"Outer Banks" musi zobaczyć każdy miłośnik seriali młodzieżowych. Mocno uderza w nostalgię

Zuzanna Tomaszewicz
Tak dobrego serialu młodzieżowego dawno nie było w ofercie Netflixa. Większość podobnych produkcji albo się wypala, albo zraża widzów coraz większą głupotą. "Outer Banks" na szczęście nie powiela błędów "Riverdale" i choć mamy w nim dość banalną historię, to jednak pochłaniamy jeden odcinek za drugim. Ten serial to powrót do klasyków gatunku. Są surferzy, jest "wojna gangów", a i intrygi nie brakuje.
"Outer Banks" można oglądać na platformie Netflix. Fot. Instagram/outerbanksnetflix
Jakbym miała porównać "Outer Banks" do jakiegokolwiek innego serialu o nastolatkach, powiedziałabym, że to godny następca "Życia na fali" z 2003 roku. I nie tylko dlatego, że głównymi bohaterami są surferzy. Przede wszystkim najnowsza produkcja Netflixa stworzyła postaci z krwi i kości, których losami widz naprawdę się przejmuje i z którymi przede wszystkim się utożsamia.

John B jest nastolatkiem, którego od jakiegoś czasu nachodzi opieka społeczna. Kilka miesięcy temu ojciec chłopaka wypłynął na Atlantyk i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Syn wraz z grupką przyjaciół stara się rozwikłać zagadkę jego zniknięcia, przy okazji wdając się w konflikt z bogatymi dzieciakami z wysp u wybrzeży Karoliny Północnej.
Fot. kadr z serialu "Outer Banks"
W "Outer Banks" klisza nachodzi na kliszę, ale właśnie na tym polega urok tego serialu. Mamy w nim motyw prosto z "Romea i Julii", gdzie spór rodziny Montekich i Kapuletich stał na przeszkodzie miłości dwójki ludzi z różnych środowisk. Oprócz tego serial ogląda się jak najlepsze kino przygodowe. Podobnie jak w "Goonies" młodzi bohaterowie szukają zatopionego skarbu, czym narażają się nawet na utratę życia.


Nieoszlifowany diament

Serialów idealnych nie ma, więc i "Outer Banks" posiada wiele niedoskonałości, które wynikają przede z braku wystarczającego budżetu. Nie ma się jednak czemu dziwić - w końcu na mało którą debiutującą produkcję Netflix wydaje się miliony dolarów.

Nowy serial nadrabia więc grą aktorską młodych, nieznanych dotąd aktorów, a także scenografią wschodnioamerykańskich mokradeł. Trudno tu nie wspomnieć też o muzyce - w każdym odcinku słyszymy utwory z gatunku psychodelicznego soulu oraz funku. Dzięki soundtrackowi widz czuje ten wakacyjny klimat.
Fot. kadr z serialu "Outer Banks"
Premiera produkcji nie obyła się bez kontrowersji. Seriale młodzieżowe często mają to do siebie, że w głównych bohaterów wcielają się osoby, które nie są już nastolatkami. Chase Stokes, czyli odtwórca roli Johna B, gra 16-latka, a w rzeczywistości ma 27 lat. Wielu uważa, że ten casting był nietrafiony, ale moim zdaniem to zwykłe czepianie się, a aktor naprawdę daje radę.

"Outer Banks" to produkcja, która zasługuje na to, aby było o niej głośno. Oby tylko twórcy nie spartaczyli kolejnych sezonów, a - jak wiemy - Netflix czasem potrafi poprowadzić seriale w złą stronę. W tym przypadku wszystko zapowiada się wyjątkowo dobrze i oby tak dalej.

Czytaj także:
Gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać. Ten 20-minutowy serial musi obejrzeć każdy, kto boi się zmian
Porzuciła świat ortodoksyjnych Żydów. "Unorthodox' to serial inspirowany życiem