Hej wy, w PiS i TVP! Jesteście ostatnimi, którzy mogą się oburzać na plotki o synu Szydło

Anna Dryjańska
Czy Beata Szydło została babcią? Czy jej syn, ks. Tymoteusz Szydło, ma dziecko z 16-latką? Czy to dlatego wziął bezterminowy urlop od kapłaństwa? Takie plotki od kilku tygodni krążą w internecie. Wreszcie głos zabrał premier Morawiecki – jest oburzony atakiem na rodzinę, która jest “świętością”. Wtórują mu pisowskie media. Trudno o przykład większej hipokryzji.
Plotka o tym, że ks. Tymoteusz Szydło został ojcem, krąży w internecie od kilku tygodni. Prawnik syna byłej premier zaprzecza. fot. diecezjabielsko.pl
Pogłoski o tym, jakoby Tymoteusz Szydło został ojcem w prawdziwym, a nie kościelnym tego słowa znaczeniu, rozgrzewają internautów do czerwoności. Nic dziwnego – gdyby okazały się prawdziwe, stanowiłyby niezwykle ironiczny komentarz do tego, że PiS popiera pomysł wsadzania Polaków do więzienia za edukację seksualną nieletnich. Do tego chodziłoby o księdza – mężczyznę, który w zamian za przynależność do organizacji zobowiązuje się do życia bez seksu. Co, więcej sensację wzbudzałby sam wiek dziewczynki – 16 lat. Trudno o bardziej atrakcyjną plotkę. To znacznie ciekawsze wyjaśnienie nagłego zniknięcia ks. Szydło niż utrata wiary czy sytuacja zdrowotna.


Czy plotka jest prawdziwa? Prawnik Tymoteusza Szydło, reprezentujący także jego brata i żonę, twierdzi, że nie. – Z całą stanowczością zaprzeczam, jakoby ksiądz Tymoteusz Szydło został ojcem i miał dziecko, a już w ogóle z 16-latką. Sytuacja rodzinna księdza jest trudna i wymaga wyciszenia – mówi. Tymoteusz Szydło apeluje zaś do mediów i internautów o uszanowanie jego prywatności.

Z tym oświadczeniem jest kilka problemów. Po pierwsze, jest sformułowane w tak niezręczny sposób, że zamiast ucinać pytania, powoduje, że powstają kolejne, np. “a już w ogóle z 16-latką” sugeruje, że może chodzić o osobę w innym wieku. Po drugie Tymoteusz Szydło już od kilku lat brylował w mediach, z okładkami włącznie – i dopiero teraz oświadczył, że nie życzy sobie uwagi opinii publicznej, bo chce “po prostu spokojnie pracować i żyć”.

To tak, jakby już dawno temu zjadł ciastko, a teraz nagle stwierdził, że jednak chciałby je mieć. Inaczej niż w przypadku brata Błażeja, trudno będzie mu przekonywać, że jest zwykłym Kowalskim.
Ks. Tymoteusz Szydło razem z premier Beatą Szydło na okładce prawicowego tygodnika. To tylko jedna z wielu publikacji, które przez lata ukazały się o synu polityczki PiS."do Rzeczy"
Tymoteusz Szydło wspierał politycznie swoją matkę, a ona – i rząd PiS – wspierała jego. Nie po cichu, dyskretnie, nieoficjalnie – ale tak, by wszyscy się dowiedzieli. Beata Szydło odcinała kupony od tego, że ma syna księdza, a hierarchowie od tego, że ich podwładnym jest syn premier rządu PiS.



PiS nie ma żadnych oporów, by atakować rodziny ludzi, których uzna za niewygodnych – jak choćby syna RPO Adama Bodnara czy córkę prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz. Robi to zazwyczaj rękoma swoich najemników z TVP, a potem powiela i wzmacnia przekaz w mediach społecznościowych. Wciąga dzieci w światła reflektorów bez wahania, byle tylko zniszczyć ich rodziców. Teraz za to bardzo oburza się plotkami o dorosłym synu Beaty Szydło.

Jak gorszy sort – a nie “świętość” – są także traktowane przez PiS rodziny nieprawomyślne, których kształt nie odpowiada ideologii partii.

Chodzi np. o samodzielne matki jednego dziecka, przez lata pozbawione 500 plus, którym rząd radził ustabilizowanie sytuacji rodzinnej (czytaj: znalezienie mężczyzny, zajście w ciążę i kolejny poród). Chodzi o rodziny jednopłciowe, które wychowują dzieci, a państwo robi co może, by utrudnić im życie. Chodzi też wreszcie o rodziny, w których dziecko lub rodzic jest osobą nieheteronormatywną, na które PiS i jego TVP szczuje przy każdej okazji i bez okazji, bo temat uchodźców już się wypalił.

Premier Morawiecki mówiąc o świętości ma więc na myśli tylko niektóre rodziny. Wszystkie inne albo są, albo mogą być zaatakowane, jeśli znajdzie się odpowiedni pretekst.

Wracając do ks. Tymoteusza Szydło: ta władza skłamała zbyt wiele razy, a oświadczenie sformułowane jest w zbyt osobliwy sposób, by deklaracja samych zainteresowanych ucinała spekulacje. Politycy PiS i pracownicy partyjnych biuletynów są jednak ostatnimi, którzy mogą się na nie oburzać.