Podpisał apel ws. "lex TVN". Został zwolniony z pracy. Nowe porządki w Radiu Gdańsk

Wioleta Wasylów
Wielu dziennikarzy podpisało się pod protestem przeciwko "lex TVN”. Był wśród nich pracujący od 9 lat w publicznym Radiu Gdańsk Marcin Mindykowski. Jednak za swoją decyzję zapłacił posadą.
Dziennikarz zwolniony z Radia Gdańsk również protestował przeciwko "lex TVN" i podpisał apel dziennikarzy w tej sprawie. Fot. PIOTR KAMIONKA / REPORTER
Marcin Mindykowski przez dziewięć lat zajmował się w publicznym Radiu Gdańsk kulturą. Niedawno podpisał się pod listem dziennikarzy, w którym wyrażano sprzeciw wobec przyjęcia nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, nazywanej powszechnie "lex TVN”. Jak wielu innych kolegów po fachu bał się ograniczenia wolności mediów. Jednak jego decyzja nie spodobała się przełożonym. Postanowili go zwolnić.

O tej historii zrobiło się głośno m.in. dzięki byłej dziennikarce Radia Gdańsk, Magdalenie Świerczyńskiej-Dolot. Napisała na Facebooku: "1. Kolega dziennikarz podpisuje protest przeciwko "lex TVN". 2. Niemal od razu dostaje reprymendę od swojego kierownika. 3. Tydzień później traci pracę (...) Taka wolność słowa tylko w Radiu Gdańsk".

Do sprawy odnieśli się również Maciej Bąk z Radia Zet i Konrad Piasecki z TVN 24:

Tymczasem w czwartek Radio Gdańsk przedstawiło oświadczenie, w którym podkreślano, że władze radia nie śledziły tego, kto podpisał się pod apelem ws. ustawy medialnej. Napisano tam również, że Marcin Mindykowski "nie mógł zostać zwolniony", bo nie łączyła go z firmą umowa o pracę, a jedynie umowa cywilnoprawna, która "została rozwiązana w dniu 23 sierpnia 2021 r. z miesięcznym okresem wypowiedzenia".


Czytaj także: Parlament Europejski zajmie się wolnością mediów w Polsce. "Chodzi o lex TVN"

Teraz zamieszanie skomentował w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" sam zainteresowany Marcin Mindykowski. Wyjaśnił, że nie poznał oficjalnego powodu zwolnienia, ale zaznaczył, że w czwartek prezes radia Adam Chmielewski dowiedział się o tym, że dziennikarz podpisał list przeciwko "lex TVN".

– Wiem też, że wyrażał z tego powodu oburzenie. Przekazał mi to mój bezpośredni przełożony w rozmowie telefonicznej – stwierdził zwolniony dziennikarz. Został też zapytany przez przełożonego o to, czemu podpisał list.

– Powiedziałem, że chciałem wyrazić swój sprzeciw przeciwko nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, bo w moim odczuciu jej zapisy godzą w wolność słowa i pluralizm medialny. Wtedy usłyszałem, że szkodzę przełożonemu i pracownikom radia. Kierownik zakończył rozmowę ze mną słowami: "Teraz prezes podejmie decyzję w pana sprawie" – zrelacjonował sytuację Mindykowski.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut