"Outer Banks" musi zobaczyć każdy miłośnik seriali młodzieżowych. Mocno uderza w nostalgię
Tak dobrego serialu młodzieżowego dawno nie było w ofercie Netflixa. Większość podobnych produkcji albo się wypala, albo zraża widzów coraz większą głupotą. "Outer Banks" na szczęście nie powiela błędów "Riverdale" i choć mamy w nim dość banalną historię, to jednak pochłaniamy jeden odcinek za drugim. Ten serial to powrót do klasyków gatunku. Są surferzy, jest "wojna gangów", a i intrygi nie brakuje.
John B jest nastolatkiem, którego od jakiegoś czasu nachodzi opieka społeczna. Kilka miesięcy temu ojciec chłopaka wypłynął na Atlantyk i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Syn wraz z grupką przyjaciół stara się rozwikłać zagadkę jego zniknięcia, przy okazji wdając się w konflikt z bogatymi dzieciakami z wysp u wybrzeży Karoliny Północnej.
Fot. kadr z serialu "Outer Banks"
Nieoszlifowany diament
Serialów idealnych nie ma, więc i "Outer Banks" posiada wiele niedoskonałości, które wynikają przede z braku wystarczającego budżetu. Nie ma się jednak czemu dziwić - w końcu na mało którą debiutującą produkcję Netflix wydaje się miliony dolarów.Nowy serial nadrabia więc grą aktorską młodych, nieznanych dotąd aktorów, a także scenografią wschodnioamerykańskich mokradeł. Trudno tu nie wspomnieć też o muzyce - w każdym odcinku słyszymy utwory z gatunku psychodelicznego soulu oraz funku. Dzięki soundtrackowi widz czuje ten wakacyjny klimat.
Fot. kadr z serialu "Outer Banks"
"Outer Banks" to produkcja, która zasługuje na to, aby było o niej głośno. Oby tylko twórcy nie spartaczyli kolejnych sezonów, a - jak wiemy - Netflix czasem potrafi poprowadzić seriale w złą stronę. W tym przypadku wszystko zapowiada się wyjątkowo dobrze i oby tak dalej.
Czytaj także:
– Gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać. Ten 20-minutowy serial musi obejrzeć każdy, kto boi się zmian
– Porzuciła świat ortodoksyjnych Żydów. "Unorthodox' to serial inspirowany życiem