Prawica śmiała się, że jest pijany, a on ma Parkinsona. Ajchler: Wstydziłem się, ale będę walczyć
"Czy poseł Zbigniew Ajchler pracuje pod wpływem alkoholu?"; "Czy poseł PO był pijany?"; "Piąteczek w godzinach pracy?" - to tytuły zaledwie kilku filmików na YouTube, w których prawicowe media lub internauci zarzucają politykowi występ "pod wpływem". Poseł Ajchler stwierdził, że miarka się przebrała i za pośrednictwem mec. Giertycha zamierza wystąpić na drogę prawną. Broniąc się przed zarzutami ujawnił, że powodem ekspresyjnego wystąpienia w Sejmie jest choroba Parkinsona, na którą cierpi od 20 lat.
Choroba Parkinsona to choroba ośrodkowego układu nerwowego o charakterze zwyrodnieniowym (...). Do głównych objawów zachorowania należą zaburzenia ruchu, drżenie spoczynkowe, ślinotok oraz kłopoty z mówieniem. W Polsce z chorobą Parkinsona zmaga się ponad 80 tysięcy osób. Tweetnijmedionet.pl
Anna Dryjańska: Co pan czuje, gdy czyta o sobie, że wystąpił w Sejmie pod wpływem alkoholu?
Zbigniew Ajchler: Jest to dla mnie bardzo trudne. Brak mi słów, żeby to opisać. Nigdy nie miałem problemu z alkoholem. Jestem sportowcem, swego czasu byłem członkiem kadry narodowej w biegach na 1500 metrów. Nadal uprawiam wiele dyscyplin sportowych, tenis ziemny, tenis stołowy. To mój styl życia, w którym nie ma miejsca na alkohol. W jednej z firm, której szefuję nieprzerwanie od 38 lat, nie wypito w zakładzie ani kropli. Moi współpracownicy wiedzą doskonale jaki mam stosunek do alkoholu. Od 20 lat jestem za to chory na chorobę Parkinsona. Do wczoraj się tego wstydziłem.
Co się zmieniło?
Niedawno natknąłem się na YouTube na ranking największych pijaków w Sejmie. Byłem jednym z "laureatów". Poczułem się z tym fatalnie. Nie chcę kończyć posłowania w tej kadencji w takiej atmosferze. Nie pozwolę, by moja rodzina i przyjaciele musieli się mierzyć z tymi kłamstwami.
Gdy przeszukuję YouTube, jest tam sporo filmików w których padają takie sugestie. To materiały sprzed roku, dwóch…
Wszystko zaczęło się od TV Republika, która wyemitowała oszczerczy materiał o moim wystąpieniu 20 maja 2016 toku. Plotkę błyskawicznie podchwycili niektórzy internauci. Zaroiło się od filmików i wpisów. Póki jeszcze te domysły kończyły się znakiem zapytania, odpuszczałem. Nie mówiłem głośno o swojej chorobie, nie chciałem się żalić. Uważałem to za swoją słabość.
Ale gdy z okazji końca kadencji Sejmu w internecie zaczęły krążyć materiały, w których wprost nazywa się mnie pijakiem, miarka się przebrała. Nie będę tolerował kłamstw. Materiały analizuje teraz mec. Roman Giertych.
Jak pan zareagował na wiadomość, że cierpi na chorobę Parkinsona?
Długo nie chciałem się z tym pogodzić. Udawałem, że to mnie nie dotyczy. Zadawałem sobie miliony pytań. Najczęściej "dlaczego ja?". Byłem na zmianę załamany i wściekły. Nie miałem w rodzinie podobnego przypadku. Nie wiedziałem od czego zacząć. Na szczęście trafiłem na dobrych lekarzy, którzy szybko dobrali odpowiednie leki. Dużo pomogła mi rodzina i wiara.
Jakie są objawy Parkinsona?
Jest dużo odmian tej choroby. U mnie choroba objawia się właśnie tym, z czego śmiała się TV Republika - nadmierną gestykulacją, mniej wyraźną wymową, drżeniem dłoni. Na szczęście dzięki lekom nie doświadczam tych objawów na co dzień.
Niestety wystąpiły właśnie wtedy, gdy wyszedłem na mównicę sejmową. Może to kwestia stresu. Pojawiły się też przeróbki mojego wystąpienia. Zwalnianie i przyspieszanie tempa, nakładanie emotikonek... Daleko im do tego, jak to wyglądało naprawdę.
Jak na informację o pana chorobie zareagowali koledzy i koleżanki z Platformy?
Jeszcze nikt się ze mną w tej sprawie nie kontaktował. Myślę, że to dla nich trudne i zaskakujące. Przez lata starałem się, żeby moja choroba była niewidoczna.
Nikt nie napisał "trzymaj się", "jestem z tobą", "dasz radę”?
To trudna sytuacja. Myślę, że spotkam się z dużym zrozumieniem, tak władz klubu, jak i koleżanek i kolegów posłów. Wygłosiłem w tej kadencji 170 wystąpień plenarnych i złożyłem prawie 100 różnych interpelacji. Choroba nie blokowała mojej działalności. Ale dobre słowo zawsze jest mile widziane, szczególnie od najbliższych współpracowników.
Czy będzie pan kandydował do Sejmu?
Jeszcze nie wiem, to zależy od wielu czynników, przede wszystkim od mojego stanu zdrowia i decyzji władz partii. To była moja pierwsza kadencja w Sejmie. Będąc w opozycji nie mogłem zrealizować swojej najważniejszej misji, czyli współtworzenia lepszego prawa.
W zamian za pracę dla Polski nie oczekuję nic. Nie pobieram pensji posła. Nie poszedłem do polityki dla pieniędzy. Od lat kieruję trzema firmami rolniczymi, które odnoszą teraz wielkie sukcesy. Są nagradzane. Choroba mi w tym nie przeszkodziła. Moim największym sukcesem jest to, że moi pracownicy, którzy przechodzą teraz na emeryturę, dostają 4-5 tys. zł na rękę. To ludzie z wykształceniem zasadniczym. To balsam dla mojej duszy, który uśmierza dolegliwości związane z chorobą.
Spodziewa się pan przeprosin od TV Republik i innych, którzy sugerowali, że był pan nietrzeźwy na mównicy?
Nie wiem, czego się spodziewać. Chciałbym, żeby się zastanowili i zdjęli wszelkie materiały na ten temat. Konieczne jest słowo "przepraszam", choć wiem, że przyznanie się do błędu nie jest łatwe. Ja nie jestem żądny krwi. Nie chcę zemsty. Chodzi o szacunek do podstawowych zasad moralnych. Nic więcej.
Ja nic na tym dla siebie nie chcę ugrać. Jeśli sprawa skończy się w sądzie i wygram, to odszkodowanie przeznaczę na stowarzyszenie osób chorych na Parkinsona. I wreszcie sam się do niego zapiszę. Parkinson to częstsza choroba, niż się ludziom wydaje. Gdy obserwuję innych posłów i posłanki to mam wrażenie, że nie jestem jedyny. Będę miał teraz więcej cywilnej odwagi, by pomóc innym chorym na Parkinsona w Polsce.