Iga Świątek we łzach, spore obawy o kondycję 20-latki. "Trzeba to tylko poukładać"

Krzysztof Gaweł
Iga Świątek nie zagrała wybitnego spotkania w swoim debiucie w WTA Finals, przegrała z Marią Sakkari 2:6, 4:6 i zalała się na koniec meczu łzami. Naszej 20-letniej mistrzyni na korcie nie wychodziło tak, jak chciała. Była sfrustrowana przewagą rywalki i tym, że nie może nic z tym zrobić. W końcu nie wytrzymała i emocje wzięły górę. Czy musimy się obawiać o naszą zawodniczkę?
Iga Świątek w objęciach Marii Sakkari po meczu, nie kryła emocji oraz łez Fot. Rex Features/East News
Porażka Igi Świątek z Marią Sakkari w pierwszym meczu WTA Finals dla obu zawodniczek zapamiętana zostanie na długo nie dlatego, że Greczynka rządziła na korcie, zagrała kapitalny mecz i po raz trzeci z rzędu ograła naszą znakomitą 20-latkę. Wszyscy będą teraz mówić o łzach Polki, o tym, że w końcówce emocje wzięły górę i że to niepokojący sygnał. Ale czy na pewno?

Od zeszłorocznego triumfu w Rolandzie Garrosie minął nieco ponad rok, Iga Świątek znalazła się niemal na samym szczycie w jednym z najpopularniejszych sportów świata. Jest niezwykle sumienna, ciężko pracuje na swoje sukcesy, do tego jest perfekcjonistką. I nie lubi przegrywać, co nie jest czymś dziwnym, prawda? Ale jak sama przyznaje, czasami nie wychodzi.

I nie jest to kwestia tego, że Świątek źle odrobiła zadanie domowe, że nie trenowała, czy zlekceważyła rywalkę. Wręcz przeciwnie. Możemy mieć pewność, że raszynianka i jej sztab wykonali 110 procent zadania. Tyle że w sporcie to czasem i tak jest za mało. Znakomicie grająca Greczynka nie dała naszej faworytce szans. Trafiała, punktowała, kontrolowała mecz. A Iga Świątek w drugim secie coraz bardziej się irytowała.


I wreszcie przyszła końcówka, kluczowy moment gry, w którym Polka robiła co mogła, by odwrócić losy spotkania. Nie udało się i ciężko oczekiwać, żeby Iga Świątek była z tego stanu rzeczy zadowolona. Pojawiły się emocje, później łzy i wielki zawód. Miała do tego prawo. Polka nie dotarła na pomeczową konferencję prasową, wybrała samotność i spokój. Do tego też ma prawo.

A Maria Sakkari pięknie mówiła o niej dziennikarzom, widać było jej zakłopotanie, gdy odbierała pod siatką gratulacje od zapłakanej rywalki. "Iga to wspaniała osoba i świetna zawodniczka. Ma dopiero 20 lat, to dla niej dopiero początek. Będzie miała jeszcze wiele innych okazji, by udowodnić swoją wartość" – komentowała z klasą Greczynka. I choć pojawiły się głosy, że coś złego dzieje się z Polką, to nie podzielam tego zdania.

Podobnie jak w Tokio presja i wysokie oczekiwania nie pomogły naszej tenisistce. Ale Iga Świątek ma dopiero 20 lat! Zbiera szlify sportowe, ale i życiowe. Zdarza się, że bardzo chce, być może sama wytwarza sobie presję, z którą później sobie nie radzi. I to na pewno nie pomaga. Ma jednak wokół siebie mądrych i oddanych ludzi, którzy wiedzą, jak przekuć porażkę w sukces. I którzy odpowiadają za jej triumfy, więc wypada im zaufać.

Najlepiej chyba całą sytuację ujął Zbigniew Boniek. "Nie martw się dziewczyno, wielu chciałoby być na twoim miejscu… Wiem dlaczego płaczesz czasami… Bo wiesz i czujesz, że jesteś od nich lepsza. Trzeba to tylko poukładać. Trzymamy kciuki" – napisał były już prezes PZPN. Czasem łzy są potrzebne i pomagają. A Iga Świątek jeszcze nam pokaże wiele dobrego, zobaczycie.

Czytaj także: Wróciły koszmary Igi Świątek, zła passa trwa. Bolesna porażka na początek turnieju mistrzyń

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut