Zamknęła startupowców w ciemnym pokoju z inwestorami. To rozwiązanie trzeba kopiować

Karolina Pałys
Ornit Shinar mówi w siedmiu językach, wychowywała się we Francji, Belgii i Anglii, studiowała w Londynie, pracowała w Sądzie Najwyższym Izraela, a od kilkunastu lat jest czołową postacią izraelskiej sceny startupowej. I robi tam niemałą równościową rewolucję.
Ornit Shinar jest jedną z najważniejszych postaci izraelskiej sceny startupowej Fot. materiały prasowe
W ramach prowadzonego przez nią Citi External Innovation w Izraelu, koordynuje programy akceleracyjne i organizuje spotkania z inwestorami. Nie ukrywa, że projektów rozwijanych przez kobiety czy przedstawicieli mniejszości etnicznych wciąż jest, jej zdaniem, za mało.

Zamiast wskazywać “winnych’, ona i jej zespół, wolą jednak uświadamiać - czasem w bardzo dosadny sposób. W zeszłym roku zespół Citi Accelerator narobił sporo zamieszania organizując “Pitch in the Dark” - wydarzenie, w trakcie którego startupy prezentowały swoje projekty w całkowitej ciemności.

W rozmowie z naTemat Ornit Shinar tłumaczy, dlaczego po ciemku łatwiej o równość - nie tylko w izraelskim środowisku startupów.

Dlaczego zdecydowała się pani na taką, a nie inną ścieżkę kariery? Fintech to wymagająca branża - jako humanistce nie byłoby pani łatwiej w życiu?

Po skończeniu prawa i pracy w Sądzie Najwyższym, pracowałam dla startupów i założyłam kilka. W 2013 Citi szukało kogoś do stworzenia im gry fintechowej w Izraelu. Moja znajoma, myśląc, że mogę się nadawać, postanowiła mnie polecić. I tak zaczęła się moja przygoda z fintechami.

Przez przypadek?

Dokładnie. Nie miałam pojęcia o bankowości i finansach, ale środowisko startupów i dużych przedsiębiorstw poznałam na tyle, że umożliwiło mi to rozpoczęcie procesu. Reszty musiałam się oczywiście szybko nauczyć.

Jakie było pani pierwsze wrażenie odnośnie tego środowiska? Dla kogoś kompletnie z zewnątrz świat bankowości pewnie nie sprawia wrażenia przyjaznego.

Na szczęście, moja działalność nie dotyczyła stricte bankowości. Byłam odpowiedzialna za stworzenie programu współpracy ze startupami. Moim zadaniem było połączyć je z „właściwymi ludźmi” zarówno w Citi, jak i wśród potencjalnych klientów, inwestorów itp

Ludzie, którzy wprowadzali mnie w ten świat byli natomiast niezwykle otwarci, ukierunkowani na sukces i innowacje. Mój przełożony w Citi Izrael wykazywał się bardzo postępowym myśleniem. Oczywiście, musiałam się przystosować do pracy w banku, ale jednocześnie trafiłam do środowiska, które było niezwykle przyjazne zmianom.

A jak w tym konkretnym środowisku odnajdują się kobiety?

O każdym pracodawcy można powiedzieć dobre i złe rzeczy. I mając tę informację z tyłu głowy muszę powiedzieć, że jestem niesłychanie dumna będąc częścią Citi. To niesamowity gracz na polu równości, naprawdę podejmuje sporo wysiłków w tym kierunku.

Z tego co wiem, Citi działający na polskim rynku (czyt. Citi Handlowy oraz Citibank Europe Plc.) również mocno wspiera kobiety, pomaga im odnaleźć się na wszystkich szczeblach ścieżki zawodowej. Na poziomie globalnym Citi wspiera nie tylko kobiety, ale różne inne grupy mniejszościowe czy etniczne. Wiem, że w Polsce dzieje się podobnie.
Fot. materiały prasowe
Czego dowodem może być “Pitch in the Dark” - event, który zorganizowała pani w ramach Citi Tel Aviv Accelerator Team.

Kiedy zaczęłam o tym mówić, ludzie pukali się w czoła: “Dlaczego ktoś miałby chcieć przedstawiać swoje projekty w ciemności?” Koniec końców w wydarzeniu udział wzięło 20 VC. Ani przedstawiciele startupów, ani jurorzy wcześniej nie wiedzieli kogo poznają.

Zasada, którą chcieliśmy podkreślić, była bardzo prosta: nie kieruj się tym, co widzisz. I nie chodziło tu tylko o płeć czy kolor skóry, ale również o wiek czy religię: czy powinniśmy inaczej oceniać projekt, tylko dlatego, że jego autor jest starszy? Nie, trzeba dać każdemu równe szanse.

Czy wyniki były zaskakujące?

