Nakręcił film "Minister Szumowski i boss mafii". Dziennikarz mówi, o co chodzi w aferze z Suwałk

Daria Różańska
– Są dwa stowarzyszenia osób poszkodowanych przez "suwalską ośmiornicę". Akurat w tym, z którym mam kontakt, jest już w tej chwili ponad 70 osób, w tym sześć z nich ma niewykupione obligacje spółki Necor, którą minister Szumowski zakładał z Danielem O. – mówi Leszek Kraskowski, były dziennikarz śledczy, autor filmu "Minister Szumowski i boss mafii".
OKO.press a także były dziennikarz śledczy Leszek Kraskowski twierdzą, że minister Łukasz Szumowski, a później jego żona, weszli w interes z Danielem O., aresztowanym pod zarzutem wielomilionowych oszustw, prania pieniędzy i kierowania zorganizowaną grupą Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
18 maja na łamach OKO.press Radosław Gruca i Bianka Mikołajewska ujawnili interesy, jakie miały łączyć ministra Łukasza Szumowskiego i jego żonę z twórcą piramidy finansowej – Danielem O.

Według ustaleń dziennikarzy, należąca m.in. do Daniela O. i Łukasza Szumowskiego spółka Necor "miała otworzyć klinikę kardiologii inwazyjnej w Bielsku Podlaskim". By zdobyć pieniądze, emitowała obligacje. Inwestorzy chętnie je kupowali, bo promowano je jako papiery firmy "związanej ze znanym kardiologiem – prof. Szumowskim".

Tego samego dnia były dziennikarz śledczy Leszek Kraskowski na YouTube opublikował film pt. "Minister Szumowski i boss mafii", w którym opowiedział o "suwalskiej ośmiornicy".

Nagrał pan film pt. "Minister Szumowski i boss mafii". Co – według pana wiedzy – łączyło rodzinę Szumowskich z Danielem O.?



Leszek Kraskowski: – Nie wiem, w jaki sposób oni się poznali.

Minister Szumowski twierdzi, że zapoznał ich znany lekarz.

Być może. Gdy rozmawiam z ludźmi, którzy działali w różnych spółkach z panem Danielem O., to oni nigdy nie chcą powiedzieć, jak doszło do pierwszego kontaktu.

Natomiast na pewno spółka Necor powstała w ten sposób, że utworzył ją m.in. pan O. i minister Szumowski. Dwa lata później Szumowski przepisał akcje na żonę. W momencie, kiedy były emitowane obligacje, co budzi najwięcej kontrowersji, udziałowcem spółki była żona pana ministra. Według mnie, coś jest nie tak przy tych obligacjach korporacyjnych… To, co w tej chwili wiemy, to tylko czubek góry lodowej. Praktycznie w ogóle nie były zabezpieczone obligacje korporacyjne spółek Daniela O. One świadczyły sobie usługi, poręczały sobie wzajemnie. I tak stworzyły pajęczynę, dzięki której nabierały one wiarygodności.

Minister mógł wiedzieć, że Daniel O. to człowiek z półświatka?

Nie wiem, ale uważam, że jednak ludzi, z którymi zawiązujemy firmę, powinno się sprawdzić. Pan Daniel kilka lat wcześniej prowadził działalność i namawiał ludzi do tego, żeby brali bardzo drogie samochody w leasing i przejmował je od nich. Naciągał ich na różne możliwe sposoby. Może być tak, że pieniądze, które zainwestował w Necor, pochodziły z przestępstw. Najprawdopodobniej tak było.

Minister twierdzi, że jak tylko dowiedział się, że Daniel O. jest osobą nie do końca czystą, to od razu poinformował o kontakcie z nim i premiera, i ministra-koordynatora służb specjalnych.

Tego nie wiem, natomiast wiem, że jego żona nadal była w tej spółce, już po aresztowaniu. Pan Daniel został aresztowany w grudniu 2018 roku, a żona pana ministra zbyła te akcje zdaje się, że dopiero w czerwcu, czyli pół roku później. To kwestia odpowiedzialności za obligacje.

Nawet dziś było spotkanie stowarzyszenia poszkodowanych – a są dwa stowarzyszenia osób poszkodowanych przez "suwalską ośmiornicę". Akurat w stowarzyszeniu, z którym mam kontakt, jest już w tej chwili ponad 70 osób, w tym sześć z nich ma niewykupione obligacje spółki Necor.

