Aptek w Polsce ubywa z roku na rok. Nic dziwnego: łatwo tutaj stracić dorobek życia
Arbitralne decyzje inspektorów, problematyczne interpretacje przepisów – właściciele aptek nie mają łatwo. Nic dziwnego, że wielu z nich się poddaje: aptek w Polsce jest coraz mniej. Tymczasem już za chwilę w Sejmie zapadnie decyzja, która może sprawić, że w czasie pandemii z rynku znikną kolejne placówki.
Zawieszenie bez powodu
Historia Henryka Raka, przedsiębiorcy z Dzierżoniowa (woj. dolnośląskie) dobitnie obrazuje niektóre problemy, z którymi muszą się zmagać właściciele aptek. Kiedy na przełomie 2017 i 2018 r. Rak zawieszał działalność swojej apteki, był święcie przekonany, że robi to jedynie na trzy tygodnie. Przerwa potrzebna była ze względu na odejście ze spółki dotychczasowej wspólniczki.
– Na podstawie wyroku sądu cywilnego uzyskałem prawo do przejęcia całego majątku spółki. Podczas tych trzech tygodni chciałem to prawo zrealizować: zmienić zezwolenie na prowadzenie apteki, podpisać nowe umowy z pracownikami i kontrahentami… Ale cała procedura w Inspektoracie Farmaceutycznym we Wrocławiu zaczęła się przedłużać, a ja musiałem zacząć zwalniać ludzi – opowiada Rak. Wciąż jeszcze miał wówczas nadzieję, że lada chwila będzie mógł zatrudnić pracowników z powrotem.
W końcu, po upływie niemal trzech miesięcy, Dolnośląski Wojewódzki Inspektor Farmaceutyczny oznajmił, że Henryk Rak, który prawo do prowadzenia apteki uzyskał jeszcze w 2001 r. jako indywidualny przedsiębiorca, nie może już tego dłużej robić. Problemem okazało się to, że przedsiębiorca nie jest farmaceutą. Specjalistyczne wykształcenie miała jego była wspólniczka: ona też pełniła funkcję kierownika apteki. Na to stanowisko Henryk Rak zamierzał zatrudnić specjalistę – plan ten zniweczyli jednak urzędnicy.
Jak to się stało? Otóż w połowie 2017 r. weszła w życie nowelizacja prawa farmaceutycznego, znana jako „Apteka dla Aptekarza”. W myśl jej zapisów nową aptekę może założyć wyłącznie farmaceuta bądź spółka jawna lub partnerska farmaceutów – w ten sposób Inspekcja uzasadniła swoją odmowę.
Problem w tym, że celem „Apteki dla Aptekarza” nie było odebranie ludziom budowanych przez długie lata firm. Już w samej ustawie zaznaczone jest, że zapisy wymagające kierunkowego wykształcenia te nie dotyczą osób, które prowadziły działalność przed wejściem w życie ustawy. Zwrócił na to uwagę również minister zdrowia:
„(…) ustawodawca zaakceptował wprost bezterminowe istnienie w obrocie prawnym zezwoleń niespełniających tych wymagań. Brak jest jakiegokolwiek przepisu, który stanowiłby podstawę do uznania, że akceptacja ta kończy się wraz ze złożeniem przez posiadacza zezwolenia wniosku o jego zmianę” – napisał minister w odpowiedzi na pytanie Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, który przystąpił do postępowania.
Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Takie argumenty nie trafiły jednak do Głównego Inspektora Farmaceutycznego, który w pewnym momencie uznał nawet, że przedsiębiorca… nie jest stroną postępowania. Ostatecznie GIF utrzymał niekorzystną decyzję dolnośląskiego inspektora – a Henryk Rak został zmuszony do wstąpienia na drogą sądową w obronie biznesu, który budował przez lata. Wielu jednak na jego miejscu już dawno by się poddało: zablokowanie działalności nawet jednej apteki wiąże się bowiem z gigantycznymi kosztami.
