"Leżę cała we krwi na sali, a tu nagle - puk, puk - i wchodzi ksiądz". Historia ze szpitala ginekologicznego
Bardzo krępująca sytuacja
Jak mówi, w tym czasie dwa razy do jej pokoju przychodził ksiądz. – To był pododdział patologii ciąży, gdzie kobiety potrzebują szczególnej intymności – podkreśla.
Od zdarzenia minęło już parę miesięcy, ale Paulina wciąż aż kipi z emocji. Jak opisuje, ksiądz nie poczekał na żadne "Proszę". Ot po prostu, wszedł i już. – Nawet nie miałam szansy, żeby zdążyć się czymkolwiek okryć. Przepraszam za szczegółowy opis, ale ja w tym momencie - zgodnie z zaleceniem lekarza - wietrzyłam moją ranę po zabiegu, aby szybciej się goiła – opowiada.Dla mnie ta sytuacja była bardzo krępująca. Leżałam cała we krwi. A tu nagle słyszę - puk, puk - i cyk za klamkę, wchodzi sobie ksiądz. Jak gdyby nigdy nic. I zaprasza do modlitwy. A weź ty człowieku idź sobie stąd! Chcę tu być sama! Nie chcę, żeby mi tu jakiś obcy mężczyzna przyłaził!
Tu nie ma wstępu
Kapelan szpitala im. Świętej Rodziny ks. Maciej Wygnański jest właściwie pewien, że to nie mogło się wydarzyć na patologii ciąży. – W salach, do których pukam, nie bywają zakrwawione pacjentki. Pracuję w tym szpitalu od pięciu lat i nie pamiętam, aby doszło do opisywanej tutaj sytuacji – zarzeka się w rozmowie z naTemat ks. Wygnański.
A zamieszanie wybuchło po tym, jak Tomasz Michniewicz, dziennikarz i podróżnik, w emocjonalnym tonie na Facebooku opisał to, czego był świadkiem – jak księża wchodzą na porodówkę i właściwie mogą podglądać półnagie kobiety w sytuacjach dla nich niezręcznych, krępujących, czasem bardzo intymnych. Jednym z opisanych przez niego szpitali była właśnie placówka przy Madalińskiego w Warszawie.
Ks. Wygnański zapewnia, że okoliczności opisane w tym poście w szpitalu przy Madalińskiego, nie mogły mieć miejsca. Że możliwe, iż dotyczą którejś innej placówki. Tak czy inaczej – wówczas nastąpiły pewne zmiany.
Prawo do godności i intymności
Rzeczniczka placówki Anna Sergiel-Antosiewicz w rozmowie z naTemat przyznała, że ponad rok temu wizyty kapelana na oddziałach ginekologii oraz położnictwa zostały ograniczone. W przesłanym nam komunikacie wyjaśnia, że są miejsca, gdzie ksiądz może wejść tylko na życzenie pacjentki.
– Ograniczenie wizyt kapelana na Oddziale Położnictwa oraz Oddziale Ginekologii zostało wprowadzone w wyniku przekazanych uwag Pacjentek w lutym 2018 r., obecnie zatem będziemy domagać się przestrzegania ustalonych już wcześniej zasad pobytu kapelana na oddziałach szpitalnych – zapowiada rzeczniczka szpitala.W Szpitalu Specjalistycznym im. Św. Rodziny każdego dnia Kapelan pełni dyżur w kaplicy przyszpitalnej, ma także możliwość odbycia obchodu na oddziałach z posługą sakramentalną. Każdy Pacjent ma prawo do odmowy kontaktu z kapelanem. Na Oddziałach Położnictwa oraz Ginekologii obowiązuje szczególnie prawo do poszanowania godności i intymności pacjenta, wizyty kapelana możliwe są wyłącznie na życzenie Pacjentki, po wcześniejszym bezpośrednim kontakcie telefonicznym lub przekazaniu takiej prośby przez położną.
Puka zawsze, nie zawsze słyszy: "Proszę"
– W tej chwili na oddziały położnicze przychodzę jedynie na wezwanie - pacjentki dzwonią same lub też swoją prośbę o wizytę przekazują przez pielęgniarkę czy jakąś bliską osobę – zastrzega ks. Maciej Wygnański.
Ksiądz kapelan zapewnia, że do żadnej z sal nie wchodzi bez pukania. – Oczywiście, nie zawsze słyszę: "Proszę", bo bywa tak, że pacjentki nie mają siły, by to powiedzieć – wyjaśnia. Oczywiście bywa też, że nikt nie zaprasza do sali, bo pacjentka śpi. – Naprawdę nigdy się nie zdarzyło, żebym umyślnie zbudził śpiącą pacjentkę – zapewnia ks. Wygnański.Obchód duszpasterski, jeśli można tak to nazwać, wykonuję tylko i wyłącznie na oddziale ginekologii, gdzie pacjentki często szykują się do operacji, nie mogą wstawać, oraz na oddziale chirurgii onkologicznej i rekonstrukcji piersi. Z kolei na oddziały pediatryczne, noworodkowe czy wcześniacze - zgodnie ze zmianami wprowadzonymi w ostatnich miesiącach - nie wchodzę ze względów epidemiologicznych.
