzu.
Patrząc na statystyki z ostatnich wyborów w 2014 roku, samorządowa sytuacja na Węgrzech wygląda następująco: Fidesz rządzi w 17 spośród 19 największych miast w kraju.
Jedno z nich to Budapeszt, którym od 2010 roku kieruje burmistrz popierany przez Fidesz, Istvan Tarlós. Na 23 stołeczne dzielnice, partia Orbana ma swoich burmistrzów aż w 17 z nich. Opozycja lub politycy niezależni rządzą tylko w sześciu. Inaczej niż w Warszawie, choć jednak nie do końca – o czym za chwilę.
W ogóle ciekawie przedstawia się mapa całego kraju z tego okresu. Całe Węgry są zaznaczone na pomarańczowo – od koloru Fideszu. Wszystkie największe miasta powyżej 50 tys. mieszkańców są pomarańczowe. Tylko trzy kropki mają inny kolor. Pokazują, że w całym kraju są tylko trzy miasta, w których partia Orbana nie zdołała wygrać wyborów. To Szeged, gdzie zwyciężyli socjaliści i do dziś rządzi jeden z ich liderów László Botka, Békéscsaba – gdzie wygrał niezależny kandydat wspierany przez Jobbik, oraz w Sálgotarján.
Już w 2010 roku przejęli Budapeszt
Zwraca też uwagę na to, że we wszystkich 19 regionach w kraju lokalne media są w rękach biznesmenów związanych z Fideszem. Można się tylko domyślać, jaki mają wpływ na przekaz.
Ale Orban już wcześniej mógł cieszyć z sukcesu, którego PiS ciągle w dużych miastach nie może osiągnąć. W samorządach zaczął dominować już w 2010 roku. Ośrodek Studiów Wschodnich w Warszawie pisał po tamtych wyborach, że pierwszy raz Fidesz przejmuje władzę w Budapeszcie, który dotąd był bastionem centrolewicy. Zwycięstwo było imponujące, bo Istvan Tarlós zdobył ponad 53 procent głosów. Już wtedy Fidesz objął władzę w 19 stołecznych dzielnicach.
"Rozdawano mieszkańcom smartfony za darmo""Kandydaci partii Fidesz oraz sprzymierzonych z nią chrześcijańskich demokratów zwyciężyli w większości miast, uzyskali wyraźną większość w sejmikach wojewódzkich i radach lokalnych. Rządząca prawica, która ma większość konstytucyjną w parlamencie, przejmuje także niemal pełnię władzy również na poziomie lokalnym. Po tym sukcesie można się spodziewać, że rząd, dotychczas zwlekający z ogłaszaniem niepopularnych decyzji, podejmie bardziej zdecydowane działania reformatorskie". Czytaj więcej
Jakim cudem Orbanowi udało się coś z czym Kaczyński nie potrafi sobie poradzić? Można się pośmiać z wyborczych pomysłów i praktyk, które właśnie opisuje portal Hungarian Free Press, a które do Polski chyba jeszcze nie dotarły.
Ale mówiąc poważnie, nasi rozmówcy na Węgrzech zwracają uwagę przede wszystkim na dwie rzeczy. Victor Orban zmienił ordynację wyborczą, która faworyzuje duże partie, dał też głos Węgrom mieszkającym za granicą. Więcej o ordynacji można przeczytać tutaj. – Zwycięzca bierze wszystko. Fidesz nie potrzebuje większości, wystarczy, że będzie najsilniejszą partią – tłumaczy w skrócie Teczár Szilárd.
– W większości przypadków oznacza to, że w każdym mieście jest tylko 3-5 przedstawicieli opozycji – dodaje Gulyás Balázs, który bierze udział w protestach przeciwko rządom Orbana. Podkreśla też, że węgierska opozycja jest bardzo rozbita: – Fidesz jest lepiej zorganizowany, ma media, sponsorów.
Wszyscy mocno to wybijają. – Opozycja na Węgrzech jest podzielona. A Fidesz mocno pracuje, by zwiększyć rywalizację między skrajnie prawicowym Jobbikiem a lewicą i siłami liberalnymi – mówi nam Gabor Horvath z dziennika "Nepszava".
Teczár Szilárd: – Opozycja jest naprawdę rozbita. Skrajnie prawicowy Jobbik nie współpracuje z lewicą, partiami liberalnymi i zielonymi. Nie zawsze partie te nawet współpracują ze sobą. W większości przypadków, nie udaje im się wystawić w wyborach jednego kandydata opozycji przeciwko Fideszowi.
"Sytuacja w Budapeszcie jest podobna do Polski"
Ale jest coś, co PiS może nieco uspokoić z powodu swojej porażki w miastach. Wbrew pozorom Orbanowi też może coś spędzać sen z powiek. Budapeszt nie jest bowiem tak oczywisty, jeśli chodzi o poparcie dla niego. W czasie kwietniowych wyborów parlamentarnych opozycja w tym mieście wygrała. – W tym sensie sytuacja w Budapeszcie jest podobna do Polski. Opozycja ma tu równe szanse, lub lepsze niż Fidesz, by wygrać – zauważa Teczár Szilárd.
Najważniejsze tylko, by się zjednoczyła. Bo – jak zauważa Gabor Horvath – Fidesz tak naprawdę popiera mniej niż połowa społeczeństwa. – Partia wykorzystała swoją absolutną władzę, by osiągnąć niemal pełną kontrolę nad samorządami. Ale Fidesz został pokonany tam, gdzie opozycja nie była podzielona i byli w stanie zjednoczyć się i wyłonić jednego kandydata – mówi.
Tak stało się niedawno w czasie wyborów uzupełniających w Hódmezővásárhely, w bastionie Fideszu. Gdy Péter Márk-Zay, popierany i przez Jobbik, i przez Zielonych, pokonał kandydata partii Orbana, pisało o tym wiele europejskich mediów.
Najbliższe wybory samorządowe w 2019 roku. Słyszymy, że Fidesz już pracuje, by dalej dzielić opozycję. W Polsce – po wynikach wyborów samorządowych – trudno sobie wyobrazić, by to mu się udało.