– Na dzień dzisiejszy straty wynoszą ok. 130 tys. zł. Po trzech latach praktycznie wszystko się tam przeterminowało, leki są do utylizacji – wylicza przedsiębiorca. Do tego trzeba doliczyć utracone dochody: – To była spółka jawna, która miała spore obroty i duży dochód. Tymczasem od trzech lat dochodów
z tej działalności w ogóle nie mam, przynosi ona tylko straty – dodaje.
Mój rozmówca nie ukrywa również, że gigantyczny stres pozostawia również ślad na zdrowiu.
– To nie jest też tak, że coś takiego po człowieku spływa: to się odbija na zdrowiu, człowiek cały czas o tym myśli – to jak rozjątrzona rana. Najgorsze jest jednak to, że choć przepisy wydają się w tej kwestii zupełnie jasne, to nie ma żadnej pewności co do tego, jaki będzie ostateczny wyrok – podkreśla.
„Guzik atomowy” dla Inspekcji Farmaceutycznej
Nawet jeśli apteka prowadzona jest sumiennie, od długich lat – urzędnicy mogą praktycznie z dnia na dzień wytoczyć jej wojnę, nawet jeśli podstawa prawna ku temu działaniu wydaje się wątła. A już niedługo sytuacja przedsiębiorców może się znacznie pogorszyć.
Końca dobiegają właśnie prace parlamentarne nad ustawą o zawodzie farmaceuty: legislacją, na które całe środowisko czekało od wielu lat. W toku prac sejmowych do ustawy trafiły jednak zapisy, za sprawą których w środku pandemii Covid-19 z polskich ulic mogłoby zniknąć tysiące aptek.
Jednym z kluczowych zapisów ustawy jest bowiem zapewnienie farmaceutom niezależności zawodowej – dzięki czemu właściciel apteki nie będzie mógł ingerować w merytoryczne decyzje farmaceuty. Kara za naruszenie tej zasady jest dotkliwa: to utrata zezwolenia na prowadzenie apteki.
Właśnie jednak z uwagi na surowość kary, rządowy projekt precyzował, że chodzi tutaj o „uporczywe” naruszanie samodzielności zawodowej farmaceuty. Słowo to zniknęło jednak z wersji, która ostatecznie opuściła Sejm – dając możliwość rozpoczęcia procedury odebrania koncesji w oparciu np. o jeden donos.
W sejmowej wersji pojawił się również zupełnie nowy zapis: jeśli wystąpiłoby podejrzenie, że właściciel hurtowni, apteki lub punktu aptecznego uniemożliwia pełnienie funkcji kierownikowi placówki, może ona być zamknięta na trzy miesiące w trybie decyzji administracyjnej z rygorem natychmiastowej wykonalności.
– Jeśli zestawimy ze sobą te dwie poprawki, to urzędnik zyskuje absolutną władzę nad przedsiębiorcą – zwraca uwagę Marcin Piskorski ze Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET, organizacji reprezentującej niemal 40 proc. aptek w Polsce.
Z takimi opiniami zgodzili się senatorowie. Podczas posiedzenia senackiej Komisji Zdrowia marszałek Tomasz Grodzki zwracał uwagę m.in. na to, że spory lekarzy z dyrektorem szpitala nie kończą się zamykaniem placówki – a tak byłoby w przypadku aptek czy hurtowni farmaceutycznych. W Senacie niebezpieczne zapisy zmieniono – ich los rozstrzygnie się jednak podczas najbliższego posiedzenia Sejmu, kiedy posłowie zdecydują o tym, czy odrzucą senackie poprawki.
Giełda Aptek
Co ciekawe, na stronie Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek (ZAPPA), organizacji popierającej sejmową wersję ustawy i znanej z wrogości wobec sieci aptecznych, znaleźć można inicjatywę określoną mianem „Giełdy Aptek”. Jak czytamy, jest to „pierwsza tego typu giełda w Polsce, kojarząca ze sobą niezależnych aptekarzy, którzy chcą kupić lub sprzedać aptekę”. ZAPPA deklaruje pomoc w znalezieniu obsługi prawnej transakcji, sposobu jej finansowania czy też znalezienia hurtowni farmaceutycznej. Chwilę później w tekście pojawia się jednak deklaracja, że „partnerami ZAPPA w Giełdzie Aptek są hurtownie farmaceutyczne”. Czy oznacza to, że apteki, które zmienią właścicieli z pomocą Giełdy, mają później zobowiązania wobec hurtowni będących partnerami programu?
