Nawet rodzice dręczą dzieci, które chcą się zabić. "Powodem zaburzeń jest nienawiść"
– Poleciłem rodzicom, aby jak najszybciej zabrali dziecko do psychiatry, żeby zminimalizować ryzyko dalszego samookaleczania i prób samobójczych. Matka odpowiedziała, że ona nie wierzy w psychiatrów – mówi Dominik Haak, psycholog specjalizujący się w seksuologii klinicznej, który pracuje z osobami LGBTQ+.
Dominik Haak: Że to wszystko jest niestety prawdą. Osoby transpłciowe i niebinarne są narażone na ogromną przemoc. Jako psycholog pracujący z młodzieżą LGBTQ+, mogę potwierdzić, że to, jak dorośli i inni uczniowie traktowali Wiktora, to tragiczna norma.
Wiktora, nie Wiktorię?Doświadczasz przemocy jako osoba transpłciowa? Jesteś jej bliskim, nauczycielką lub lekarzem? Na końcu tekstu znajdziesz przydatne linki do miejsc, gdzie możesz uzyskać pomoc.
Tak. Bo to był chłopiec, Wiktor. Do osoby transpłciowej należy się zwracać jej preferowanym imieniem. Badania Stephena T. Russell'a związane z wpływem mówienia do osób trans i niebinarnych ich wybranymi imionami wykazały, że zmniejsza to aż o 65 proc. liczbę prób samobójczych.
Naukowiec zajmujący się rozwojem osób nastoletnich wysnuł taki wniosek na podstawie danych zebranych od ponad 120 transpłciowych i nonkonformistycznych płciowo osób. W porównaniu z grupą, w której osoby nie mogły posługiwać się swoimi wybranymi imionami – te, które mogły to robić, charakteryzowały się aż o 71 proc. mniejszą ilością objawów depresyjnych i aż o 35 proc. mniejszą ilością myśli samobójczych, a także o 65 proc. mniejszą liczbą prób samobójczych.
Z jakimi problemami zgłaszają się do pana młodzi pacjenci?
Głównie z problemami dotyczącymi dysforii płciowej, depresją, stanami lękowymi, atakami paniki, PTSD… Wspólnym mianownikiem jest to, że te zaburzenia utrudniają im normalne funkcjonowanie i są związane ze stresem mniejszościowym – specyficznym rodzajem napięcia, które odczuwają osoby należące do grup wykluczonych.
Mnie niestety również z pacjentami, którzy miesiącami są niszczeni przez rówieśników lub uczestniczyli w Marszu Równości w Białymstoku. Nawet jeśli sami nie zostali pobici, opluci czy poszarpani, to widzieli agresję przeciwników Marszu wobec innych.
Przez kilka godzin byli w atmosferze zagrożenia, bali się o swoje zdrowie i życie, o koleżanki i kolegów. To zostawiło ślad. Przychodziły do mnie nawet osoby, których tam nie było, ale miały stany lękowe po obejrzeniu nagrań z tych zajść.
Aż taki ślad, by szukać pomocy u psychologa?
Tak. Poza tym weźmy pod uwagę, że atak na uczestników Marszu w Białymstoku to spektakularny, ale wcale nie jedyny przypadek, gdy nastolatki LGBTQ+ doświadczają przemocy. Są jej ofiarami na co dzień w szkole, na ulicy, w gabinecie lekarskim i często także we własnych domach. W Polsce nienawiść do tych dzieci jest ogromna.
Nawet rodzice je prześladują?
Kilka miesięcy temu trafił do mnie 16–letni chłopak. Ciął się, miał silne skłonności samobójcze, bulimię i problemy z atakami paniki w szkole. Chciał uzyskać zaświadczenie, że jest osobą transpłciową, by móc zacząć przyjmować testosteron u lekarza seksuologa.
Do wystawienia tego dokumentu potrzebny jest rozległy wywiad i badania psychologiczne. Chłopak przychodził z ojcem. Tata zwracał się do niego męskim imieniem, używał odpowiednich zaimków, chciał mu pomóc w tranzycji…
A więc wspierał go tak, jak rodzic powinien. Gdzie problem?
…ale już zupełnie inaczej zachowywała się matka. Pojawiła się na ostatniej wizycie – tuż przed wystawieniem zaświadczenia. Była agresywna, krzyczała, że jej "córka" z nudów kilka lat temu wymyśliła sobie, że jest chłopcem. A tak w ogóle to wszystko przez czytanie mangi.
Próbowałem jej tłumaczyć, że dysforia płciowa – czyli przykry stan niezgodności między wyglądem zewnętrznym a tożsamością płciową – jest wrodzona, a komiksy nie mają nic do rzeczy.
Jak to przyjęła?
Negatywnie. Poleciłem rodzicom, aby jak najszybciej zabrali dziecko do psychiatry, żeby zminimalizować ryzyko samookaleczania i prób samobójczych. Matka odpowiedziała, że ona nie wierzy w psychiatrów i "leki na całe zło", a "córkę" zabierze do chrześcijańskiego psychologa, który zaświadczy, że dziecko nie jest transpłciowe.
A potem matka zaczęła się dziwić, dlaczego "córka" nie chce z nią rozmawiać. Powiedziałem, że pomogłoby, gdyby nie zaprzeczała tożsamości swojego syna i zwracała się do niego prawidłowo oraz wyraziła zgodę na ratującą życie pomoc medyczną. Tak na początek.
Matka wolała ryzykować, że jej dziecko popełni samobójstwo niż zaakceptować to, kim jest?
