Wizyta u fioletowej krowy. Czas na własne oczy zobaczyć, jak powstaje legendarna czekolada z Alp
Gdy widzę słodycze, to kwiczę, a oczy mi świecą jak znicze – choć nie jestem fanem twórczości Golec uOrkiestry, ze słowami tej piosenki utożsamiam się naprawdę mocno. A więc nic dziwnego, że tak bardzo podekscytowała mnie wyprawa w Alpy, podczas której mogłem przyjrzeć się temu, jak powstaje legendarna czekolada Milka. Czy w jej trakcie zobaczyłem fioletową krowę? Zapraszam do wspólnej wędrówki.
Celem jest skąpana w zieleni, sielska wioska w niemieckich Alpach, a mówiąc precyzyjniej: gospodarstwo prowadzone przez trójpokoleniową rodzinę. To jedna z ośmiuset niewielkich farm, dostarczających sto procent mleka do produkcji czekolady Milka.
Guten Morgen, Kühe•Fot. naTemat
Najmniejsze z nich hodują około 20 krów, średnia wynosi 60 sztuk. Nasi gospodarze posiadają ich 85, tak więc – biorąc pod uwagę tutejsze standardy – są jednymi z największych dostawców mleka, z którego produkowana jest Milka. Gdzie leży sekret wyjątkowego smaku tego składnika?
Dwa pokolenia goszczącej nas rodziny farmerów•Fot. naTemat
Im dłużej przyglądam się jego "krasulom", tym lepiej rozumiem, czym jest owo fajne życie: część zwierzaków prowadzi intensywne życie towarzyskie na przydomowej łące, "plotkując" z koleżankami i nieustannie przeżuwając.
Starsza obora, czyli coś dla krów kochających klimaty oldschoolowe•Fot. naTemat
Lecz to nie koniec atrakcji – jeżeli którakolwiek z rogatych dziewczyn chciałaby zrelaksować się jeszcze bardziej, może liczyć na... masaż.
Świetny sposób na spokojne, bezstresowe życie•Fot. naTemat
Masażer zajęty, trzeba poczekać na swoją kolej•Fot. naTemat
Każda z jego podopiecznych daje średnio dwadzieścia litrów dziennie. Co istotne: gdy wraz z wiekiem wydajność mleczna krowy spadnie w znacznym stopniu, zwierzę jest odsprzedawane za symboliczną kwotę do mniejszego gospodarstwa w okolicy, produkującego mleko wyłącznie na potrzeby własne i "sąsiedzkie".
Nasz gospodarz i jego ulubienice•Fot. naTemat
Choć zwierzaki przebierają niecierpliwie kopytami, to nie zachowują się jak bydło. Czekają cierpliwie w kolejce przy dwóch bramkach prowadzących do stanowisk dojenia, w międzyczasie zabijając czas np. lizaniem moich uszu.
Cóż, w tego rodzaju gospodarstwach krowy mają naprawdę bliski kontakt z człowiekiem, dzięki czemu są istotami mocno kontaktowymi. Bądź wręcz nieco namolnymi.
Miejsce, w którym często dochodzi do spotkań trzeciego stopnia z krowami•Fot. naTemat
Jednak wcześniej ekipę z Polski czeka jeszcze wielki zaszczyt: możemy nadać imię cielakowi, który przyszedł na świat podczas naszej wizyty.
O ile – wtrąćmy pewną ciekawostkę – najpopularniejszym imieniem wśród alpejskich krów jest Baby, my chcemy postawić na coś czysto słowiańskiego, czyli Mućkę.
Gdy okazuje się, że tradycją tego gospodarstwa są imiona zaczynające się na "L", idziemy na kompromis: w rejestrze pojawia się niejaka Lućka.
Wspólne foto z młodą Mućką, tzn. Lućką•Fot. naTemat
Orzeźwiający drink na pożegnanie•Fot. naTemat
Wolfgang i fabryka czekolady
Bludenz, niewielkie miasto w Austrii, leżące zaledwie 20 minut jazdy samochodem od granicy z Liechtensteinem. Trafiłem tutaj, kierując się z Niemiec na południe, aby prześledzić trasę, jaką przebywa alpejskie mleko.
Trop urywa się w działającej od 1887 roku fabryce, zatrudniającej ponad 300 osób. Oto Milka Lädele, czyli miejsce, w którym znajduje się przyzakładowy outlet (można w nim nabyć łakocie tak świeże, jak to tylko możliwe) oraz muzeum firmy. W tym drugim z zapartym tchem oglądam filmy ze słynnym świstakiem, bohaterem kultowych już reklam telewizyjnych sprzed lat.
Kto ma większy pociąg do słodyczy?•Fot. naTemat
Takie tam z panem Wolfgangiem•Fot. naTemat
Czekolada naprawdę w moim stylu•Fot. naTemat
Trafiam do hali, gdzie po liniach produkcyjnych sunie ogromne morze czekolady. Co można rozumieć przez "ogromne"?
Niczym lis w kurniku•Fot. naTemat
Praca wre, choć nie tak, jak zimą•Fot. naTemat
Dodajmy, że Polacy należą do piątki narodów (obok Niemiec, Francji, Austrii i Rosji), które tę czekoladę kochają najbardziej i kupują jej najwięcej.
Miejsce, do którego naprawdę chce się wracać•Fot. naTemat
Więcej na www.milka.com.pl
Artykuł powstał we współpracy z Mondelez.