Marcin Najman pojechał bronić Jasnej Góry przed agresorami. Na miejscu nikogo nie było

Bartosz Świderski
Marcin Najman tak bardzo przejął się tym, co zobaczył w telewizji, że z miejsca ruszył do akcji. A konkretnie pojechał... bronić Jasnej Góry. Na miejscu był jednak bardzo zaskoczony.
Marcin Najman pojechał bronić Jasnej Góry, ale na miejscu nikogo nie było. Fot. Twitter / @MarcinNajman
– Słuchajcie, przed chwileczką, na TVN-ie w jakichś informacjach podawano, że jacyś agresorzy atakują Jasną Górę. Z miejsca wsiadłem, przyjechałem spełnić obywatelski obowiązek i bronić kościoła – ogłosił w swoim nagraniu Marcin Najman. Zawodnik MMA swój filmik opublikował we wtorek wieczorem. Musiał być jednak mocno zaskoczony, bo kiedy zajechał na miejsce, nie zobaczył ani jednego "agresora". – To jest jedna wielka prowokacja. Ludzie, przecież tu nikogo nie ma. Nikt nie atakuje Jasnej Góry, co wy p******cie za głupoty! Wy tylko podsycacie nastroje, nic więcej – dodał. Po spektakularnej akcji Najmana posypały się komentarze. Niektórzy nawiązują do słynnej historii o "libacji na skwerku". "Ja tam Marcina szanuję. Uważam nawet, że mógłby odeprzeć atak kilku rozhisteryzowanych dziewczyn i wyjść z takiej opresji cało" – napisał dziennikarz Krzysztof Stanowski z Kanału Sportowego.


Czytaj także: Granica śmieszności w TVP Info właśnie pękła. Zobaczcie, kto na wizji komentował sprawę Giertycha...