Dzieci LGBTQ+ mają wielkie szczęście, jeśli trafią na wspierających rodziców i mieszkają w wielkich miastach, zwłaszcza jeśli są transpłciowe. Badania Amerykańskiej Fundacji Zapobiegania Samobójstwom, wykazały, że akceptacja ze strony rodziców ratuje dzieciom życie. Wśród osób transpłciowych odrzuconych przez rodziców ryzyko samobójstwa wynosi 58 proc., za to gdy dziecko ma akceptację swoich najbliższych, współczynnik spada do 4 proc.
To przeczy też popularnej, ale fałszywej tezie, jakoby problemy psychiczne były efektem mniejszościowej tożsamości płciowej lub seksualnej. To mylenie przyczyny ze skutkiem. Światowa Organizacja Zdrowia głosi "problemy psychiczne, z którymi się borykają (osoby trans) wynikają z braku społecznej akceptacji, a nie wewnętrznego rozdarcia związanego z odczuwaną tożsamością płciową".
Powodem zaburzeń psychicznych tęczowych dzieci, z samobójstwem włącznie, jest nienawiść, z jaką spotykają się ze strony otoczenia i społeczeństwa. Moi pacjenci słyszą z ust przywódców religijnych że są "tęczową zarazą", dowiadują się z mediów, że ich gmina przegłosowała strefę antyLGBT. Jak w takiej sytuacji mogą nie mieć problemów?
Nie nazwałbym tego powodem lecz kroplą, która u kilku moich pacjentów przepełniła czarę. Warto pamiętać, że osoby LGBTQ+ to nie jest grupa jednolita – są wśród nich również głęboko wierzący katolicy, którzy bardzo przeżywają odrzucenie ze strony duchownych.
Co jeszcze słyszy pan od swoich młodych pacjentów?
Jeden z kilkunastoletnich trans chłopaków opowiedział mi na przykład, jak koledzy z klasy złapali go na przerwie i siłą rozebrali od pasa w dół, by przekonać się jakie ma genitalia. To przemoc, która wyróżniała się z całego ciągu "zwykłych" upokorzeń, jakich doświadczał na co dzień. Jego rówieśnicy nie akceptowali zmiany imienia na męskie, ani jego próśb o to, żeby zwracano się do niego w formie męskiej.
Gdzie to się wydarzyło?
W Warszawie. Kolejny przykład: nastoletnia dziewczyna nie może pogodzić się z tym, że w szkole mimo jej próśb ciągle zwracają się do niej za pomocą męskiego imienia. To nic, że dostała zaświadczenie, że jest transpłciowa, to nic że psycholog i psychiatra zalecili, by nauczyciele i uczniowie zwracali się do niej przy użyciu formy żeńskiej, to nic, że już próbowała się zabić.
Nieważne, że Polskie Towarzystwo Seksuologiczne podkreśla, że "ważne jest poszanowanie potrzeby każdego człowieka, by zwracano się do niego zgodnie z przeżywaną tożsamością, w tym tożsamością płciową". Dyrektor nie będzie słuchał specjalistów, nie pomoże ratować życia tej dziewczyny, bo nie chce sprawiać kłopotu nauczycielom i denerwować rodziców innych dzieci.
Ale co tu mówić o szkole, skoro nawet lekarze dokładają swoje do gnębienia tych dzieciaków.
Następna historia. Do lekarza seksuologa trafia mój nastoletni pacjent w czasie tranzycji. Chce uzyskać receptę na testosteron, żeby jego nie rozwijało się dalej w kierunku żeńskim, gdy razem z rodzicami załatwia formalności (np. zmianę imienia w urzędzie stanu cywilnego). Chłopak siada na krześle w gabinecie, przedstawia zaświadczenie… a lekarz śmiejąc się tłumaczy mu, że nie może być mężczyzną, bo nosi fioletowe skarpetki.
Co? Ale jaki związek ma kolor skarpetek…?
Żaden. Właśnie w tym rzecz. Zamiast pomoc, nastolatki w gabinecie lekarskim często otrzymują drwiny, zabobony i stereotypy, a także brak podstawowej wiedzy o seksualności człowieka. Potem tak przeczołgane trafiają do mnie. Do traumy spowodowanej przemocą rówieśników dochodzi trauma, której doświadczyli w kontakcie z ludźmi, którzy mają im pomóc.
Są też tacy lekarze, którzy w ogóle odmawiają przyjmowania transpłciowych pacjentów.
Taka klauzula sumienia?
Tak. Kolejny przykład: chłopak z zarostem, głosem po mutacji i płaską klatką piersiową na koloniach musi spać w pokoju z dziewczynami, bo w dokumentach figuruje jako dziewczyna.
Inna sprawa: transpłciowy chłopak nie może korzystać na WF-ie z szatni z kolegami, musi przebierać się w toalecie, a i stamtąd go wyrzucają, więc ostatecznie nauczyciele dają mu klucz do toalety nauczycielskiej. Wie pani, co w tym wszystkim jest najgorsze?
Co?
Że te dzieciaki wiedzą, że wcale nie muszą być tak niszczone. Chodzą po zagranicznych stronach internetowych, oglądają "Edukację seksualną" na Netflixie, wiedzą, że gdyby urodziły się w którymś z krajów Zachodu, nie musiałyby znosić tego całego gnojenia. Że mogłyby być sobą i przyjmować blokery dojrzewania, które w Polsce są niedostępne.
Gdy widzimy osobę, która nie wpasowuje się swoim wyglądem w stereotypy płciowe i nie wiemy jak się do niej zwrócić – po prostu zapytajmy. Jeśli kontekst sytuacji zakłada wymianę zdań, warto zapytać, jakich zaimków ta osoba używa, jakie jest jej preferowane imię. Już samo to będzie dla dla niej wielkim wsparciem. A jeśli zacznie się rozmowa? Traktujmy osoby transpłciowe tak, jak wszystkie inne: z szacunkiem.