‪TVP Info przed chwilą podało, że minister Szumowski jest w grupie poszkodowanych przez Daniela O. Mówił: Zostaliśmy, jak wiele osób w Polsce, w nierzetelny sposób potraktowani przez pana Daniela”. Co pan na to?

Czy pan minister albo prokuratura może poświadczyć, kiedy przyznała panu Szumowskiemu status poszkodowanego w tej sprawie?

Używa pan sformułowania "suwalska ośmiornica" i twierdzi, że firma Necor była tylko jednym z elementów tej wielkiej układanki. Jaka była skala? Ile firm było jej częścią?

Są różne dane, ja mam informacje z prokuratury na temat 50 firm, ale poszkodowani twierdzą, że było ich więcej – mowa o 70.

Były to firmy z różnych branż, które ze sobą współpracowały ?

Tak, trzeba podkreślić, że tak jak w Amber Gold wabikiem było złoto, tak tutaj – nowe technologie i zielona energia. Bardzo poważną zachętą była firma giełdowa, która przez wiele lat pracowała nad wcześniejszą wersją Blika. Wprowadziły ją wcześniej inne banki i ponoć dlatego ten projekt upadł. Niemniej jednak, pan Daniel ma zarzut wyprowadzenia z wspomnianej firmy 13 mln zł.

Pan Daniel miał ogromny talent krasomówczy. Poza tym, powoływał się na różne znane osoby. Jego ojciec był wicedyrektorem banku, on sam później został dyrektorem. I też w ten sposób miał dostęp do ludzi, którzy mają pieniądze. W ten sposób mógł "łowić" osoby, które mają oszczędności i chcą je zainwestować w coś więcej, niż oferują banki na lokatach.

Poszkodowani twierdzą, że naliczyli 72 luksusowe samochody, którymi dysponował pan Daniel O. One były wzięte w leasing przez ludzi, którzy dali mu te pojazdy. Bo on twierdził, że zrobi prywatną wypożyczalnie luksusowych aut w Warszawie. Mówił, że będzie za nich spłacał raty leasingowe i dodatkowo czynsz, jak interes się rozkręci.

Kogo oszukał Daniel O?

To są najczęściej osoby prywatne: lekarze, właściciele małych firm, ale jest też Bank Gospodarstwa Krajowego, Alior Bank, są fundusze unijne. To może być miliard złotych. Ponieważ poszkodowanych ciągle przybywa, a prokuratura już wcześniej wspominała o 600 mln zł. To już w tej chwili może być na większą skalę niż w przypadku Amber Gold.

Ludzie pytają tylko, jak to jest możliwe, że ci wszyscy ludzie są na wolności.

Tylko jedna osoba jest w areszcie?

Tak, bo nie miała na milionową kaucję. To nie są białe kołnierzyki. Adwokatowi, który mieszka w Suwałkach podpalono dom, wrzucono mu na taras koktajl mołotowa. Widziałem – spora część domu została spalona. Później niektórzy poszkodowani wycofali się z procesu.

Byli zastraszani?

Tak. Pan Daniel O. miał tzw. żołnierzy, którzy wykonywali brudną robotę. W Suwałkach wszyscy wiedzą, kto podpalił dom adwokata poszkodowanych, tylko że ten człowiek siedzi już w szwedzkim areszcie. Wpadł, kiedy przemycał narkotyki. Polskie służby go nie złapały, prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie podpalenia.

Poszkodowani, którzy chcieli uzyskać informacje z sądu na temat tego, dlaczego tych ludzi nie aresztowano, nie otrzymali jej. Sąd tłumaczył, że nie mają statusu pokrzywdzonych w sprawie.

I nie mają dostępu do akt?

A nie mają, ponieważ prokuratura od pół roku twierdzi, że nie ma akt, dlatego nie może im nadać takiego statusu, bo akta są ciągle w sądzie. Rozumiem, że akta mogą być przez parę dni na posiedzeniach aresztowanych, ale nie przez pół roku.

Wspominał pan, że próbował skontaktować się z Danielem O., w filmie apeluje pan, żeby poszkodowani przez niego się do Was zgłaszali. Dla kogo pan pracuje?

Nikt nie chce uwierzyć w to, że pracuję całkowicie społecznie. Mam firmę PR-ową i oczywiście zaraz będą podejrzenia, dlaczego to robię.

Będą zarzucać, że bierze pan udział w kampanii przeciwko ministrowi Łukaszowi Szumowskiemu.

