Syn Zenka Martyniuka okłamał policjantów? "Zakazy są po to, żeby je łamać"
Taki wniosek nasuwa się po lekturze relacji funkcjonariuszy, którzy sprawdzili, czy Daniel przestrzega zasad kwarantanny. Został nią objęty po powrocie z zagranicy. "Zakazy są po to, żeby je łamać" – odpiera potomek króla disco polo w rozmowie z Plejadą.
Za złamanie zasad kwarantanny grożą surowe kary – według nowego prawa aż do 30 tys. zł. Wygląda jednak na to, że nawet to nie było dla Daniela Martyniuka argumentem, by zostać w domu i chronić innych przed zakażeniem.
Jak relacjonuje policja, funkcjonariusze którzy przybyli do Wasilkowa koło Białegostoku pocałowali klamkę w domu syna gwiazdy disco polo. Gdy zadzwonili do Daniela Martyniuka miał powiedzieć im, że bierze prysznic i otworzy drzwi za 15 minut. Za jakiś czas mężczyzna rzeczywiście się pojawił, ale przyszedł z zupełnie innego miejsca: z dworu.
– Tłumaczył, że był odwiedzić rodziców. W sposób lekceważący wypowiadał się też o zasadach kwarantanny – powiedział mediom nadkom. Tomasz Krupa z podlaskiej policji. Sam zainteresowany twierdzi, że "zakazy są po to, żeby je łamać", a on sam nie był w kwarantannie, bo nie wrócił z zagranicy. Teraz jego sprawą zajmie się sąd. To nie pierwszy raz, gdy Daniel Martyniuk ma kłopoty z prawem. Był już zatrzymywany za posiadanie narkotyków.
źródło: Plejada
Przeczytaj także: "Śpiewa fatalnie". Zapendowska krytykuje Martyniuka, król disco polo dosadnie odpowiada