Słowo: dopóki mamy pisarzy takich, jak Łukasz Orbitowski, świata literatury nie czeka apokalipsa

Michał Jośko
Gdyby sparafrazować pewien cytat z "Pulp Fiction", powinienem w tym miejscu napisać: jedna z najlepszych książek Łukasza Orbitowskiego wraca, i to wraca w wielkim stylu! Porozmawiajmy więc o powieści, która może sponiewierać czytelnikiem, odurzyć go i wprawić w stan przedzawałowy, dostarczając zarazem ekstremalnych wrażeń jego szarym komórkom.
Łukasz Orbitowski naTemat
Na półki księgarskie trafia właśnie nowe wydanie "Świętego Wrocławia", czyli metafizyczno-surrealistyczno-katastroficznej powieści z roku 2009, która na dobre utrwaliła w polskiej literaturze pojęcie "Orbitowski fiction".

Zapytajmy tego utalentowanego syna Krakowa, czy po owych jedenastu latach całość można odczytywać na zupełnie nowe sposoby (biorąc pod uwagę zarówno obecną sytuację społeczno-polityczną w naszym kraju, jak i pandemię COVID-19).

Przy okazji dowiemy się, czy Łukasz Orbitowski jest postacią równie mroczną i przerażającą, co lwia część jego twórczości oraz dlaczego nie sypia w trumnie.

Będzie także o tym, czy jego książki mogą podbić świat, podobnie jak twórczość Andrzeja Sapkowskiego bądź też zespołu Behemoth oraz dlaczego ten pisarz nigdy nie zabierze się za popłatne kryminały.

Na okrasę: zmiany pokoleniowe z perspektywy człowieka urodzonego w roku 1977 (#serialeorazgrykomputerowe), używki (zarówno te pite, jak i palone), internetowa powieść "Na zarazę Zarazek", tworzona wspólnie ze Szczepanem Twardochem oraz to, dlaczego stomatologia jest najpiękniejszą ze wszystkich profesji medycznych.

Zapraszam także na:


Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem Świat Książki