Wyniki nie - wygrały najlepsze projekty. To co zaskoczyło mnie najbardziej, to reakcje ludzi. Dla wielu osób była to pierwsza okazja, żeby doświadczyć takiego poziomu skupienia. Podczas normalnej prezentacji masz dookoła siebie dziesiątki czynników, które skutecznie rozpraszają. A tu mogłeś i musiałeś było całkowicie skupić się na przekazie swojego startupu.

Obawiałam się nieco o to, jak poradzą sobie przedstawiciele startupów. Nie mieli żadnych pomocy wizualnych, slajdów, nic.

Mogli tylko opowiadać?

Tak. Dodatkowo nie wiedzieli do kogo mówią. Okazało się, że to były najlepsze prezentacje, jakie słyszałam. Startupowcy byli niesamowicie skoncentrowani, mówili jasno i zwięźle, komunikowali dokładnie to, co chcieli. Co dodatkowo ważne, wychodzili z tych prezentacji wzmocnieni: cieszyli się, że podjęli takie wyzwanie.

Mimo wszystko, nie zamierzam dążyć do tego, aby w przyszłości wszystkie rozmowy biznesowe były prowadzone po ciemku (śmiech).

Dlaczego? Z pewnością byłoby sprawiedliwie.

Byłoby ekscytująco, to pewne. Ale największą siłą “Pitch in the Dark” był fakt, że organizacja tego eventu procentowałą jeszcze wiele tygodni później - wszyscy mówili o nim, a co za tym idzie - o potrzebie równości i różnorodności.

Pracowała pani na całym świecie, w różnorodnych krajach, w różnych środowiskach biznesowych. Jak takie doświadczenie wpłynęło na postrzeganie przez panią roli kobiety w biznesie?

Zauważyłam kilka rzeczy, jeśli chodzi o postrzeganie kobiet. Po pierwsze, często jeśli decydujemy się na zatrudnianie kobiet, przedstawicieli mniejszości narodowych etc., ludzie zawsze zatrudniają swoje „klony” - ludzi różniących się “zewnętrznie”, ale wciąż o podobnym doświadczeniu, o podobnym backgroundzie. Wolałabym, żeby różnorodność przejawiała się również w tej sferze doświadczeń. Chętnie widziałabym w biznesie absolwentów filozofii, fizyki czy historii sztuki.

Druga sprawa: mimo, że w wielu miejscach spotkałam się z uprzedzeniami dotyczącymi płci, to jednak wielokrotnie fakt, że jestem kobietą, działał na moją korzyść, co nie zawsze jest złe. Potrzeba różnorodności dotyczy nas wszystkich, bo wszyscy na niej korzystamy. I dlatego musimy razem usiąść do stołu: kobiety, mężczyźni, przedstawiciele mniejszości.

W Citi mężczyźni są częścią tej zmiany, napędzają ją. Tu nie ma podejścia: my kontra oni. Jesteśmy my i oni - razem, na rzecz zmian. Działając w ten sposób, zmiany toczą się znacznie szybciej.

Czy równość należ wymuszać - oczywiście mówiąc w przenośni. Czy parytety to, pani zdaniem, dobre rozwiązanie? A może po prostu konieczne, bo nikt nie wymyślił innego sposobu na wyrównanie szans w miejscu pracy?

Trochę tak, trochę nie. Nie chciałabym, żeby komuś należało się miejsce przy stole bez względu na kwalifikacje. Z drugiej strony, mam świadomość, że gdzieś tam jest cała masa kobiet z wysokimi kwalifikacjami. I jeśli nie każemy komuś iść ich poszukać, to one same się nie przebiją.

Trzeba mieć świadomość, że przedstawiciele różnych płci mają różne wzorce zachowań. Kobiety skupiają się na różnicach pomiędzy tym, co potrafią, a tym czego wymaga dane stanowisko, dochodząc często do wniosku że nie mają wystarczających kompetencji. Mężczyźni skupią się na swoich zaletach i zignorują wymagania, do których nie pasują.

Jako pracodawcy mamy więc obowiązek, żeby docierać do odpowiednich osób z odpowiednimi ofertami. Dawać im wsparcie, działać w charakterze mentorów. To my musimy wyciągać rękę do pracowników, stwarzać im odpowiednie warunki do rozwoju.

Jeśli chodzi o parytety - mają swoje dobre strony. Pozwalają jasno określić cel, do którego dążymy. Ale powinniśmy do niego dążyć nie tracąc przy tym na jakości.
Fot. materiały prasowe
Czy takie wsparcie już w jakiś sposób procentuje?