Takie pytanie zadaję Marcinowi Wiśniewskiemu, prezesowi ZAPPA.
– Na razie szukamy partnerów, sponsorów. Giełda oczywiście działa, ale rozpropagowanie jej wymaga inwestycji. Stad poszukiwanie partnerów. Nie ma jeszcze ustalonych warunków współpracy partnerskiej – to kwestia indywidualna – odpowiada mi Wiśniewski.
Po chwili dodaje, że jego organizacja „stara się ochronić rynek przed usieciowieniem i wtórnie, przejęciem przez firmy zagraniczne”. (Trzeba przy tym zaznaczyć, że według Warsaw Enterprise Institute, sieci apteczne skupiają głównie polski kapitał – do sieci z kapitałem zagranicznym należy jedynie 6,7 proc. aptek w Polsce.)
Fot. Unsplash / Tbel Abuseridze
Niepotrzebna batalia
Warto jednak zauważyć, że wersja przepisów uchwalona w Sejmie nie podoba się również wielu osobom, które są równocześnie farmaceutami, jak i właścicielami aptek. Dobitnie ujmuje to Justyna Kaźmierczak, doktor nauk farmaceutycznych i właścicielka Czwartej Apteki Zdrowit:
– Jako farmaceuci wykonujemy zawód zaufania publicznego, a naszą misją jest pomoc pacjentowi bez względu na to, w której placówce aptecznej pracujemy. Ważna jest dla nas jedność w zawodzie: chcemy wymieniać się doświadczeniem, pielęgnować przyjaźnie ze studiów czy poprzednich miejsc pracy – podkreśla.
Nie widzi przy tym sensu w zmianach, które do treści ustawy wprowadził Sejm.
– Ustawa o zawodzie farmaceuty jest potrzebna, długo na nią czekaliśmy – ale teraz, gdy jest ona już na finiszu, zamiast świętować, zupełnie niepotrzebnie toczymy kolejną batalię. Jako farmaceuta – ale też jako polski przedsiębiorca – apeluję o kompromis i powrót do pierwszej, rządowej wersji ustawy, która wszystkich nas nie dzieliła i nie stwarzała tylu okazji do nadinterpretacji prawa – mówi.
To właśnie szerokiego otwarcia furtki do nadinterpretacji prawa najbardziej obawiają się przedsiębiorcy prowadzący duże podmioty apteczne. Przy odpowiedniej determinacji już teraz można bowiem doprowadzić do zamknięcia apteki – nawet jeżeli z perspektywy pacjentów w danym miejscu jest ona niezbędna.
– W tym momencie jako przedsiębiorcy stąpamy po cienkim lodzie. Jeśli chcemy podjąć jakąś decyzję, to nawet jeśli wydaje się ona zgodna z prawem, po kilka razy musimy się zastanowić, czy przypadkiem nie będzie kolejną okazją do wydania na nas wyroku – podkreśla Justyna Kaźmierczak.
Przedsiębiorca-farmaceutka apeluje o kompromis w sprawie ustawy i akceptację senackich poprawek. Jak wyznaje, bardzo chciałaby, aby skończyło się dzielenie aptek na sieciowe oraz indywidualne.
– Apteki mają służyć pacjentom, mają służyć nam wszystkim, bez podziałów i ciągle toczącej się wojny o krzesła, stanowiska, lobbyingu zorganizowanej grupy aptekarskiej. Nie służy to nikomu, zwłaszcza pacjentowi – a o nim niestety wszyscy zapomnieli – stwierdza Justyna Kaźmierczak.