"Nikogo nie zmuszam do modlitwy"
Duchowny zapewnia, że po wejściu do sali nigdy nie przystępuje od razu do zapraszania do modlitwy. Najpierw jest rozmowa, z której wynika, czy kobieta ma ochotę na modlitwę, czy też nie.
"Moja sprawa, czy się modlę"
Paulina wizytę księdza zapamiętała inaczej. Według jej relacji zaproszenie do modlitwy padło od razu. A ona zdecydowanie na żadną modlitwę ochoty nie miała.
A że ksiądz składał wizytę dwa razy, mimo iż Paulina powiedziała, że nie nie ma ochoty na modlitwę? Tu duchowny przyznaje, że tak się mogło zdarzyć i że ponownie odwiedza jakąś salę nawet wtedy, gdy od którejś z pacjentek usłyszy, że nie ma ochoty na wizytę duszpasterza. Oczywiście - zastrzega - w tej części szpitala, do której ma wstęp.Gdybym chciała się z nim pomodlić, to wszędzie w tym szpitalu wiszą plakaciki, jaki jest numer do kapelana, o której są msze w kaplicy, itp. Naprawdę, wiedziałabym gdzie się zgłosić. Ale nie chcę! Moja sprawa, czy się modlę, do kogo się modlę i z kim!
Ksiądz uwagi bierze do serca
– Uprzedzam panie, że zapukam też w kolejnych dniach, bo przecież istnieje coś takiego jak ruch chorych i następnego dnia może w tej sali leżeć już ktoś inny – tłumaczy.
– Myślę, że jestem osobą dosyć wrażliwą i empatyczną. Gdy pojawiają się tego typu informacje czy inne nieprzychylne opinie o mojej działalności, biorę je sobie do serca – podkreśla kapelan.Naprawdę, nie narzucam się pacjentkom. Zdaję sobie sprawę, że często są to osoby w ciężkim stresie. Jest mi strasznie przykro, że pani Paulina w taki sposób zapamiętała spotkanie ze mną i ze swojej strony dokładam wszelkich starań, aby wyglądało to dokładnie odwrotnie.
Propozycja pogrzebu
Paulina z zimowego pobytu w szpitalu im. Świętej Rodziny, gdzie trafiła na zabieg usunięcia jajowodu w związku z ciążą pozamaciczną, zapamiętała jeszcze jedno – propozycję urządzenia pogrzebu. W jej odbiorze było to mocno niestosowne.
– Zanim jeszcze doszło do zabiegu wycięcia jajowodu otrzymałam propozycję - że mogę urządzić pogrzeb temu dziecku, które mi będą wycinać z jajowodu. Że jak zapłacę za badania genetyczne, aby sprawdzić, jakiej ono jest płci, to będę mu mogła nadać imię. Tę informację otrzymałam, gdy byłam w absolutnym amoku z bólu, gdy tuż przed przewiezieniem na oddział pobierano mi krew – wspomina pacjentka.
Możliwe, że niektórym matkom ta informacja jest potrzebna. Ale to nie w takiej formie! Nie w takim momencie! Być może tę informację powinien był otrzymać mój trzeźwo myślący mąż, który był wtedy ze mną. Ja byłam wtedy w takim stanie, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wiłam się z bólu i nie bardzo jeszcze kojarzyłam, o co chodzi. A tu taka wiadomość – jeb!, pogrzeb dziecka!
– Każda pacjentka ma możliwość samodzielnego zapoznania się z dokumentami w dogodnym dla siebie czasie, podjęcia decyzji wspólnie z partnerem lub przekazania ich mężowi lub partnerowi jeśli posiada uznanie ojcostwa, po wcześniejszym wydaniu upoważnienia – wyjaśnia Anna Sergiel-Antosiewicz.Każda Pacjentka, bez względu na umiejscowienie ciąży obumarłej lub pozamacicznej, już na etapie przyjęcia na Oddział Ginekologii otrzymuje pakiet drukowanych informacji – instrukcji z możliwościami postępowania oraz zgód Pacjenta. Informacje dotyczą m.in. wyboru indywidualnego pochówku lub pozostawienia płodu w Szpitalu, przeprowadzenia badań genetycznych w kierunku określenia płci płodu, niezbędnych do uzyskania w USC aktu urodzenia a tym samym ubiegania się o świadczenia socjalne.
Podziel się opinią
Kobiet, które ze szpitala ginekologiczno-położniczego wyszły z negatywnymi wspomnieniami, bez wątpienia jest wiele. I tymi dobrymi wrażeniami, i tymi złymi warto podzielić się z Fundacją Rodzić Po Ludzku, która zbiera opinie o szpitalach w anonimowej ankiecie (można wypełnić ją tutaj).
Imię bohaterki artykułu na jej prośbę zostało zmienione.