Słoweńska klątwa trwa. Biało-Czerwoni przegrali półfinał Euro w katowickim Spodku

Maciej Piasecki
Słowenia ponownie lepsza od Polski w siatkówce mężczyzn. Mistrzowie świata przegrali w katowickim Spodku półfinał 1:3 (25:17, 30:32, 16:25, 35:37) po meczu, który był godny walki o miejsce gry o złoto mistrzostw Europy. Reprezentacja trenera Vitala Heynena w niedzielę zagra na otarcie łez o brązowy medal.
Reprezentacja Słowenii kolejny raz znalazła sposób na Biało-Czerwonych. Tym razem Słoweńcy wygrali 3:1 w Katowicach. Fot. Lukasz Kalinowski/East News
Biało-Czerwoni zaczęli bardzo dobrze sobotnie spotkanie. Katowicki Spodek wypełniony po brzegi, do tego sportowo Polacy również prezentowali się jak na mistrzów świata przystało. Fabian Drzyzga uruchamiał właściwie wszystkie strefy, czemu trudno się dziwić, skoro mieliśmy zarówno solidne przyjęcie, jak i bardzo dobrą zagrywkę.

Problem zaczął się jednak w końcówce drugiego seta. Polacy dalej konsekwentnie starali się realizować swoją taktykę, z prowadzeniem wchodząc też do pierwszej - jak się miało okazać - morderczej końcówki tego dnia.

Trener Alberto Giuliani dokonał jednak zmiany, która zdecydowanie pomogła jego drużynie. Mowa o wprowadzeniu drugiego rozgrywającego, Gregora Ropreta. Dokładając do tego powrót na właściwe, skuteczne tory - Klemen Cebulja - Biało-Czerwoni mieli po drugiej stronie siatki po prostu mocniejszego rywala. Trzeci set, zupełnie do zapomnienia. Słoweńcy pokazali, że rozpędzają się z akcji na akcję. Trener Vital Heynen zaczął głęboko szukać zmian, wprowadzając m.in. Kamila Semeniuka za Michała Kubiaka oraz Łukasza Kaczmarka i Grzegorza Łomacza.


Wyraźnie opadł z sił również Bartosz Kurek. Po polskim atakującym widać było, że im dłużej trwał mecz, tym trudniej było "Kurasiowi" złapać jakąś dłuższą, pozytywną serię. Nie mając prawego skrzydła, a dodatkowo - po drugiej stronie solidnego atakującego Toncka Sterna czy kapitana, Tine Urnauta, Polakom zaczęły przypominać się najczarniejsze koszmary z rywalizacji polsko-słoweńskiej.

Sygnał do walki dał jednak w czwartym secie Michał Kubiak. Jak przystało na kapitana, najpierw skończył kilka ataków, później jeszcze zawrzało pod siatką na linii Kubiak-Urnaut, a trybuny zaczęły nieść gospodarzy.

Nie wystarczyło jednak do końcówki seta. Polacy mogą zresztą mówić o sporym szczęściu, bo w dwóch sytuacjach trzeba było niemal... wznawiać spotkanie. Biało-Czerwonych ratował challenge, który dwukrotnie wskazał, że Słoweńcy nie mogą się jeszcze cieszyć z końcowego sukcesu. Do trzech razy sztuka. Przy 36:35 dla gości zdobyli oni punk i to był koniec. Marzeń mistrzów świata o przełamaniu słoweńskiej klątwy. Polacy przegrali tak samo, jak w Krakowie na ME (2017) i jak na Euro w Lubljanie, przed dwoma laty (2019).

Statystycznie najwięcej punktów po polskiej stronie zdobył Wilfredo Leon (20). Za to po stronie zwycięzców wspomniany Toncek Stern, z takim samym dorobkiem punktowym, co polski przyjmujący. Co ciekawe, Polacy byli lepsi zarówno w skuteczności ataku (53 do 52 proc.), jak i w przyjęciu (46 do 43 proc.). Gorzej było za to w zagrywce (7-10) i niewiele lepiej w bloku (10-7).

W niedzielę Biało-Czerwoni zagrają o brązowy medal z przegranym drugiego z półfinałów, gdzie zmierzą się Włosi z Serbami. Mecz rozpocznie się o godzinie 17:30.

Polska - Słowenia 1:3 (25:17, 30:32, 16:25, 35:37)
Sędziowali: Vlastimil Kovar (Czechy) i Vladimir Simonovic (Serbia)

Polska: Fabian Drzyzga, Bartosz Kurek, Michał Kubiak, Wilfredo Leon, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Paweł Zatorski (libero) oraz Damian Wojtaszek (libero) oraz Piotr Nowakowski, Łukasz Kaczmarek, Grzegorz Łomacz, Kamil Semeniuk.
Słowenia: Toncek Stern, Alen Pajenk, Jan Kozamernik, Dejan Vincić, Tine Urnaut, Klemen Cebulj, Jani Kovacić (libero) oraz Gregor Ropret, Rok Mozić, Alen Sket, Saso Stalekar.

Czytaj także: Fatalna wpadka organizatorów ME. W Spodku pomylili hymny, było buczenie i gwizdy