
– Można być silnym, przejść selekcję, można być ulicznym "fighterem madafaką", ale kiedy dochodzi do prawdziwej konfrontacji, takiej o śmierć i życie to... Byli tacy, którzy powiedzieli sobie: "To ja dziękuję" – opowiada o swoich zagranicznych misjach w Iraku i Afganistanie były komandos Krystian Wójcik "Wójo". O tym, jak został komandosem i jak wyglądała służba w siłach specjalnych, Wójcik pisze w książce "#STARAPAKA NO.3".
Od harcerza do komandosa
Ta książka aż ocieka adrenaliną. Bo pełne adrenaliny jest życie jej autora. Przez 17 lat służył w JWK, czyli w Jednostce Wojskowej Komandosów z Lublińca. To, co przeżył w wojsku, ale i wcześniej, spokojnie wystarczyłoby na jeszcze parę książek. Bo w jego życiu działo się niemało. I to od najmłodszych lat!Marzenie: JWK w Lublińcu
Taki kurs dla 16-letnich harcerzy trwał trzy tygodnie. Krystian Wójcik pisze bez ogródek: "KDS był, nie przebierając w słowach, masakrycznym wpie*dolem fizyczno-psychicznym, zwieńczonym ponad 120-kilometrowym marszem przez Góry Izerskie i Karkonocze, zwanym Górskim Marszem Prawdy". I jeśli komuś takie przeżycia odpowiadały - czy mogła istnieć inna droga życiowa? Choć sporo potrzeba było samozaparcia, by w końcu do wymarzonych komandosów z Lublińca przystąpić."Idąc do wojska, myślałem, że jestem świetnie przygotowany fizycznie i psychicznie, jednak po dwóch tygodniach czułem się po prostu zmęczony. Cały czas biegiem lub jumpingiem, ewentualnie czołganiem naprzód. Cały czas stojąc na zbiórkach bądź klepiąc stopami o asfalt placu apelowego, ćwicząc krok defiladowy czy musztrę do przysięgi. Ponadto bezustannie ktoś darł na nas mordę. Tego nie mogłem pojąć – po ch*j oni się tak wydzierają? Każdy z nas miał przecież zrobione badania lekarskie dopuszczające do służby w wojskach powietrznodesantowych, co jednoznacznie świadczyło o świetnym słuchu potwierdzonym przez laryngologa i całą szanowną komisję lekarską. Zauważyłem też pewną zależność. Otóż im większy gamoń, tym głośniej i bardziej soczyście potrafił drzeć ryja".
Na misjach w Iraku i Afganistanie
Tak przygotowani (lub raczej nieprzygotowani) żołnierze wyjechali na wojnę do Iraku. I w tym momencie w życiu "Wója" i w książce robi się naprawdę gorąco. To jest prawdziwa wojna. Jest krew. Są zabici i ranni. Jest strach. I jest wszystko to, co - jak przyznaje "Wójo" - na zawsze ukształtowało go jako żołnierza.OGLĄDAJ
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona.
