"Nie ma czegoś takiego, że ktoś będzie prowadził za rękę". Były oficer GROM mocno o śmierci studenta WAT

Adam Nowiński
W środę w Warszawie zmarł student III roku Wojskowej Akademii Technicznej. Dzień wcześniej uczestniczył w 10-kilometrowym biegu w pełnym umundurowaniu i wyposażeniu. Ćwiczenie z uwagi na upał przeniesiono z południa na rano, ale czy powinno w ogóle się odbyć? Na ten temat rozmawiamy z ppłk Jarosławem Garstką, byłym zastępcą dowódcy jednostki GROM.
Bieg z pełnym ekwipunkiem to część przygotowania fizycznego wszystkich żołnierzy, niezależnie od jednostki. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Według doniesień medialnych informacji płynących z WAT podczas zajęć wychowania fizycznego we wtorek studenci III roku mieli przebiec trasę o długości 10 kilometrów. Podchorąży podczas treningu byli w mundurach, z plecakami i pełnym osprzętem. Z uwagi na warunki atmosferyczne zajęcia przeniesiono na rano. Niestety trzech studentów zasłabło, a jeden z nich w środę rano zmarł. Czy tego dało się uniknąć?

Trudno powiedzieć. Teraz trwa ustalanie przyczyn, ale także poszukiwanie tłumaczeń i odpowiedzi. Wiadomo, że od żołnierzy wymaga są więcej niż od policji czy innych służb mundurowych.


No właśnie, bo policjanci w upały mają skróconą służbę, ale nijak nie można ich porównywać z wojskiem.

Otóż to, dokładnie. Każda jednostka wojskowa działa według swojego planu nauczania, ale jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne żołnierzy, czy też o tzw. zaprawę lub poranny rozruch, to jest ono takie samo wszędzie. Czyli każdy żołnierz jest jednakowo przygotowywany do warunków, w których przyjdzie mu służyć.

Prowadzący taki poranny rozruch może oczywiście zmienić trochę jego przebieg lub dostosować do warunków, co jak widać zostało zrobione i ćwiczenia przeniesiono na godziny poranne. Oczywiście do tak tragicznych wydarzeń, które nastąpiły potem, nie powinno w ogóle dojść.

Ale czy nie jest tak, że żołnierze WAT są przygotowywani pod zadania techniczne i bardziej nastawione na pracę umysłową, a nie na walkę w polu? Czy nie powinno się od nich mniej wymagać?

Szkolenie i przygotowanie fizyczne w każdej jednostce wojskowej jest takie samo. Niezależnie od tego, czy żołnierz trafi potem do GROM, czy do innej jednostki. Musi być zawsze przygotowany do różnych warunków, w jakich przyjdzie mu tę służbę pełnić. Ja sam w GROM-ie sluzylem z wieloma żołnierzami, którzy skończyli właśnie WAT, a nasze misje były prowadzone przecież w różnych miejscach.

Pamiętam sytuację z 1997 roku, kiedy byliśmy z misją NATO na Bałkanach. Tam też mieliśmy różnego rodzaju zaprawy i treningi. Raz pamiętam uczestniczyliśmy w takim kilkudziesięciokilometrowym biegu. Był upał, biegliśmy po asfalcie i trzeba było sobie dać radę i uważać, żeby się nie odwodnić.

A na polu walki?

Zastanawiające jest dla mnie to, że ten żołnierz dotarł do takiego stanu. Przy tak ciężkich warunkach pogodowych podstawą jest odpowiednie nawadnianie się. Każdy żołnierz powinien o tym pamiętać. Trzeba się dostosować.

Na polu walki, jak trafi do wnętrza takiego Rosomaka, a na zewnątrz będzie powyżej 40 stopni, to będzie musiał sobie poradzić. A co jeśli zostanie uszkodzony moduł wentylacyjny? Warunki bedą jeszcze gorsze. Nie wyobrażam sobie, żeby na misję, a przecież w ostatnich latach polskie misje zagraniczne były w krajach, gdzie są wysokie temperatury, wysłano żołnierza, który jest nieprzygotowany fizycznie do takiej służby.

Pamięta pan podobne sytuacje z wojska, z ćwiczeń?

Z naszego nie, ale dwa lata temu była taka sytuacja podczas szkolenia do elitarnej, brytyjskiej jednostki specjalnej SAS. Tam wtedy zmarło trzech żołnierzy, którzy nie wytrzymali warunków, z jakimi przyszło im się zmierzyć. Takie sytuacje, oczywiście bez wątpienia tragiczne, niestety zdarzają się w wojsku.

Trzeba pamiętać, że żołnierz, który decyduje się na pójście do wojska, bierze pełną odpowiedzialność za swoją osobę. Podczas służby nie ma czegoś takiego, że ktoś tę osobę będzie prowadził za rękę. Żołnierze mnóstwo zajęć wykonują sami tzn. chodzą na siłownię, uprawiają sporty. To im pokazuje m. in. Możliwości swojego ciała i stawia pewne granice. Szkoda, że w tym przypadku żołnierz sam nie wycofał się z tych ćwiczeń lub nie zrobił tego dowódca.

Czyli czego w takim razie zabrakło? Co zawiodło w przypadku śmierci tego żołnierza i przeprowadzenia tego treningu?

Na pewno zabrakło pewnej samoświadomości ze strony tego żołnierza, ale także pewnej obserwacji z zewnątrz. Trzeba jednak dodać, że przepisy nie regulują ani nie narzucają takiej obserwacji. To bardzo smutne i tragiczne zdarzenie i wojsko powinno z niego wyciągnąć wnioski, ale moim zdaniem nie w kierunku zmiany przygotowania fizycznego, ale w innej selekcji kandydatów.

Od żołnierza wymaga się więcej, ale także ma on trochę większe przywileje. Spójrzmy chociażby na to, że po 15 latach służby może on odejść na emeryturę. Wynika to właśnie z tego przygotowania fizycznego, z treningów i ciężkich ćwiczeń. Idąc do wojska trzeba niestety zdawać sobie z tego sprawę.