Widziałam serial o kultowej postaci z "Lotu nad kukułczym gniazdem". Myślałam, że oglądam parodię

Zuzanna Tomaszewicz
Ryan Murphy ma ostatnio złą passę w kręceniu seriali. Poprzeczka była ustawiona tak wysoko, że reżyser nie dał rady udźwignąć genezy siostry Mildred Ratched. Nie zrozumcie mnie jednak źle, Sarah Paulson w roli kultowej pielęgniarki wypada przyzwoicie, ale nie umywa się do postaci wykreowanej przez Louise Fletcher.
W filmie "Lot nad kukułczym gniazdem" w postać Mildred Ratched wcieliła się Louise Fletcher. Fot. kadr z filmu "Lot nad kukułczym gniazdem" (1975)

To nie mogło się udać

Prequel "Lotu nad kukułczym gniazdem" to niestety piękna katastrofa. Co do walorów estetycznych samego serialu, nie można mieć większych zastrzeżeń. Czuć w nim bowiem hitchcockowski suspens, scenerię rodem z "Lśnienia" Stanleya Kubricka i zabawę światłem jak u Davida Lyncha. Widać też dbałość o detale, ale w samym dziele Ryana Murphy'ego nie ma niczego nowatorskiego.

Czytaj także: Nie spojrzysz już na Facebooka tak samo. "Dylemat społeczny" objawia mroczną stronę social mediów

Brutalnie rzecz ujmując, "Ratched" to odgrzewany kotlet. Reżyser czerpie inspiracje od największych twórców kina, przy czym od siebie daje zaledwie parę autorskich pomysłów. Szpital psychiatryczny w wykonaniu Murphy'ego przedstawiono już w drugim sezonie "American Horror Story", dlatego widz może odnieść wrażenie, że gdzieś już to wszystko widział.


Serial "Ratched" broni się jako osobny obraz, ale w porównaniu z "Lotem nad kukułczym gniazdem" jest bądź co bądź miałki. Ciężko mówić tu o winie Murphy'ego, ponieważ wziął na warsztat temat tak mocno zakorzeniony w popkulturze, że stworzenie dzieła lepszego od oryginału naprawdę graniczyło z cudem.
Fot. kadr z serialu "Ratched"; materiał promocyjny

Mało horroru w horrorze

Zacznijmy od tego, że akcja serialu rozgrywa się pod koniec lat 40. Mildred Ratched próbuje za wszelką cenę dostać pracę jako pielęgniarka w szpitalu St. Lucia w północnej Kalifornii. Jak wiemy z filmu Miloša Formana, bohaterka po 20 latach będzie zasilała personel w szpitalu stanowym w Oregonie.

Serialowa Ratched ma ukryty cel w dostaniu się do kalifornijskiego ośrodka. Już w pierwszym odcinku dowiadujemy się, że w tej nowoczesnej (jak na owe czasy) placówce psychiatrycznej na wyrok śmierci oczekuje jej brat, który z personalnych pobudek zamordował kilku księży, w tym swojego ojca.

Mildred Ratched intrygami zaskarbia sobie zaufanie dyrektora psychiatryka, dr. Richarda Hanovera. Przy okazji w wytrwałym skupieniu słucha o wszelkich nowinkach w dziedzinie psychochirurgii. Co więcej, sama zaczyna stosować praktykę lobotomii.
Fot. kadr z serialu "Ratched"; materiał promocyjny
I tak jak "Lot nad kukułczym gniazdem" z Jackiem Nicholsonem opowiadał o bezwzględnej władzy szpitala i bezsilności osób psychicznie chorych, tak w "Ratched" wszystko zdaje się być zepsute. Nawet pacjenci. W serialu nie ma dobrych postaci, a jeśli już są, to albo szybko umierają, albo ostatecznie też okazują się mieć coś za uszami.

Dodatkowo Murphy sięga po dość tanie chwyty ze slasherów. Niepokój nie jest budowany poprzez narrację, a poprzez tryskającą po ścianach krew. Sarah Paulson robi co może, aby ratować postać Ratched, ale co odcinek pada ofiarą scenariusza, który woli szokować, niż trzymać się logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego.

W "Locie nad kukułczym gniazdem" sama obecność Louise Fletcher na ekranie wystarczyła, żeby widzowi przeszedł dreszcz po plecach. W serialu Mildred Ratched jest natomiast karykaturą samej siebie i potrzebuje sztuczek, aby wywołać u publiczności jakiekolwiek reakcje.

Gdyby cały serial trzymał poziom scen lobotomii, które były pozbawione nadmiernej sensacji, "Ratched" można byłoby potraktować jako znakomity thriller. Niestety, Murphy powtórzył błędy ostatnich sezonów "AHS" i stworzył serial "ni śmieszny, ni straszny".

Czytaj także: To nie jest kolejna space opera. Serial "Wychowane przez wilki" pokazuje androidy w roli rodziców

Serial "Ratched" można oglądać na platformie Netflix.