Mężczyzna podejrzany o otrucie syna i siebie zostawił pożegnalny list na Facebooku

Paweł Kalisz
Mężczyzna miał sądowy zakaz zbliżania się do swoich dzieci inaczej niż w wyznaczonych terminach i w obecności kuratora. Mimo tych ograniczeń udało mu się zmylić urzędnika i zamknąć się w łazience z synem. Obu znaleziono martwych. Sekcja zwłok ma wykazać, czy to było otrucie. Dotarliśmy do pożegnalnego listu Tomasza M.
Mężczyzna walczył o prawo do opieki nad dziećmi. Jego i syna znaleziono martwych w łazience. Fot. Facebook / Tomasz M.
Media rozpisują się o tragicznym finale spotkania Tomasza M. z dziećmi na placu zabaw w obecności kuratora sądowego. Do wydarzenia doszło na warszawskim Bemowie, gdzie mężczyzna zamknął się z synem w łazience. Jakiś czas potem obu znaleziono martwych, prokuratura ustali, czy to było otrucie.

Historia zaczyna się wiele miesięcy wcześniej. Mężczyzna dostał wyrok sądowy, zakazujący mu zbliżania się do dzieci. Ich matka twierdzi, że ojciec Artura i Kornelii miał obsesję na punkcie syna, nachodził ją i dzieci, nękał także jej znajomych. Nawet uprowadził dziecko i wyjechał do Niemiec, gdzie zgłosił się na policję. Syn wrócił do matki, a Tomasz M. na krótko trafił do aresztu.


Sąd uznał, że ojciec może się spotykać się z dziećmi wyłącznie w określonych terminach i w obecności kuratora sądowego. Mimo tych obostrzeń mężczyźnie udało się zmylić czujność urzędnika, zamknąć z dzieckiem w łazience, gdzie obaj znaleźli śmierć. Sekcja zwłok ma dać odpowiedź na pytanie, czy mężczyzna otruł siebie i własnego syna.

Okazuje się, że Tomasz M. zostawił w mediach społecznościowych pożegnalny list. Zaadresował go do Sądu Okręgowego we Wrocławiu, który wydał zakaz zbliżania się do dzieci. Nie zrezygnuję z moich dzieci nigdy i mojej postawy nie zmienię i będę trwał przy moich dzieciach" – napisał zdesperowany mężczyzna.

W sieci pod tym listem rozpętała się istna burza. Większość internautów wskazuje na chorobę psychiczną ojca. Jednak sytuacja wcale nie musi być tak czarnobiała, jak na pierwszy rzut oka wygląda.

Ojciec zamieszczał na Facebooku zdjęcia, na których stoi z dziećmi uśmiechającymi się do kamery. Są też filmy, na których dzieci tulą się do ojca i nie chcą wyjść z samochodu, a ich matka stoi obok i próbuje je wyciągnąć. Zdesperowany ojciec opisywał swoją walkę o to, żeby móc widywać się z dziećmi, które jego zdaniem zostały... uprowadzone przez matkę.

"Ona chce mieć je tylko dla siebie. Traktuje je jak swoją własność. Jak przedmioty które zabiera tam, gdzie ma ochotę nie licząc się z ich uczuciami. Prezentuje im "nowego" "tatusia", który ma mnie zastąpić " – pisał na Facebooku Tomasz M. I odliczał dni, kiedy widział dzieci po raz ostatni.

"Mam nadzieję, że dzieci Artur i Kornelia M. rozliczą Was kiedyś z tego, co zrobiliście" – napisał zdesperowany ojciec w ostatnim liście do sądu. Jednak coś się w tej łazience stało takiego, że 4,5-letni Artur już nie będzie miał szansy dokonać rozliczenia.

źródło: wp.pl