W wywiadzie dla PAP, którego udzielił pan Szumowski, dziennikarz pytał, czy to przypadkiem nie jest zemsta górala od maseczek. Zaraz się okaże, że wynajął mnie góral od maseczek. Nie, nikt mnie nie wynajął. Po prostu dowiedziałem się o sprawie… A że przez 20 lat pracowałem jako dziennikarz śledczy, to miałem naturalny odruch zawodowy. Widzę sprawę i zaczynam tropić, bez względu na to, czy ktoś mi za to płaci, czy nie.

To szlachetne.

Całkowicie robię to dla idei. Ale jeśli w przyszłości poszkodowani złożą mi ofertę, że mam ich reprezentować, to oczywiście jako PR-owiec będę to robił. Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że zajmuję się tym tematem od miesiąca wyłącznie pro publico bono. Uważam, że to jedna z największych afer – porównywalna z Amber Gold.

Któryś z poszkodowanych jest pana znajomym, przyjacielem? Ciężko uwierzyć, że robi pan to zupełnie bezinteresownie.

Ja jestem wariat po prostu, dlatego tego nie da się tego racjonalnie wyjaśnić, że ktoś ryzykuje, nadstawia kark…

I zadziera z władzą.

Z jednym ministrem już zadarłem. Mam na myśli ministra Adamczyka. Mam takie hasło: patrzę na ręce każdej władzy i tak zawsze było. Tutaj jeden z dużych przedsiębiorców, który kiedyś śledził przekręty VAT-owskie, zwrócił mi uwagę na dwie spółki: Kardiosystem i Necor. Obie łączą państwo Szumowscy.

I on przesłał mi mailem pełne wypisy z KRS i obecne wypisy i poprosił, bym spojrzał i zobaczył, kim jest pan Daniel O. Wtedy oczy mi się otworzyły i zacząłem ten temat tropić.

Od pewnego czasu próbuję wypromować to, czego jeszcze nie ma w Polsce – PR sądowy. W Stanach na przykład przy każdym większym procesie firma czy osoba prywatna wynajmuje nie tylko adwokata, ale i również PR-owca, który tę sprawę odpowiednio przedstawi opinii publicznej. Staram się stworzyć taką niszę.


Zauważyłem, że jest to ciekawe i że się tym zajmę. W pewnym momencie zderzyłem się z dziennikarzami. Dziennikarze OKO.press mają do mnie pretensje, że wchodzę im w temat, że go ukradłem, że nie jestem dziennikarzem, pytają dla kogo ja pracuję.

Nikomu nie ukradłem tematu, informacje otrzymałem od mojego informatora. Nikomu nie będę ogłaszał, jak on się nazywa, zwłaszcza, że ta sprawa jest naprawdę niebezpieczna.

Po drugie, robię swoje śledztwa na stary sposób, tak jak się tego nauczyłem w latach 90. Pandemia czy nie, wsiadam w samochód i sprawdzam wszystko na miejscu. Pytanie, czy oni choć raz wyjechali z Warszawy? Według mnie na tym polega właśnie prawdziwe śledztwo, a dziennikarzem jest się chyba jednak do końca życia.

Nawet jeśli już zawodowo się jest PR-wocem?

Zawsze się dystansowałem od PR-u. I branża PR z kolei ma mnie za czarną owcę.

Jeszcze raz: nikt panu za to nie płaci?

Nikt, aczkolwiek jeśli ktoś by chciał, to nie mam nic przeciwko. Mogę np. reprezentować pokrzywdzonych.

Od kiedy zajmuje się pan tematem?

Myślę, że niecały miesiąc.

Minister Szumowski mówi tak: "Generalnie ta cała sprawa, która toczy się, nie była związana nijak z tą spółką (Necor – red.), w której ja byłem i ta spółka nie była objęta śledztwem. Nie było tutaj żadnych punktów stycznych".

Generalnie trzeba o to zapytać mecenasa reprezentującego poszkodowanych. Z tego, co pamiętam, to on reprezentuje również poszkodowanych przez firmę Necor. Może być tak, że oni składali jakieś kwity w prokuraturze, a być może ta do tej pory nie uznała za stosowne, by to od nich przyjąć.

Tego dokładnie nie wiem. Problem polega na tym, że nikt nie ma dostępu do akt. Tak naprawdę nie wiemy, co ta prokuratura zdziałała, jakie spółki uznała za należące do sieci. Chodzimy po omacku, bo nie mamy dostępu do akt.