Kaczyński ją podpisał, nic z niej nie zostało. Taką"deklarację" promowano po zabójstwie działacza PiS
Wielu Polaków przypomina dziś sobie, jak w 2010 roku w Łodzi zginął polityk PiS. To było zabójstwo polityczne, nikt nie miał wątpliwości. Po nim w kraju zapanowała podobna atmosfera do tej, jaką mamy teraz. Mówiono o wojnie polsko-polskiej, nawoływano do walki z językiem nienawiści, liczono na pojednanie Kaczyńskiego z Komorowskim. Właśnie wtedy powstał pewien dokument, o którym dziś mało kto pamięta. Co się z nim stało?
Przypomnijmy, dramat rozegrał się 19 października 2010 roku około godziny 11:30 w biurze PiS. Ryszard Cyba, taksówkarz z Częstochowy zastrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego, inny z pracowników biura został raniony nożem. Mężczyzna chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego.
"Socjotechnika nienawiści"
Dziś w tamtych wydarzeniach wielu ludzi szuka analogii do tego, co zdarzyło się w Gdańsku i co właśnie przetacza się przez Polskę. Atmosfera była podobna, podobne padały oskarżenia, ale siły były odwrócone. To politycy PiS na czele z prezesem oskarżali wtedy o kampanię nienawiści przeciwko ich partii.
Ale pomijając oskarżenia, mnóstwo było apeli o pojednanie i zaprzestanie nienawiści, właśnie ze strony PiS.
– Zaczyna się zabijanie opozycji. Nie zabijajcie nas, chcemy pracować dla demokratycznej Polski. Wróćmy do normalnych zasad funkcjonowania polskiego państwa – apelował Witold Waszczykowski.
Kaczyński grzmiał o wybuchu "socjotechniki nienawiści, która zaczęła być stosowana jako socjotechnika władzy". - I jeśli można dziś o coś apelować, prosić, to o to, by ta socjotechnika, by ten sposób rządzenia został odrzucony, z całym zdecydowaniem, jednoznacznie, bez żadnych uników – przemawiał na pogrzebie zamordowanego Marka Rosiaka.
Na pogrzeb przybył też prezydent Bronisław Komorowski i zastanawiano się, czy obaj politycy podadzą sobie dłoń. Nic takiego jednak się nie stało. "Nie było znaku pokoju" - przekazały media.Musimy w naszym życiu społecznym, naszym życiu narodowym z czymś skończyć. Czytaj więcej
"Nie było to kontynuowane"
PiS szumnie za to ogłosił powstanie tzw. Deklaracji Łódzkiej. Jak nazwał ją "Super Express", był to pakt o nieagresji w polityce – "przeciw przemocy i nienawiści w życiu publicznym i mediach". Jako pierwszy publicznie podpisał ją Jarosław Kaczyński. Według doniesień medialnych nie podpisali jej Donald Tusk i Bronisław Komorowski.
Szukamy jej w internecie i gdyby nieliczne, dostępne w sieci, doniesienia prasowe, ślad by pewnie po niej zaginął. Adres, pod którym miała być podpisywana, jest nieaktywny - www.deklaracjalodzka.pl."Ta deklaracja to jest zobowiązanie. Zobowiązanie do nie posługiwania się w życiu publicznym sformułowaniami obraźliwymi, bardzo skrajnymi, sformułowaniami bez których można w polskim naszym języku wyrazić nawet najbardziej krytyczny pogląd". Czytaj więcej
Dwa dni później "Super Express" donosił, że deklarację podpisało 4160 osób, a jako pierwszy zrobił to publicznie Jarosław Kaczyński."W związku z zabójstwem w łódzkim biurze PiS ugrupowanie przedstawiło w piątek deklarację "przeciw przemocy i nienawiści w życiu publicznym i mediach". Podpisał się pod nią prezes PiS Jarosław Kaczyński. Deklaracja została także w piątek przekazana przez Błaszczaka prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu". Czytaj więcej
"Dziś jest ostatnia chwila, aby zatrzymać eskalację przemocy, ochronić wspólnotę obywatelską. (...) Dla demokracji normalna jest różnica zdań i działalność polityczna obywateli, a także emocje. Jednak najbardziej drastyczne wypowiedzi mają swoje konsekwencje – znajdują się ludzie, którzy traktują złe słowa jako instrukcję lub przyzwolenie na przemoc" - czytamy w deklaracji.
Nic z niej już nie zostało. Co, niestety, pokazuje, że apele, które słyszymy dziś, też mogą się tak skończyć.
Deklaracja Łódzka przeciw przemocy i nienawiści w życiu publicznym i mediach
Do uczestników życia politycznego, osób zaufania publicznego, dziennikarzy i obywateli
Walka polityczna trwająca od kilku lat przyniosła ofiarę śmiertelną. 19 października 2010 r. został zastrzelony pracownik biura poselskiego Prawa i Sprawiedliwości Pan Marek Rosiak, druga osoba, Pan Paweł Kowalski została ciężko ranna. Sprawca twierdzi, że motywem jego czynu była nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości i jej prezesa.
(...) Obserwujemy jak na naszych oczach upada możliwość prowadzenia oczekiwanej w demokratycznym państwie debaty publicznej. Dziś jest ostatnia chwila, aby zatrzymać eskalację przemocy, ochronić wspólnotę obywatelską.
Dlatego uważamy za niedopuszczalne:
- Wyrażenia wzywające do przemocy i życzące śmierci, szyderstwo z sytuacji zagrożenia życia np. jaka wizyta taki zamach;
- Wypowiedzi przypisujące choroby psychiczne, wmawianie nienawiści i działania z niskich pobudek;
- Zrównywanie legalnie działających w kraju partii z reżimami i partiami totalitarnymi – np. KPP, faszyści, NSDAP;
- Używanie dla określenia oponenta słów powszechnie traktowanych za obelżywe – np. bydło, wataha czy wypowiedzi takich jak : „(…) znajduje się grupa ludzi, która w tym czasie – kiedy wszyscy bez wyjątku ciężko pracują – plądruje walizki pasażerów” czy „Przyjdzie taki dzień, że Jarosław Kaczyński będzie już rozmawiał z siłami ostateczności (…) być może będzie miało to miejsce jeszcze w tym roku (…) wówczas uznamy, e to był naprawdę dobry rok”.
Ten język nienawiści i wykluczenia odrzucamy! Apelujemy do uczestników życia publicznego, redakcji prasowych, działaczy społecznych i związkowych, osób zaufania publicznego, a przede wszystkim do obywateli, aby przystąpili do tej deklaracji.