Artur Ligęska zmarł w wieku 40 lat. 
Artur Ligęska zmarł w wieku 40 lat.  Fot. naTemat.pl

Artur Ligęska zmarł w Amsterdamie w wieku 40 lat. O jego losach kilka lat temu mówiła cała Polska. Był on więziony w Dubaju za narkotyki, których nigdy nie posiadał. Po 13 trudnych miesiącach spędzonych w zamknięciu udało mu się wrócić do ojczyzny i opisać swoją dramatyczną historię.

REKLAMA
Informację o śmierci Artura Ligęski potwierdzili portalowi Interia.pl bliscy z jego otoczenia. Ciało 40-letniego trenera fitness odnaleziono w jednym z mieszkań w Amsterdamie. Przyczyna jego śmierci nie jest znana.
O Arturze Ligęsce stało się głośno, kiedy trafił do więzienia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Został oskarżony o posiadanie i spożywanie metaamfetaminy i chociaż nic mu nie udowodniono, dostał karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Jego losy relacjonowaliśmy w naTemat.pl od 2018 roku. Polak dzięki pomocy nigeryjskiego aktywisty i wsparciu polskiego MSZ wyszedł z arabskiego więzienia w maju 2019 roku, w sumie po 13 miesiącach spędzonych w zamknięciu.
Po wyjściu z więzienia i powrocie do ojczyzny Ligęska wydał książkę "Inna miłość szejka", w której opisał swoje przeżycia z więzienia w Abu Zabi - tortury, molestowanie czy upokarzanie. Swoją historią podzielił się także w naTemat.pl. W autorskim artykule z października 2019 roku pisał, że uniewinnienie było dla niego jak "zmartwychwstanie".
Artur Ligęska
fragment artykułu dla naTemat.pl

Zamknięto mnie, odbierając praktycznie wszystko, łącznie ze słońcem czy światłem dziennym. Starano się sprawić, bym nie wytrzymał fizycznie lub po prostu bym zwariował. Sytuacja, w której się znalazłem, przypomina scenariusz thrillera. Po dziewięciu miesiącach aresztu i po jednej trwającej kilka minut rozprawie przed Federalnym Sądem w Abu Zabi, bez dowodów, bez świadków, bez przesłuchań policji, oficerów, którzy mnie aresztowali, zostałem skazany na dożywocie w izolacji.

Czytaj także:

logo