Muszę przyznać, że dzisiaj kobietom łatwiej jest pozyskać finansowanie niż w przeszłości - może jest więcej dobrej woli w stosunku do nich niż do mężczyzn. O wyrównywaniu szans mówi się bardzo dużo więc kobiety mogą liczyć, że ich inicjatywa zostanie doceniona. Ich firma oczywiście musi mieć ogromny potencjał, znajdować się w ekscytującej przestrzeni i tak dalej. Dobra wola otwiera drzwi, Doskonałość zapewni, że pozostanie otwarta.

Czy podobnie jest w przypadku akceleratora Citi?

Jeśli chodzi o liczbę aplikacji - wciąż aplikuje mniej kobiet, niż mężczyzn. Chodzę więc na spotkania, kontaktuję się z przedstawicielkami i przedstawicielami różnych organizacji - nie tylko kobiecych, ale też mniejszościowych. Mówię: “Pokażcie, co potraficie”.

Pokazują?

Niektórzy tak, inni nie. Nie sądzę, że te liczby wyrównają się w najbliższej przyszłości, ale na pewno będą się zwiększać.

Izrael to naród innowatorów. Dlaczego?

To kwestia szczęścia w nieszczęściu. Nasza sytuacja polityczna sprawia, że mamy czynną armię, która musi pracować nad własnymi technologiami i rozwiązaniami. Dodatkowo, w latach 90. do Izraela dotarła spora fala imigracji z Rosji. Znalazło się w niej wielu inżynierów, lekarzy i naukowców - to również pomogło.

Skłonność do wprowadzania nowych rozwiązań jest również po części zakorzeniona w naszej kulturze. Nie przejmujemy się za bardzo, kiedy ktoś nam mówi, że nie damy rady czegoś zrobić. Wiemy, że damy.

Takie zdecydowanie w dążeniu do celu czy nawet lekka bezczelność zdecydowanie różni się od bardziej konserwatywnego podejścia, dominującego w Europie gdzie trzeba być “akuratnym”.

Dzieci w Izraelu rzadko słyszą słowo “nie”. To okropne, są mniej świadome granic i jednocześnie nieco bardziej niesforne (śmiech). Ale jednocześnie stają się przez to niezmiernie ciekawe świata - eksperymentują, próbują nowych rzeczy - to napędza innowacyjność.

Ale dyscypliny też muszą gdzieś nabrać. Wojsko w tym pomaga?

Dokładnie. Do wojska trafiają aroganccy 18-latkowie którym wydaje się, że mogą wszystko. Dostają dużo władzy, duże fundusze na rozwijanie swoich projektów, ale jednocześnie - niezwykle ścisłe wytyczne i granice, których muszą się trzymać.

Stworzyła pani największą sieć networkingową dla kobiet w Izraelu. Po co?

W czasie, kiedy rodziła się Yazamiyot byłam przedsiębiorczynią. Razem z moją znajomą stwierdziłyśmy któregoś razu: “Dlaczego tylko chłopcy mają mieć swój klub? Dziewczyny też powinny mieć swoją „klikę”, w najlepszym znaczeniu tego słowa.

Zaczęłyśmy od spotkań typu “power speech”, z kobietami sukcesu opowiadającymi swoje historie. Jest to bardzo ważne, ponieważ aby wdrożyć pomysł, musisz powiedzieć o nim głośno, musisz znać słowa, aby móc marzyć.

Wówczas zaczęłyśmy organizować kobietom spotkania z mentorami, dawałyśmy wsparcie przy realizacji poszczególnych etapów projektów. To przerodziło się w spotkania, w których kobiety miały okazję opisać swoje inicjatywy i pomysły w obecności przedstawicieli biznesu, VC i innych dziedzin.
Dzisiaj organizujemy masę wydarzeń, które mają na celu wspieranie inicjatyw kobiecych.

Ważnym aspektem jest również współpraca z innymi sieciami kobiecymi, łączenie sił. Nie chodzi przecież o licytowanie się, która sieć jest lepsza, tylko o wspólną pracę na rzecz jednego celu - zmiany.

Kto pani najbardziej pomógł na przestrzeni pani kariery?

Moi rodzice. Kiedy tworzyłam swój pierwszy startup miałam dwójkę dzieci i byłam świeżo po rozwodzie. Od rodziców usłyszałam: “Życzymy ci powodzenia. Powiedz, jak możemy pomóc”.

Co ważniejsze jednak, obiecali, że jeśli będę musiała gdzieś wyjechać w poszukiwaniu pracy - mam się nie martwić, bo oni zajmą się dziećmi, kiedy będę daleko.

I tyle. Tylko tyle trzeba, żeby kobieta mogła się realizować i nie czuć się winną, że zaniedbuje swoje obowiązki jako matka. Wiedziałam, że kiedy mnie nie ma, są w najlepszych możliwych rękach ludzi, którzy kochają je najmocniej na świecie. Dla mnie zdecydowanie było to najcenniejsze wsparcie.

Partnerem wywiadów "Polki mają wybór" jest Citi Handlowy.