Farna: Gdyby body positive istniało wcześniej, może nie byłabym linczowana jako nastolatka
Ewa Farna dorastała na naszych oczach. Gdy z drobnej nastolatki przeistoczyła się w kobietę o pełnych biodrach, udach i dużym biuście, pół Polski miało coś do powiedzenia na ten temat. I jak można się domyślić - w większości nie były to komentarze pochlebne. Dziś Farna ma 27 lat, męża, niemal dwuletniego synka i wprost mówi o swoim stosunku do własnego ciała.
Gdy późną wiosną 2019 roku piosenkarka urodziła pierwsze dziecko - owoc związku ze swoim mężem Martinem Chobotem, gitarzystą i ekonomistą, z którym przez lata tylko się przyjaźniła, w mediach (także tych społecznościowych) było jej mniej. I trudno się dziwić.
Ostatnio Farna jest jednak nieco aktywniejsza, zwłaszcza na swoim koncie na Instagramie. Jako że z mężem i synkiem Arturem mieszkają obecnie w czeskiej Pradze, siłą rzeczy Ewa częściej pisze po czesku i pojawia się raczej w czeskich niż w polskich mediach.
Uwadze fanów (niezależnie od narodowości) nie umknęło jednak, że po porodzie gwiazda schudła. I być może z tego powodu piosenkarka postanowiła zabrać głos w sprawie drogi do akceptacji tego, jak wyglądała i wygląda.
W najnowszym wpisie na Instagramie Ewa odnosi się do coraz popularniejszego ruchu body positive, mającego na celu (w dużym uproszczeniu) rozszerzanie kanonu piękna, ale też normalizację ciał wypieranych dotychczas z medialnego dyskursu.
Piosenkarka pisze, że żałuje, że gdy kilka lat temu dojrzewała na oczach setek tysięcy ludzi, o pozytywnym stosunku do ciała mało kto mówił.
Wspomina, że gdy jej ciało zmieniało się pod wpływem burzy hormonów (karierę zaczynała w końcu jako 13-latka), miała ogromne problemy z samoakceptacją, a nieustanne komentarze na temat jej wyglądu, jedynie ją dołowały.
"Fakt, że nie ważę 50 ani nawet 60 kilogramów, nie oznacza, że nie mam już prawa być piosenkarką, czy pojawiać się na okładkach czasopism" - zaznacza Farna i porusza kolejny bardzo ważny temat.
Szczupłe ciało nie jest wcale wyznacznikiem zdrowia. Można dbać o to, co się je, ćwiczyć i wciąż nie mieścić się w standaryzowanym rozmiarze "S" czy "M".
"Bardzo dobrze, że kładziemy nacisk na to, żeby akceptowane były też niestandardowe rozmiary. Żeby świat przedstawiany w mediach czy na Instagramie był lustrem realnego życia i codzienności" - pisze piosenkarka.
Zaznacza też, że niestety trend body positive miewa i swoją negatywną stronę. A nie chodzi tu przecież o to, żeby w ramach akceptacji dziewczyn plus size pluć na bardzo szczupłe kobiety.
Przede wszystkim liczy się zdrowie, które nie jest uzależnione od tego, jaki rozmiar się nosi i ile się waży. Zdaniem Ewy Farnej szerzenie tej świadomości to najważniejsza rola body positive. Powinniśmy odejść od wartościowania sylwetek i odgórnego założenia, że "szczuplej" automatycznie znaczy lepiej i zdrowiej.
Na koniec Ewa nawołuje do kobiecej solidarności: "Jeśli jesteś zadowolona z tego, jaka jesteś, życzysz dobrze innym i cieszysz się z ich sukcesów.
Dziewczyny mają się wspierać!".
I trudno się z nią nie zgodzić. Co ciekawe, poparcie dla Farnej jest powszechne nawet wśród anonimowych komentatorów serwisów plotkarskich, którzy bywają zazwyczaj surowi (żeby nie powiedzieć: okrutni). Przeważają opinie, że piosenkarka wyrosła na mądrą i piękną kobietę. I nie sposób się z tym wielogłosem nie zgodzić.
Po dziewczynie, która już jako 16-latka wygrała w najbardziej prestiżowym konkursie czeskiej piosenki z Heleną Vondráčkovą, największą divą czeskiej muzyki wszech czasów, można spodziewać się jeszcze niejednego.
Czytaj także: 10 lat Brzozowskiego w blasku TVP. "Nie lubię zatwardziałości polityki i konserwatywnej wiary"