Policja tłumaczy się z zatrzymania kobiety ws. afery z plakatami Szumowskiego

Łukasz Grzegorczyk
Stołeczna policja odniosła się do zatrzymania aktywistki z Warszawy, którą w kajdankach wyprowadzono z mieszkania w poniedziałek wieczorem. Chodzi o aferę z plakatami uderzającymi w ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.
Stołeczna policja tłumaczy się z zatrzymania aktywistki. Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta
"Podejrzenie popełnienia przestępstwa wiąże się z zatrzymaniem. Zatrzymanie z założeniem kajdanek. W tym przypadku nic się nie zmieniło od lat. Zatrzymanie nie wynika z 'bycia aktywistką'. Dotyczy ono sprawy włamań do wiat spółki AMS, a włamanie to przestępstwo z art. 279 kk." – poinformowała stołeczna policja. Mundurowi w ten sposób wytłumaczyli się z doniesień, które znalazły się w artykule OKO.press. Portal podawał, że 8 czerwca policjanci weszli do mieszkania kobiety znanej m.in. z protestów przeciwko łamaniu praworządności. Po przeszukaniu domu funkcjonariusze wyprowadzili ją w kajdankach. Powodem ma być zarzut dotyczący włamania do wiat przystankowych spółki AMS. W rzeczywistości chodzi o akcję plakatową wymierzoną w ministra Łukasza Szumowskiego. Przypomnijmy, w protokole z zatrzymania znalazła się informacja o tym, że kobieta "dokonała kradzieży z włamaniem do 15 gablot reklamowych umieszczonych w wiatach przystankowych, a następnie dokonała zaboru w celu przywłaszczenia mienia w postaci plakatów o łącznej wartości 450 złotych, czym działała na szkodę spółki AMS Spółka Akcyjna".


Czytaj także:

Kuriozalne zatrzymanie za plakaty o Szumowskim. Aktywistka wyprowadzona w kajdankach

Plakaty krytykujące Szumowskiego w Warszawie. Właściciel nośników: To nielegalna akcja